[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal się cieszył, że nie musi iść dopracy.Mógł teraz zażywać sjesty.Przyzwyczaił się już do popołudniowego odpoczynku i nie umiałz niego zrezygnować.Nieraz zapadał w głęboki sen po lunchu.Odkrył, że sen bardzo go pociąga.Jeślinie wychodził z domu, robił sobie lunch jak najwcześniej.Gdy jadł w klubie, brał taksówkę, byszybciej wrócić, z niecierpliwością marząc o półmroku swego mieszkania i jego usypiającym cieple,zupełnie niepodobnym do jaskrawego żaru odległych dni w obcych miastach, do których nawoływałago przygoda choć wydawało mu się, że to właśnie jej zew słyszy teraz z oddali.Spiętrzał swojezajęcia w godzinach rannych, planując je i układając tak, jakby były prawdziwymi obowiązkami.Wystarczyły zakupy, wizyta w Bibliotece Londyńskiej i może godzina w klubie, by miał wrażenie, żezrobił bardzo wiele i zasłużył na przerwę.Pózniej, uspokojony ciężkim snem, który wykradał muwiększą część popołudnia, wychodził po popołudniową gazetę i jakieś dodatkowe zakupy.Wolałwędrować po swej ulicy po zapadnięciu zmroku, gdy zapalono już światła.Widział wtedy, jakprzechodnie pędzą za swoimi sprawami, czego nie dostrzegał rankiem.Nie mógł się doczekaćwieczoru, by bez pośpiechu czytać, słuchać muzyki, oglądać telewizję.Czasami wydawało mu się, żewraca do życia tylko na drugą część dnia, poprzedzającą moment, w którym z westchnieniempostanawiał przygotować sobie łóżko i iść spać, mimo iż wiedział, że kolejna noc, jeśli nawet niebezsenna, będzie niespokojna.Dostrzegał symptomy starzenia się zarówno w swych bezcelowych zajęciach, jak i w kompletnieniezasłużonej bezczynności.Jedyne, na co potrafił się zdobyć, to zachować te objawy w tajemnicy.Uznawał jednak za smutną okoliczność, że płomień zgasł tak szybko, pozostawiając tylko mdłe ciepłow piersi człowieka bez impulsów.Zastanawiał się, czy jego życie już nie przeminęło i czy nie wiążągo z nim tylko sporadyczne przyjemności.W każdymrazie jego ostatnie dni były wypełnione przyjemnościami, dzisiejszy też.Słońce świeciło wysoko naniebie i byłoby zbrodnią zostać w domu.Pójdzie więc znów do Biblioteki Londyńskiej.Miał ochotęjeszcze raz poczytać Mauriaca, tak jak w latach dorastania.Potem zje lunch w klubie.Wzdychał,robiąc te plany, całkowicie świadom, że wielu ludzi pozazdrościłoby mu takiego rozkładu dnia.Jegojednak nie cieszył pobyt w przedsionku piekielnym i zastanawiał się, czy coś jeszcze zmusi go dopowrotu na ziemię, czy coś rozbudzi w nim uczucia, które prawdopodobnie wypaliły się już do cna.Wychodząc z domu w najlepszym z nastrojów, na jakie potrafił się zdobyć, nie ucieszył się widząc, żedrzwi Dunlopów są otwarte i stoi w nich Kąty Gibb.Był tak pochłonięty myślami, że przez momentpatrzył na nią, nie rozpoznając jej.Ubrana była w czarne spodnie i coś, co sprawiało wrażenieczarnego swetra z kaszmiru.Po chwili to coś spadło na ziemię.Rozpoznał sweter Sharon i pomyślał,że stopy dziewczyny muszą być bose.Nie pomylił się.Postanowił, że okaże więcej dobrej woli, niżjest to konieczne, przywita ją i natychmiast zajmie się własnymi sprawawami. Dzień dobry powiedział. Mam nadzieję, że spałaś dobrze? Nie, spałam zle odparła. Gdybym dobrze spała, nie byłoby mnie tu o tej porze. Wydawałoby się, że wpół do dziewiątej. Ty chodzisz wcześnie spać, prawda? Czy to cię nie nudzi?Pytaniu towarzyszył półuśmiech wyrażający pewność siebie, jakby Katy oczekiwała, że teraz zostanąprzyjaciółmi. Będziesz musiała mi wybaczyć.Jestem dziś rano dość zajęty.Jęknął, słysząc swe własne kłamliwe słowa.Aleuznał za konieczne otoczyć się murem półprawd.W przeciwnym razie nie uniknie ciągłych kontaktówz intruzem.Katy skierowała się w jego stronę, stąpając bosymi stopami, z promiennym uśmiechem na ustach tym samym, którym obdarzyła go pierwszego dnia.To była jej odpowiedz.Spostrzegł świeżo umytewłosy, ciągle jeszcze lekko wilgotne i pachnące szamponem cytrynowym. Gdybyś zechciał zrobić mi filiżankę kawy, to właściwie mogłabym dotrzymać ci towarzystwaprzez pół godziny.Ze zniecierpliwieniem, a także pod wpływem masochistycznego pragnienia poddania się jej woli,woli, która z nudów chciała teraz podporządkować go sobie, otworzył drzwi ze zbędnym impetem iwskazał dziewczynie drogę do środka. Kawa czy herbata? zapytał oschle. Zwietnie, może być herbata, a do niej grzanka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Hamilton Laurell Anita Blake 05 Trupia główka cała
- Laurell K. Hamilton, Narcissus in Chains, Anita Blake 10
- Hamilton Laurell Anita Blake 06 Zabójczy taniec
- Hamilton Laurell Anita Blake 06 Taniec mierci
- Laurell K. Hamilton Anita Bla Spalone ofiary
- Laurell K. Hamilton Anita Bla Taniec smierci
- SHREVE ANITA TRUDNE DECYZJE
- Warren Adler Prywatne kłamstwa
- 53 (8)
- Christen, Ada Jungfer Mutter
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- shinnobi.opx.pl