[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matt usiadł na beczce.- Mów dalej - rzekł.- Zrób to jak należy - wybełkotałem.Z niecierpliwym gestem przyjął mój cios.- W takim razie trzymaj się scenariusza - odparował.Z dziwnie nierzeczywistym uczuciem wymówiłem znajome, od dawna nieużywanesłowa.- Pobłogosław mnie, ojcze, bo zgrzeszyłem.Ostatni raz spowiadałem się osiem lat ikilka miesięcy temu.Mam na sumieniu jeden grzech.- Tylko jeden?- Tylko jeden, Matt.Nie chcę zbyt długo pozbawiać pełnych uwielbienia fanówtwojego towarzystwa.Nie odpowiedział, toteż podjąłem:- Po śmierci Katie.Słowa zawisły w powietrzu.Cokolwiek chciałem powiedzieć, wyciekło z mojejgłowy, niczym olej z nieszczelnej miski.I nie zjawiło się nic, co by to zastąpiło.- Po śmierci Katie? - powtórzył z naciskiem Matt.- Mów dalej, Feliksie, co się stałopo śmierci Katie?Czemu w ogóle zaczynałem? Jaki sens miała cała ta zabawa? Napełniłem szklankę,odkrywając w trakcie, że wciąż jeszcze jest pełna po ostatnim razie.Ostro pachnąca cieczspłynęła mi po palcach i rozbryznęła się na ziemi.- Po śmierci Katie.?Nie mogłem na niego spojrzeć, toteż wbiłem wzrok w pełną szklankę, przyglądając sięminiaturowym falom i zmarszczkom na menisku.- Znów ją zabiłem.- Co to w ogóle znaczy, Feliksie? - Matt wciąż przemawiał łagodnie, wyczuwałemjednak napięcie w jego głosie.- Jej ducha.Jej.dusza powróciła.Przyszła do mojego pokoju.- Wyobraziłeś to sobie w swoim żalu. - Nie, Matt.Katie.To była Katie, we własnej osobie.Wiesz, że widuję rzeczy, którychty nie widzisz.- Wiem, że wmówiłeś sobie, że je widujesz.Napięcie wypłynęło na powierzchnię.Matt od dzieciństwa wiedział o moim zmyśleśmierci, ale odkąd przyjął święcenia, nigdy o nim nie rozmawialiśmy.Był to słoń, wokółktórego tańczyliśmy arabeski podczas każdej rozmowy.- I zmusiłem ją, by odeszła.śpiewając - podjąłem.- Nucąc.Myślę, że chciała tylkoporozmawiać.%7łe się bała i chciała wrócić tam, gdzie jej miejsce, do rodziny.Ale ja jąodesłałem.I nigdy już nie wróciła.Cisza ciągnęła się nieznośnie.- Idz na jej grób - poradził w końcu Matt.- Pomódl się za nią.Pomódl się, byodnalazła drogę do nieba, i o to, by ci wybaczyła.Obróciłem w palcach przepełnioną szklankę i whisky znów pociekła przez krawędz,spływając po szklanych ściankach niczym pot bądz łzy.- Słyszysz mnie, Feliksie?- Tak - odparłem.- Słyszę.Wytrącił mi z rąk szklankę i butelkę.Szklanka rozbiła się, butelka nie: poturlała siętylko podłodze, wyrzygując z siebie whisky niczym pijany doker.- W takim razie odmów akt łaski - poradził.- Deus meus - zacząłem.- Ex toto corde paenitet.Minęło jednak zbyt wiele czasu i nie pamiętałem już słów.Matt wyrecytował je dlamnie, a ja powtarzałem jak papuga, póki w końcu nie przypomniałem sobie z powrotem przyadiuvante gratia tua.To były tylko słowa, nie wierzyłem, by ktokolwiek słuchał.Ale oczywiście słuchał.Matt.Położył mi dłoń na ramieniu i ścisnął tak mocno, że aż zabolało.- Twoje grzechy zostały odpuszczone, ty pijany, samolubny draniu - rzekł.- Odejdz wpokoju.Kiedy uniosłem wzrok, zniknął.A może uczciwiej byłoby przyznać, że nie uniosłemgo, dopóki się nie upewniłem, że odszedł, a jego kroki nie rozpłynęły się w ciszy.Muzyka ikrzyki wzmogły się, a potem znów ścichły, anonsując otwarcie i zamknięcie którychś drzwi.Siedziałem tak, wdychając opary whisky niczym bluzniercze kadzidło i wciąż czującciężar dłoni na ramieniu.Zupełnie nie czułem się rozgrzeszony - bardziej jakby złapał mnieza kołnierz święty duchowy policjant.Z całą pewnością wiedziałem jednak dwie i tylko dwie rzeczy: że powołanie Matta jest prawdziwe i że jeśli chodzi o rozgrzeszenie, kilka mizernychmodlitw nie wystarczy.Pen wysłuchała mnie w milczeniu.Kiedy przemówiła - niech pogańscy bogowiepobłogosławią jej nieomylny instynkt - to po to, by zmienić temat.- To coś, co wyczuwasz, kiedy jesteś w Salisbury.Myślisz, że to jakiś geist?Pen zna nasz żargon i użyła tego słowa w jego znaczeniu technicznym.Dla egzorcystygeist to ludzki duch, który nie przyjmuje formy widzialnej, ale nadal potrafi oddziaływać nanasz świat - niemal zawsze niszczycielsko.- Nie wiem - przyznałem to co oczywiste.- Ale nie sądzę.Większość geistów poruszaprzedmiotami.Tłuką butelki, rzucają meblami, zdmuchują świeczki, wypychają ludzi przezokna.To natomiast jest.nienamacalne.To tylko odczucie.I wydaje się wszechobecne -obejmuje całe osiedle, a tymczasem geist zwykle trzyma się jednego określonego miejsca.Pen z zamkniętymi oczami wciągnęła w płuca parę znad filiżanki kawy, jak Nickychłonący zapach wina.Potem opróżniła ją jednym haustem.Czekałem cierpliwie, wiedząc, żesię zastanawia.- Mieszkańcy osiedla - rzekła, gdy w końcu znów otworzyła oczy.- Czy oni wiedzą, żeto tam jest? To znaczy, oczywiście, wpływa to na ich myśli i zachowanie, ale czy sąświadomi, że to się dzieje, czy też po prostu się temu poddają?- Chyba to drugie.Ja to czuję, bo.- Bo masz swój wbudowany radar.- Właśnie.Ale myślę, że dla innych to coś jak dzwięk, który rozbrzmiewa ci w uszachod tak dawna, że już go nie słyszysz - słyszysz tylko ciszę, kiedy milknie.To jest subtelne.Potężne, ale bardzo subtelne.Prawdę mówiąc, zaczynam się zastanawiać, czy gdzieś w tymwszystkim nie kryje się demon.Pen pokiwała głową, jakby w tym samym momencie doszła do identycznego wniosku.- W takim razie powinieneś pomówić z ekspertem - uznała. 10Tak się składa, że do kręgu moich najbliższych znajomych należą dwa demony.Pen z wielupowodów, oprócz czysto pragmatycznych, miała na myśli Rafiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki