[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Na kolanach byłam dużo niżej od poziomu czyjegoś torsu.Włożyłamklucz do zamka - nic się nie stało.Prawdopodobnie apartament był pu-sty, oprócz mojej rybki zastanawiającej się, co, do diabła, robię. Przekręciłam gałkę, pchnęłam do wewnątrz i w drzwiach eksplodo-wała dziura, grzmiąc jak wystrzał z armaty.Przez sekundę nic nie sły-szałam.Drzwi zamknęły się z siłą wystrzału i przez powstałą w nich dziuręzobaczyłam człowieka, podnoszącego dubeltówkę.Błyskawiczniestrzeliłam przez otwór.Drzwi odbiły się i otworzyły od wystrzału du-beltówki.Upadłam na bok, celując pistoletem do wewnątrz mieszkania.Broń znów wypaliła, zasypując korytarz kawałkami drewna.Strzeli-łam jeszcze dwa razy, trafiając mężczyznę w pierś.Ten zatoczył się,zlewając krwią płaszcz, i upadł do tyłu.Strzelba spadła na dywan obokjego stóp.Na kolanach dotarłam do mojego mieszkania, plecami ocierając ościanę mojej małej kuchni.Wszystko, co mogłam słyszeć było rykiemw moich uszach, pewnie, jak mgliście sobie uświadomiłam, pędem mo-jej własnej krwi przez głowę.Nagle Richard znalazł się w drzwiach, jak pewny cel.- Na ziemię! On mógł nie być sam!Nie byłam pewna, jak głośny był mój wrzask.W uszach ciągle midzwoniło.Richard przykucnął obok mnie.Myślę, że wypowiedział moje imię,ale nie miałam na to czasu.Dzwignęłam się w górę, z plecami płaskoprzy ścianie, broń trzymając w pewnym uścisku, oburącz.Zaczął wsta-wać.- Zostań w dole - nakazałam.Posłuchał.Punkt dla niego.Mogłam teraz zobaczyć, że na progu mojego mieszkania nie było ni-kogo więcej.Jeżeli nikt nie ukrywał się w sypialni, płatny zabójca dzia-łał w pojedynkę.Wolno do niego podeszłam, z lufą pistoletu wycelo-waną w jego ciało.Gdyby zadrżał, strzeliłabym ponownie, ale nie ru-szał się.Dubeltówka leżała u jego stóp.Jeszcze nigdy nie widziałamczłowieka, korzystającego z broni stopami, więc zostawiłam ją tam,gdzie była.Zabójca leżał na plecach, z jedną ręką nad głową, a drugą przy boku.Jego twarz miała piętno śmierci, była sflaczała; niewidzące pozostałyoczy szeroko otwarte.Nie musiałam sprawdzać pulsu, ale mimowszystko zrobiłam to.Nic.Miał trzy dziury w klatce piersiowej.Trafi-łam go pierwszym strzałem, ale nie był to ten śmiertelny.To prawieosądziło o moim życiu. Richard stanął za mną.- W mieszkaniu nie ma nikogo innego, Anito.Nie kłóciłam się z nim.Nie spytałam, czy wiedział to po zapachu,czy może usłyszał.Cholernie mnie to nie interesowało.Gruntownie sprawdziłam łazienkę i kuchnię, po powrocie znajdującRicharda patrzącego w dół, na trupa.- Kim on był? - zapytał.Dotarło do mnie, że znowu mogę słyszeć.Dla mnie super.W uszachwciąż słabo mi dzwięczało, ale to minie.- Nie wiem.Richard spojrzał na mnie.- Był.zabójcą?- Tak myślę.W drzwiach miałam tak dużą dziurę, że można się było przez niąprzecisnąć.Wciąż były otwarte.Mieszkanie pani Pringle pozostało za-mknięte, ale roztrzaskana framuga wyglądała tak, jakby coś dużegougryzło jej kawałek.Gdyby starsza pani tam stała, już byłaby martwa.Usłyszałam przytłumione wycie syren policyjnych.Nie mogłam wi-nić sąsiadów o zadzwonienie po nich.- Mam zamiar wykonać parę telefonów, zanim gliny tu dotrą.- A potem co? - spytał.Przyjrzałam mu się.Był blady, białka jego oczu ukazywały się tro-chę za bardzo.- Pójdziemy z miłymi panami policjantami na posterunek, żeby od-powiedzieć na parę pytań.- To była samoobrona.- Tak, ale wciąż mam martwego mężczyznę na moim dywanie.Weszłam do sypialni, szukając telefonu.Miałam lekkie problemy zprzypomnieniem sobie, gdzie go zostawiłam, jakby zawsze walał się podomu, zamiast tkwić na mojej szafce nocnej.Szok zawsze jest zabaw-ny.Richard oparł się o framugę drzwi.- Do kogo chcesz zadzwonić?- Do Dolpha i może Catherine.- Zaprzyjazniony policjant, to rozumiem, ale czemu Catherine?- Jest prawniczką.- Och - westchnął. Rzucił okiem na trupa, który zakrwawił cały mój biały dywan.- Umawianie się z tobą nigdy nie jest nudne, przysięgam.- Ale jest też ryzykowne - odparłam.- Nie zapominaj o niebezpie-czeństwie.Wybrałam numer Dolpha z pamięci.- Nigdy nie zapominam, że jesteś niebezpieczna, Anito - powiedziałRichard.Wpatrywał się we mnie, a jego oczy były bursztynowe, w ko-lorze oczu wilka.Jegobestia przemykała za tymi oczami, wyglądając na zewnątrz.Prawdo-podobnie z powodu zapachu świeżej krwi.Spojrzałam w te obce oczy iwiedziałam, że nie byłam jedyną niebezpieczną osobą w tym pokoju.Oczywiście byłam uzbrojona.Zmarły mógł za to poręczyć.Zmiech po-łaskotał wnętrze mojego gardła.Spróbowałam go przełknąć, ale wylałsię na zewnątrz, i gdy Dolph odebrał telefon, śmiałam się w najlepsze.Zmiech zawsze był lepszy od płaczu.Jednak nie sądzę, by Dolph też takuważał.Rozdział 4Siedziałam na zwykłym, prostym krześle przy małym, obskurnymstoliku w pokoju przesłuchań.O, przepraszam, w pokoju do wywiadów,jak to teraz nazywali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki