[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to było to możliwe, więc na razieodłożył decyzję w tej sprawie do czasu, aż dowie się więcej.Wycisnął z Jurginsa niecoszczegółów co do munduru tego oficera - ze srebrnymi wyłogami i dziwną odznakąregimentu, przedstawiającą wilka pożerającego słońce - i powinien wrócić do biblioteki,zanim ta zamknie swoje podwoje.Zamiast tego zdecydował, że musi pójść do Palące,ponieważ major i ta dziewczyna już tam byli pózniej lub wcześniej, chciał więc dotrzeć tamjak najszybciej, na wypadek gdyby czekały na niego jakieś istotne informacje, co było raczejmało prawdopodobne.Może ustalić nazwę regimentu i zidentyfikować oficera rano, jeślinadal będzie to istotne.Przystanął przed Raton Marinę i spojrzał na swój strój, siląc się na obiektywizm.Niebył odpowiednio ubrany, więc powinien wpaść do swojego pokoju i się przebrać.Do Palącenie wpuszczano byle kogo, a jeśli zamierzał wypytać jego zarządcę, powinien wyglądać jaknajlepiej.Przeklinając w myślach tę zwłokę, szybko pomaszerował ciemną ulicą, na którejbyło więcej ludzi niż poprzednio.Jedni kłaniali mu się, gdy ich mijał, inni po prostu udawali,że nie istnieje, co było w tej dzielnicy normalnym zachowaniem.Chang dotarł do drzwi,wyłowił z kieszeni klucz, lecz kiedy próbował włożyć go do dziurki, odkrył, że zamek zostałwyłamany.Przyklęknął i obejrzał drzwi.Drewno wokół zamka popękało od silnegokopnięcia.Delikatnie pchnął drzwi, które otworzyły się ze zwykłym skrzypnięciem.Chang spojrzał na pustą, słabo oświetloną klatkę schodową.W budynku panowałacisza.Zastukał laską w drzwi dozorczyni.Pani Schneider była amatorką dżinu, ale jak na niąbyło trochę za wcześnie, by upić się do nieprzytomności.Spróbował przekręcić klamkę, aledrzwi były zamknięte.Zapukał ponownie.Przeklął tę babę, nie po raz pierwszy, po czymwrócił na schody.Szybko i po cichu zaczął wchodzić, trzymając laskę w pogotowiu.Jegopokój znajdował się na samej górze, więc Kardynał był przyzwyczajony do wspinaczki.Przechodząc przez kolejne piętra, czujnie spoglądał na drzwi.Wszystkie wyglądały nazamknięte, a ich mieszkańców nie było słychać.Może zamek wyłamał jakiś lokator, któryzgubił klucz? Było to możliwe, ale wrodzona podejrzliwość Changa nie dawała mu spokoju,dopóki nie dotarł na szóste piętro.gdzie zobaczył otwarte na oścież drzwi swojej klitki.Szybkim ruchem Chang wysunął z polerowanego dębowego drzewca rączkę laski,zakończoną długim obosiecznym ostrzem, i obrócił w dłoni pozostałą część, którą mógłwykorzystać jako pałkę lub go parowania ciosów.Tak uzbrojony, przyczaił się w cieniu inasłuchiwał.Słyszał tylko odgłosy miasta, ciche, lecz wyrazne.Okno było otwarte, cooznaczało, że ten ktoś wyszedł na dach, aby uciec lub się rozejrzeć.Chang czekał, nieodrywając oczu od drzwi.Ten ktoś w środku musiał słyszeć, jak Kardynał wchodził po schodach, i z pewnością czeka, aż wejdzie.niecierpliwiąc się tak samo jak on.Drętwiały munogi.Nabrał tchu i cicho wypuścił powietrze, rozluzniając mięśnie, a wtedy wyraznie usłyszałdolatujący z ciemnego pokoju szmer.Potem znowu.I trzepot skrzydeł.To gołąb,niewątpliwie wlatujący przez otwarte okno.Z obrzydzeniem wstał i podszedł do drzwi.Gdy wszedł, ciemność pokoju w połączeniu z przydymionymi szkłami okularów możeniezupełnie go oślepiły, lecz z całą pewnością przeniosły w krainę głębokiego zmroku i byćmoże to wyostrzyło mu pozostałe zmysły, gdyż zaledwie przekroczył próg, wyczuł jakiś ruchpo lewej i instynktownie - oraz dzięki znajomości układu pokoju - uskoczył w prawo, wzagłębienie między wysoką szafą a ścianą, jednocześnie zasłaniając się drzewcem laski.Wsączącym się przez okno blasku księżyca błysnęło ostrze szabli, koszącym ruchem opadająceku niemu zza drzwi.Chang zszedł z linii ciosu i odparował go laską.Zaraz potem, równieinstynktownie, doskoczył do napastnika.Robiąc to, naparł drzewcem na ostrze szabli -nieporęcznej w walce w tak ciasnej przestrzeni - uniemożliwiając przeciwnikowi zadanienastępnego ciosu.Prawa ręka Changa, ta, w której trzymał sztylet, śmignęła naprzód jakwłócznia.Mężczyzna jęknął z bólu, a Chang poczuł impet uderzenia, lecz w ciemności niewiedział, gdzie trafił cios.Mężczyzna próbował przekręcić szablę i wycelować ją ostrzem lubkońcem w ciało Changa, który upuścił laskę i złapał go za rękę, starając się do tego niedopuścić.Cofnął prawą rękę i zadał jeszcze trzy szybkie pchnięcia, jedno po drugim,przekręcając wyrywane z ciała ostrze.Przy ostatnim pchnięciu poczuł, jak mięśnieprzeciwnika wiotczeją, więc puścił go i zrobił krok w tył.Mężczyzna z jękiem osunął się napodłogę i zaczął rzęzić.Chang wolałby go przesłuchać, lecz nic nie mógł na to poradzić.Kiedy chodziło o przemoc, Chang był realistą.Chociaż doświadczenie i umiejętnościzwiększały jego szanse przeżycia, Wiedział, że margines błędu jest niewielki i często zależynie tyle od szczęścia, co od zdecydowania lub siły woli.W tych ułamkach chwil stanowczość,a nawet ponura determinacja były decydujące, a wszelkie wahanie śmiertelnie niebezpieczne.Każdego można zabić, niezależnie od okoliczności, i zawsze może się zdarzyć, że człowiek,który nigdy nie miał w ręku szabli, zrobi coś, czego wytrawny pojedynkowicz nie zdołaprzewidzieć.W swoim życiu Chang zarówno zadawał, jak i otrzymywał ciosy i nie łudził się,że umiejętności uchronią go zawsze i przed każdym.W tym konkretnym przypadku miałszczęście, że napastnikowi zależało na załatwieniu sprawy po cichu i zamiast rewolweruwybrał broń całkowicie nieodpowiednią w walce na tak bliską odległość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki