[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal cały pierwszy dzień spędziłyśmy w Luwrze.Potem wieczoremzjadłyśmy kolację w Dzielnicy Aacińskiej i chodziłyśmy jeszcze po nocnym Paryżu.Do domuwróciłyśmy na obolałych nogach, nieprzytomne ze zmęczenia.Obie zasnęłyśmy kamiennymsnem.Obudził mnie telefon.Dzwonił Aleksander. To która u ciebie jest godzina?  spytałam na wpół przytomnie. Zupełnie inna niż u ciebie.Następnego dnia zaproponowałam Ewie rejs statkiem po Sekwanie, ale odmówiła.Chciała wszystko zobaczyć z bliska, wszystkiego dotknąć.Więc wyruszyłyśmy piechotą, wspinając sięulicami dawnej wioski na Montmartrze.Ewa była zachwycona nastrojem tego miejsca. Zupełnie jak z Utrilla, mamo. Masz absolutną rację.Możemy wstąpić tutaj niedaleko do muzeum, to ci pokażęrekonstrukcję jego ulubionej knajpki, nazywała się  Cafe de l Abreuvoir. Jasne, chodzmy.Spędziłyśmy tam sporo czasu, Ewa utknęła przy obrazach Modiglianiego. Wiesz, te jego kobiety są takie smutne, zupełnie jak ty i ja. To my jesteśmy smutne?  zdziwiłam się. Przecież ciągle chichoczemy. Ale jaki jest ten chichot!  bezbłędnie odbiła piłeczkę Ewa.Przechodząc obok  A la Merę Catherine zaproponowałam, abyśmy usiadły na chwilęi napiły się czegoś. Szkoda czasu  odrzekła. Spieszy ci się jak tym Kozakom. Jakim Kozakom?  spytała zdumiona.Roześmiałam się. Po 1814 roku to była ulubiona gospoda Rosjan.Rozsiadali się i walili pięściami w stoły wołając: Bystro!  stąd się wzięła nazwa  bistro. Pewnie wiesz to od Saszy? To jest raczej znana anegdota. Więc to anegdota? Teraz już anegdota.Zeszłyśmy w dół na plac Blanche.Potem był plac Pigalle, zabawiłyśmy tam jakiś czasi poszłyśmy rue Frochot do rue Victor Masse.Ewa przystanęła przy kutej bramie zamykającejuliczkę zabudowaną starymi willami.Zaglądała przez tę bramę jak mała dziewczynka. Nie możemy tam wejść?  spytała zawiedziona. To prywatna ulica, widzisz ten czerwony znak? Prywatna ulica! Też coś.Po południu byłyśmy umówione z Katią na obiad w restauracji na placu Saint-Michel, gdzieczęsto przychodziłam ze studentami.To tutaj zobaczyłam przy fontannie samotnego Aleksandrai chyba po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak jest mi bliski.Jak się od tamtej pory mojewnętrze zagospodarowało uczuciami!Katia spózniła się jak zwykle, ale kiedy tylko się pojawiła, zaraz wzięła wszystko w swojeręce.To ona wybierała dania z karty, zamawiała wino.Długo nie mogło do niej dotrzeć, że Ewanie jada żadnych potraw mięsnych. No to może ślimaki albo małże? Ale to też jest mięso.  Co to za mięso  żachnęła się Katia. A ryby? Ryby też nie? To czym ty żyjesz,dziewczyno, chyba powietrzem.I to widać!W końcu jednak znalazła dla Ewy coś, co ją usatysfakcjonowało: krem ze szparagówi brokuły z opiekanymi kartoflami.Dla siebie zamówiła eskalopki cielęce.Bałam się, że Ewę tenwybór urazi, ale ona na szczęście nie była tak ortodoksyjna jak Grzegorz, który nie jadał nawetjajek, bo jego zdaniem były symbolem życia.Katia wypytywała, co się Ewie najbardziej podobało w Paryżu. Sam Paryż  odrzekła. Jego atmosfera.To więcej niż tylko piękne miasto, ono jest jakświątynia, w której nawet człowiek niewierzący chce się modlić.Katia pokręciła na to głową. Pani córka jest poetką.I nie pomyliła się.Ewa jeszcze przed maturą napisała kilka wierszy.Bardzo, moim zdaniem,pięknych, wydrukowała je w młodzieżowym piśmie i ktoś mi je pokazał.To nie erotykCoś dziś usiadło na moich ustachMotyl?Przykucnęło ostrożnie w zagłębieniukącikaPowiew jakiś?Delikatnie obrysowało konturOłówek aniołka?A potemWtargnęło we mnie z wielką, słodką siłąi pozrywało pętaPowiedz, proszę, co to było?Mapa twarzyTak bardzo chciałabym.Pouczyć się geografii z mapy TwojejtwarzyZajrzeć w szaroniebieską głąb oczu Zobaczyć błękit i ciemne chmuryniespokojnych myśliWytrwale wspiąć się na szczyt nosa A potemMiękko spaść na łąki piegówOstrożnie zajrzeć w labirynty uszu(nie wiesz Jakie mam zajęcze serce)i sprawdzić, czy nie ma tam złotej nutkilepszego losuTylko do przepaści ust nie wolnosię zbliżać.Czego nie lubięnie lubię ortografii, gramatyki, matematyki podcinają mi skrzydłanie lubię zakazów, nakazów, przykazów podcinają mi wolnośćnie lubię chamstwa, cwaniactwapróżnościI Ciebie nie lubię, gdy tak na mnie patrzysz mrużąc oczy[Wiersze Tatiany Raczyńskiej]Redaktor rubryki  Mały Parnas w młodzieżowym piśmie napisał we wstępie, że autorkajest uczennicą jednego z warszawskich liceów i próby poetyckie rozpoczęła niedawno. Tonajprostszy zapis odczucia  mówiła Ewa o sobie. Aadne układanie przeżyć jest nieszczere,nieuczciwe.Moje wiersze są jeszcze dziecinne.I znowu redaktor:  Wobec dosadnościwspółczesnego romansu niezmiernie subtelne, naturalne i jakże sugestywne są realiaerotycznego rytuału w wierszach Ewy.Ile w nich przy tym prawdy! Ile delikatnego, poetyckiegowyrazu! Może w naszej liryce miłosnej objawi się wreszcie nowy i oczekiwany talent?Czytałam to wszystko z uczuciem zdumienia.Liryka miłosna i ona, Ewa.Do kogo pisała?Czy istniał ten ktoś, z kim chciała poszukiwać złotej nutki lepszego losu?Nic dziwnego, że nic nie wiedziałam o jej tęsknotach.%7łe mi się nie zwierzała.Byłamnaznaczona uczuciowym kalectwem i tak bardzo pozbawiona erotycznej wyobrazni, że jejistnienie u mojej córki przejmowało mnie lękiem.Przez długi czas obserwowałam ją ukradkiem.Ona nie wiedziała oczywiście, że poznałam jej tajemnicę.Nie mogłam jej ani spytać, czy dalejpisze, ani do tego zachęcać.To się nie mieściło w naszych stosunkach.Chyba wtedy po razpierwszy dotarło do mnie, jaką niedoskonałą jestem matką.Nie potrafiłam przed niczymuchronić swojej córki, nie potrafiłam jej ostrzec, przekazać jej swojego doświadczenia.Swojego rozczarowania.Byłam pewna, że ona przeżyje swoje, ale ja nigdy się o tym nie dowiem.Nie dowiedziałam się nigdy, kto był adresatem tych wierszy.Czy właśnie Grzegorz? Niewiedziałam też, jak wypadła konfrontacja mojej uduchowionej córki z prawdziwym seksem.I cozdołała w sobie z owych erotycznych wyobrażeń ocalić.Może nic z tego nie pozostało.To zbytwczesne macierzyństwo, te porody niemal jeden po drugim.Zniekształcone, oporne ciałorozrywane nieludzkim bólem, krew, krew.Asysta obcych, nieczułych ludzi w fartuchach.Onaobnażona na ich oczach, z rozwartymi udami.Temu jej aniołkowi musiał wypaść ołówekz pulchnej ręki.Poetka zamilkła.Aleksander miał trochę racji.Obraziłam się na cały świat, że mi zabrał moją małą córeczkę.%7łe mi ją zepsuł jak lalkę.Na kawę przeniosłyśmy się do małej kawiarenki obok, usiadłyśmy pod parasolem na ulicy.Było ciepłe popołudnie, jak w środku lata.Przechodnie zdejmowali marynarki, żakiety, widziałosię krótkie rękawy.Ale to już była jesień, wyczuwało sieją w powietrzu. Ewa chciałaby pójść wieczorem do kabaretu  zwróciłam się do Kati. Możewybrałybyście się razem, a moje zmęczone kości odpoczną? Zwietnie  ucieszyła się Katia.Zauważyłam, że przebywanie w towarzystwie Ewy sprawiajej przyjemność.Zupełnie jakby była głodna młodości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki