[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Błyski policyjnych kogutów przecinałyciemność wielobarwnymi błyskami.Były dalej, niż wyglądały.Musieliśmy pokonać jeszcze dwawzniesienia, nim światła ukazały nam bezlistne drzewa, czyniąc je czarnymi i nierealnymi.Drogaprowadziła na szeroką polanę.Stał na niej duży, biały dom, otoczony rozległym trawnikiem.Budynek był solidny, z podmurówką, okiennicami i długim gankiem.Był piętrowy, wokół rósłstarannie przystrzyżony żywopłot.Podjazd wyłożono białym żwirem, który musiano skądśprzywiezć.Przy podjezdzie ciągnęły się dwa szerokie klomby narcyzów.Mundurowy glina zatrzymał nas przy podjezdzie.Był wysoki, barczysty i ciemnowłosy.Oświetliłlatarką wnętrze samochodu.- Bardzo mi przykro, proszę pani, ale nie mogę pani przepuścić.Pokazałam mu legitymację i powiedziałam: Jestem Anita Blake, z Okręgowej Jednostki do spraw Dochodzeń Paranormalnych.Mówiono mi, że szeryf St.John oczekuje mnie.Nachylił się do otwartego okna i poświecił latarką na Lany'ego. A to kto? Larry Kirkland.Jest ze mną.Patrzył przez chwilę na Larry'ego.Ten uśmiechnął się, usiłując sprawiać wrażenie niegroznego.Jestw tym niemal tak dobry jak ja.Mogłam przyjrzeć sięspluwie gliniarza, gdy ten nachylił się do wnętrza wozu.To był colt.45.Duży gnat, ale glina miał odpowiednio wielkie łapska.Poczułam zapachjego wody po goleniu: brut.Oparł się o drzwiczki, aby przyjrzeć się Larry'emu.Gdybym miałapistolet ukryty na podołku, mogłabym go teraz rozwalić.Facet był wielki i na pewno jadł chleb zniejednego pieca, ale wydawał się nieostrożny.Spluwie wszystko jedno, jakie masz gabaryty.Skinął głową i odsunął się od okna. Zapraszam do domu.Szeryf czeka na panią  Nie wydawał się uszczęśliwiony, kiedy tomówił.Coś nie tak?  spytałam.Uśmiechnął się krzywo i pokręcił głową.To nasza sprawa.Nie uważam, abyśmy potrzebowali pomocy ani od pani, ani od kogokolwiek in-nego.Jak pańska godność?  spytałam.Coltrain, zastępca szeryfa Zack Coltrain.Cóż, zastępco Coltrain, do zobaczenia w domu.Chyba tak, panno Blake.Uważał mnie za glinę i celowo unikał tytułowania mnie per  funkcjonariuszko" albo  panidetektyw".Odpuściłam.Gdybym chciała, aby w jakiś sposób mnie tytułował, upomniałabym się oto, ale bezpodstawne domaganie się.aby zwracał się do mnie per  pani detektyw , mijało się zcelem.Podjechałam pod dom i zaparkowałam między policyjnymi radiowozami.Przypięłamidentyfikator do ubrania.Ruszyliśmy jasnym, półkolistym podjazdem, nikt nas nie zatrzymał.Stanęliśmy przed drzwiami w ciszy, która wydawała się naprawdę niesamowita.Byłam na wielumiejscach zbrodni.Nigdy nie było tam tak cicho.Tu było inaczej.Nie było słychać jazgotupolicyjnych radiostacji, nie było tłumów krzątających się ludzi.Na miejscach zbrodni zawsze jestpełno ludzi  detektywów po cywilnemu, mundurowych, techników, fotografów, kamerzystówpolicyjnych i pielęgniarzy z karetki, czekających na wywiezienie ciała.Staliśmy na świeżozamiecionym ganku, pośród chłodnej, wiosennej nocy i jedyne co słyszeliśmy, to rechot żab.Tendzwięk dziwnie współgrał z błyskami policyjnych kogutów.Czekamy na coś?  spytał Larry.Nie  odparłam.Nacisnęłam na podświetlony dzwonek.Wewnątrz domu rozległ się donośnydzwięk gongu.Gdzieś z wnętrza budynku dobiegło wściekłe ujadanie małego psa.Drzwiotworzyły się.W świetle płynącym z sieni stanęła kobieta, większość jej ciała była skryta wcieniu.Blask policyjnych kogutów omiótł jej twarz, malując ją kolorowymi błyskami.Byłamojego wzrostu, z ciemnymi włosami, które albo kręciły się same, albo wskutek naprawdę dobrejtrwałej.Robiła z nimi jednak więcej niż ja ze swoimi i okalały jej twarz łagodnymi talami.Mojewłosy są zawsze trochę rozwichrzone.Nosiła bluzkę na guziki, z długimi rękawami, wyłożoną nadżinsy.Wyglądała na siedemnaście lat, ale nie dałam się oszukać.Ja też wyglądałam młodo.Podobnie jak Larry.To chyba nie wynikało z tego, że byliśmy wszyscy niskiego wzrostu, prawda? Nie jesteście z policji  powiedziała z niezłomnym przekonaniem. Jestem Anita Blake  oświadczyłam - z Okręgowej Jednostki do spraw DochodzeńParanormalnych.To mój kolega, Larry Kirkland.Larry uśmiechnął się i skinął głową.Kobieta odstąpiła od drzwi i blask z korytarza rozjaśnił jej twarz.To dodało jej jeszcze z pięć lat,ale nie więcej.Dopiero po chwili zorientowałam się, że miała bardzo delikatny makijaż. Proszę wejść, panno Blake.Mój mąż, David czeka przy ciele. Pokręciła głową. Tostraszne. Wyjrzała na zewnątrz, po czym zamknęła drzwi. David kazał im wyłączyć teświatła.Nie chcemy, aby wszyscy w okolicy dowiedzieli się, co się stało. Jak pani godność?  spytałam.Lekko się zaczerwieniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki