[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Został oszukany i wykorzystany tyle razy, że jej małej zdrady nie uwzględnił nawet na swojej liściepriorytetowych spraw do załatwienia.Zabawne, doprawdy, iż w oczywisty sposób męczyło Favorpoczucie winy.Gratulacje dla świątobliwych siostrzyczek.Wziąłby ją, ponieważ pragnął tej kobiety.Pożądanie i tęsknota, które trzymał na wodzy, odkąd go opuściła, raptownie odżyły, dając teżfizyczne oznaki.Oddychałgłęboko, czuł napięcie w mięśniach.Nie zamierzał jej mówić, jak go urzekła, że jej obraz budził wnim pragnienie zbliżeń cielesnych.Nie zamierzał dawać dziewczynie do ręki podobnej broni.Z drugiej strony, wciąż była na tyle dzieckiem, żeby nie zdawać sobie sprawy, co to za broń.Zmarszczył brwi.Jak wytłumaczyć tę niesamowitą mieszaninę niewinności i wyrafinowania?Szczere, bezpośrednie spojrzenie i wypracowane kłamstwa? To było zagadkowe i do tegopodniecające.Niemal tak bardzo, jak jej słodkie ciało.Poczuł znowu dotyk aksamitnych piersi, sprężystość ciała, pocałunek.Chciał więcej.Ale, do diabła, nazywała się Favor McClairen i miała wszelkie powody, żeby go nienawidzić, nawetżyczyć mu śmierci.Jedyna 98dziewczyna na świecie, której powinien pomagać w każdy możliwy sposób.Dziewczyna, której zrujnował życie.naciągnąć go do bramy! Sznury, którymi związano mu nadgarstki, napięły się, zwalając go z nóg.Upadł twarzą na oszronionąziemię; kawałki lodu wbiły się w brodę i czoło.Nie miał nawet siły, żeby odwrócić głowę.- Wstawaj, ty angielski bękarcie! Do góry, gnojku! - Kopnięto go w bok twardym obcasem, łamiąc to,co było tylko pęknięte.Jęknął.Tylko tyle mógł zrobić.Czyjeś ręce chwyciły go za ramiona, stawiając na nogi.Zachwiał się.Złapało go jeszcze więcej rąk, wlokąc w stronę łukowatego wejścia do starej wieży.Tam gopostawili, chwiejącego się i prawie nieprzytomnego, pod zębami uniesionej do góry metalowej kraty.Znów poszły w ruch łokcie i pięści, nie żałując razów; w uszach brzmiały gniewne glosy; smródspoconych ciał i odór zielono-czerwonych pochodni wypełniały mu nozdrza.'W ustach czuł słaby, metaliczny smak.Krew zakrzepła mu na wargach i ciekła z brody, krwawiło teżoko.Koszulę upstrzyły czerwone plamy.- McClairenowie! - Teraz krzyczeli; w ich głosach dzwięczałtriumf.- McClairenowie! Wyjdzcie do nas!Wysoko nad głową usłyszał cichy kobiecy głos:- O co chodzi? Kogo szukacie?Ktoś pchnął go silnie w plecy, upadł na kolana.Za nim odezwał się chrapliwy głos:- Szukamy McClairenów!Spojrzał z trudem w bok i zobaczył wychudłą postać w łachmanach; wściekłość na twarzypozbawiała tę osobę nie tylko płci, ale także wszelkich cech ludzkich.To do niej należała laska,którą złamano pierwszą na jego ramionach.- Nie ma klanu McClairenów- odparła kobieta, do której się zwracano, tym razem jeszcze słabszymgłosem.- Nie, pani, mylisz się! - odezwał się jakiś mężczyzna.- To my jesteśmy tym klanem.Anglicy mogąwyganiać nas z domów i palić wraz z naszymi gospodarstwami.Mogą nas grabić i dręczyć, ale myżyjemy.My jesteśmy McClairenowie i przyprowadziliśmy wodzowi angielskiego gwałciciela, żebygo nauczyć szkockiej sprawiedliwości.- Co? Jak to? Kim jest ten chłopiec? - zapytała kobieta.Jej drżący głos wzniósł się, jakbyodzwierciedlał strach Raine'a.- Diabelski pomiot Carra, który zostawił własne nasienie pod habitem zakonnicy! - wrzasnęła kobietaw łachmanach.-Dziewczyna jest z McClairenów! - Dobry Boże, czy to syn Carra?- Tak.Carra, który nas zdradził i oszukał, który odebrał nam kobzy i pledy, ukradł nasze ziemie izabił niejedną, ale trzy żony!Dość już! Tego nie ścierpimy! Chcemy sprawiedliwości!Tłum zaryczał z aprobatą.- Przyślij tu wodza, żebyśmy mogli znowu poczuć się dumni!- Głupcy! - krzyknęła kobieta tak rozpaczliwie, że Raine'owi wróciła na chwilę przytomność.-Zamordowaliście.moich synów!- McClairenowie! McClairenowie! - skandowali za nim, coraz głośniej i szybciej, zagłuszając nawetdzwonienie w jego uszach.Usiłował podnieść głowę i powiedzieć im prawdę: nie zgwałcił Merry.Owszem, znalezli ich razem,Merry nagą, jego prawie rozebranego, ale to nie był gwałt.Oskarżyła go ze strachu, bojąc się tego,co by ją czekało, gdyby odkryli, że dobrowolnie oddała się synowi Carra.100 IPowie im [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki