[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na nią - oświetloną księżycowym blaskiem, otuloną jego kurtką, wspartązgrabnymi nogami w skałę.Wyobraził sobie niecnie z nią postępujących żołnierzy, czegomiał przedsmak w lochach.- Posłużymy się maścią - zdecydował.Popełzli stromym zboczem do poziomu mgły.Czepiali się drzew i młodych drzewek,ale i tak ześlizgiwali się w przepaść.Dor sięgnął do kieszeni po dzbanuszek i znalazł  dime od Ichaboda ze WspółczesnejMundanii.Zapomniał o tym pieniążku; pewno ześliznął się w jakiś zakamarek kieszeni i tamtkwił.Teraz był bezużyteczny.Sięgnął głębiej i znalazł dzbanuszek.Pospiesznie natarli maścią stopy.Mgła zaczynała osiadać jeszcze chwila i nie moglibyz niej skorzystać.Ostrożnie zeszli na mgielny most.- Trzymajcie się w pobliżu Arnolda - ostrzegł Dor.- Każdy, kto znajdzie się pozamagicznym polem, spadnie.%7łołnierze dotarli na skraj przepaści.Byli wściekli, kiedy przekonali się, że nikogo tamnie ma.Niemal natychmiast dostrzegli jednak uciekinierów.- Cnvm adknv! - zawołał jeden z nich - Sgdxgd nm sgd bkntc.Przez moment wytrzeszczali oczy na piątkę przyjaciół- Sgdx nie mogą tego zrobić! - protestował któryś z nich, kiedy dostali sięprzelotnie w zasięg magicznego pola.Ich dowódca znalazł rozwiązanie.- To czarownicy! Szpiedzy, nasłani przez Khazarów! Zestrzelić ich!%7łołnierze niechętnie napinali cięciwy łuków.- Biegnijmy! - zawołał Dor.- Ale trzymajmy się Arnolda! - Tym razem ja będę z tyłu, na wszelki wypadek  powiedział centaur.- Wypójdziecie przodem!Miał rację.Główna cześć magicznego pola znajdowała się przed centaurem i mógłbyon przyjąć taką pozę, żeby otoczyło wszystkich.Dor, Iren i Smash rzucili się w przód, kiedypoleciała ku nim pierwsza fala strzał.Grundy dosiadał centaura; tylko w ten sposób można gobyło uchronić przed zadeptaniem.Przebyli zasnutą mgłą przepaść i dotarli do gęstego lasu podrugiej stronie.- Aaaaach! - krzyknął Arnold.Dor zatrzymał się i obejrzał.Jedna ze strzał utkwiła w zadzie centaura.Ranny,próbował iść dalej na trzech nogach.Smash był na przedzie.Sięgnął do konaru drzewa, widocznego poprzez mgłę.Oderwał konar od pnia i cisnął w żołnierzy.To był dobry pomysł.Strażnicy wrzasnęli i padlipłasko na ziemię, kiedy spadł [na nich ciężki konar, a jeden z nich omal nie spadł w przepaść.Potem ogr przybiegł na mgle z powrotem.Pochylił się, ujął centaura za jedną zprzednich i jedną z tylnych nóg i zarzucił sobie na ramiona.- No wiecie! - wykrzyknął Arnold, zadziwiony mimo bólu.W magicznym polu niktnie dorównałby siłą ogrowi.Smash doniósł centaura do stoku i postawił tam, gdzie nie sięgałajuż mgła.Miejsce to było poza zasięgiem wzroku żołnierzy; nie będą już mogli do nichstrzelać.- Musimy wyjąć strzałę! - powiedział dzielnie centaur.Smash chwycił sterczącą strzałę i szarpnął.Arnold znów krzyknął, ale strzała zostaławyjęta.Nie wbiła się zbyt głęboko, bo grot mógłby się odłamać.- Tak, to był najlepszy sposób na zrobienie tego  przyznał centaur i zemdlał.Iren nakazała już rosnąć odpowiedniej roślinie.Stracili swój uzdrawiający eliksirwraz z torbą zaklęć, ale pewne rośliny też miały lecznicze właściwości.Wyhodowałabalsamowca i jego wydzieliną natarła ranę.- Nie zaleczy jej całkiem - powiedziała.- Ale ukoi ból i przyspieszy proces gojenia.Będzie mógł iść.Zdenerwowany Smash chodził tam i z powrotem.- Prędko go uleczy, będzie chłop do rzeczy! - powiedział.Dor zrozumiał, co ogr ma na myśli.- Nie wiemy, czy rany mundańskie zawsze ulegają zakażeniu, jak rana Cheta.Możetylko miał pecha.Poza tym ugryzła go wiwerna, a więc w grę mógł wchodzić jad.Arnoldzostał zraniony strzałą.Sądzę, że to co innego.A jednak uderzyło go, że ranny został drugi centaur.Czyżby miało to związek z klątwą maści? Centaury musiały jej używać dwa razytyle, bo miały przecież cztery stopy, może dlatego były bardziej podatne na działanie tejklątwy.Arnold wkrótce ocknął się z omdlenia i przyznał, że rana prawie nie boli.Sprawiło imto ulgę, co najmniej z dwóch powodów.Pomimo to Dor postanowił, że spędzą tu resztę nocy.I tak przepadła szansa na to, by potajemnie podejść do Zamku Ocna, ale teraz najważniejszebyło, by ich przyjaciel odzyskał siły.Działanie pola magicznego centaura było niezbędne dlapowodzenia ich mundańskiej misji. 12.Nocne słońceZmęczeni, lecz pełni nadziei, dotarli około południa do Zamku Ocna.Nie był takimponujący, jak Zamek Onesti, mimo to sprawiał grozne wrażenie.Mur zewnętrzny był zbytwysoki, żeby się mogli nań wspiąć.- Murowi przywalę, dziurę wywalę! - zaproponował, ufny we, własne siły, Smash.- Nie - sprzeciwił się Dor.- To postawiłoby na nogi wszystkich w Zaniku isprowadziło na nas deszcz strzał.Spojrzał na Arnolda - wyglądał dobrze, rana nie zaogniła się.Nie chcieli jednak nowejfali strzał! - Zaczekamy aż zapadnie noc i wtedy przystąpimy do działania.Spodziewają sięnaszego ataku, ale nie wiedzą, skąd nastąpi.Jeżeli udałoby się nam dotrzeć magicznym polemdo Króla Trenta, to może sam zdołałby się uwolnić.- Przecież nie wiemy, w której części Zamku jest więziony - zaniepokoiła się Iren.- To moja robota - rzekł Grundy.- Wśliznę się do środka zbadam co trzeba iopowiem wam o tym, zanim zapadnie noc.Wtedy załatwimy wszystko bez problemów.Wyglądało to na dobry pomysł, Golem zamierzał wkraść się do Zamku, a pozostaliznalezli bezpieczne miejsce, by się posilić i odpocząć.Arnold zasnął, rana chyba go bardziejosłabiła niż to okazywał.Smash zawsze się wyłączał, jeśli nie miał nic konkretnego doroboty.Dor i Iren znów byli sami.Dorowi przyszło na myśl, że dotarcie polem magicznym do Króla Trenta wcale niemusi oznaczać uwolnienia więzniów.Król mógłby wówczas przemienić więziennegostrażnika w ślimaka, ale cela dalej byłaby zamknięta.Królowa Iris mogłaby przywołać iluzjęgryfa, jednak i to nie otworzyłoby cel.Należało wszystko jeszcze raz przemyśleć.Leżeli na zboczu, osłonięci przez wielkie, stare dęby; świat wokół był zwodniczospokojny.- Naprawdę myślisz, że się uda? - zapytała niespokojnie.- Im bliżej końca, tymbardziej się boję, że może się wydarzyć coś okropnego.Uznał, że nie powinien przyznawać jej racji.- Wywalczyliśmy sobie drogę aż tutaj - odparł.- To nie może pójść na marne.- Nie mamy żadnych omenów powodzenia.- przerwała.- A może mamy? Omen -Król Omen - czyżby on miał z tym coś wspólnego? - Z magią wszystko jest możliwe.A my przenieśliśmy magię do tego królestwa.Potrząsnęła głową.- Wciąż waham się pomiędzy zwątpieniem a nadzieją.Ty po prostu idziesz doprzodu, nie znając męki niepewności - i zwykle docierasz do celu.Będziemy dobrze dobranąparą.Nie zna niepewności? Był samą niepewnością! Dalej nie chciał i jednak odbierać jejodrobiny nadziei, której tak potrzebowała.- Musi się nam powieść.Inaczej zostałbym przecież Królem.A tego byś nie chciała!Przyturlała się ku niemu uniosła, strącając liście i trawę.Ujęła go i za uszy iucałowała.- Byłabym za tym, Dor.Spojrzał na nią zaskoczony.Miała rozwichrzone włosy i wyglądała uroczo.- Z nich dwojga to ona zawsze była bardziej napastliwa, pierwsza do zwad, aostatnio i do romansów.Czy istotnie pragnął, żeby tak było?Objął ją i przyciągnął ku sobie, obsypując namiętnymi pocałunkami.W pierwszejchwili zesztywniała w zdumieniu, potem zmiękła.Odwzajemniła jego uściski i pocałunki,stała się słodka i kusząca.Aatwo byłoby wykorzystać sytuację.Jednak w mózgu Dora zabrzmiał sygnałostrzegawczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki