[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego ja się tak dobrze czuję w towarzystwie tego człowieka? Zdumiewające, przecież to bandyta, który mnie zaraz zamorduje.Ja chyba rzeczywiście jestem nienormalna… Ostatnie chwile życia… Chyba ostatnie chwile życia ma się prawo spędzać w sposób dowolny? Nawet jeśli okażę teraz brak patriotyzmu, to żadnej szkody z tego nie będzie.Jaka szkoda, mój Boże, jaka szkoda… Co przeżyjemy, to nasze!…— Czy ja mogę usiąść jakoś mniej oficjalnie? — spytał nagłe, ciągle z tym swoim denerwującym uśmiechem, który go stanowczo za bardzo wyprzystojniał.— Proszę cię bardzo — odparłam w roztargnieniu, bo byłam zajęta rozstrzyganiem nadzwyczaj ważnych rzeczy.Na to on wstał z fotela i usiadł obok mnie, na tapczanie…Radio grało znów przeraźliwie rzewnie i ta idiotyczna lampka tak okropnie nastrojowo świeciła.Niskim, aksamitnym, urzekająco pięknym głosem zaczął mówić różne rzeczy.Różne prześliczne rzeczy, nie mające nic wspólnego z prawdą…„Kłam dalej — myślałam sobie.— Kłam dalej tym cudownym głosem.Niech ja mogę przed samą sobą choć przez chwilę udawać, że w to wszystko wierzę…”A potem pomyślałam sobie, że cokolwiek teraz zrobi, to ja nie jestem w stanie protestować.Może mnie udusić albo wręcz przeciwnie… Widocznie przeczuł to w przypływie jasnowidzenia.W którejś z następnych chwil przechylił się przez tapczan i wyłączył lampkę.Tym razem to on wyłączył lampkę…Otworzyłam oczy i spojrzałam.W mroku widziałam jego uśmiech.— Teraz powinieneś się zerwać z okrzykiem przerażenia…— Nie zerwę się — powiedział cicho.— Teraz się może nawet świat zawalić…Znajomy zapach wody kolońskiej nie nasuwał mi na myśl żadnych zbędnych skojarzeń.Oj, w ogóle nie przesadzajmy z tym myśleniem!…— Piąta — powiedział spojrzawszy na zegarek.— Muszę już iść…Nie pytałam, dlaczego musi iść o takiej dziwnej porze.Nie interesowała mnie także ewentualność mojego śmiertelnego zejścia.Są takie chwile, dla których warto się było urodzić i dla których warto umrzeć.— Zrób to jakoś szybko i bezboleśnie — powiedziałam z westchnieniem w chwili, kiedy wiązał krawat.— Co mam zrobić bezboleśnie? — spytał zaskoczony, odwracając się do mnie.— Zabić mnie…— Ach prawda! Zupełnie zapomniałem ci się przedstawić.Przy pięknej dziewczynie człowiek kompletnie traci głowę…Wyjął z kieszeni marynarki portfel, z portfelu dowód i podał mi go.— Masz — powiedział.— Poczytaj sobie, nie mam już czasu recytować ci moich personaliów.Pozwolisz, że przez ten czas włożę płaszcz.Powoli otworzyłam dowód i zajrzałam do środka.I wtedy strzelił we mnie grom z jasnego nieba!Wszystko naraz stało się dla mnie zrozumiałe, i to, skąd znałam nazwisko tego głównego machera od wynalazku, i dziwny uśmiech pana, który stawiał krzyżyki przy nazwiskach wolnych, praworządnych osobników, i to, że jeszcze żyję… Trzech Januszów na liście lokatorów… Nigdy, absolutnie nigdy w życiu nie uwierzę, że kiedykolwiek posiadałam zdrowe zmysły i odrobinę inteligencji!…— Przeczytałaś? To daj, zaczynam się bardzo śpieszyć… Powoli zasunęłam za nim zasuwę i nagle runęłam na balkon.— Dlaczego, do diabła, mówiłeś, że jesteś handlowcem?! — wrzasnęłam z trzeciego piętra.Zatrzymał się przy drzwiczkach szarego forda, spojrzał w górę i odkrzyknął:— Bo mam wykształcenie handlowe! Wydział łączności skończyłem dopiero potem!…Był wieczór.Przez cały dzień usiłowałam robić coś pożytecznego, ale nie bardzo wiedziałam, co, i jakoś mi to nie wychodziło.W pracy zrobiłam przekrój budynku, który miał dwie różne skale i o jedno piętro za mało.W drodze do domu dojechałam pośpiesznym autobusem do Dworca Południowego i wysiadłam tylko dlatego, że to był koniec trasy, na co mi konduktor zwrócił uwagę.Do własnego mieszkania trafiłam chyba tylko siłą przyzwyczajenia…Od stóp do głów przepełniało mnie mnóstwo myśli, całkowicie ze sobą nawzajem sprzecznych i gruntownie pozbawionych sensu.Wygłupiłam się gigantycznie, doprawdy, bardziej już nie mogłam.Okazałam całkowity brak poczucia moralności, ostatecznie widziałam tego człowieka po raz trzeci w życiu.Nie dość na tym, pozwoliłam sobie na to nietaktowne zapomnienie z wrogiem ojczyzny, ze szpiegiem! On przecież wiedział, co ja myślę! Mogę sobie wyobrazić, jakie jest teraz jego mniemanie o mnie!Więcej go na oczy nie zobaczę… No to co mnie to obchodzi, właśnie że będę miewać sporadyczne fanaberie, bo mi się tak podoba.Nienawidzę go.Oczywiście, że go nienawidzę, wszystkich nienawidzę! Miałam się na nim zemścić, bardzo dobrze, nie życzę sobie więcej go widzieć na oczy, nawet gdyby mnie o to błagał na kolanach! Nie ma obawy, nie będzie mnie błagał…Kicham na to, co o mnie myśli.Właśnie że będę przez całe życie robiła, co mi się podoba, i koniec! I poniosę konsekwencje własnych czynów.Takie rzeczy traktuje się przygodowo, lekko przyszło, lekko poszło… Na pewno potraktował to tak samo jak ja: oryginalne zakończenie oryginalnie zawartej znajomości.O Boże, jak ja go potwornie nienawidzę!…Umyłam pół wanny, rezygnując nagle, nie wiadomo dlaczego, z umycia drugiej połowy.Poszłam do kuchni i stłukłam szklankę.Włączyłam żelazko z zamiarem uprasowania wczorajszego prania i przypomniałam sobie o nim w momencie, kiedy olejna farba szafki zaczęła już dobrze skwierczeć.Wyłączyłam je, zapomniawszy, że zamierzałam prasować.Zaczęłam podlewać kwiatki i już przy pierwszym nie zauważyłam, że woda dawno wyciekła przez doniczkę, przez podstawkę i leje się na podłogę…Dopiero kiedy zadzwonił telefon, pojęłam, z jakimi uczuciami na ten dźwięk czekałam.Nie podniosłam słuchawki od razu, musiałam jeszcze odczekać, aż mi serce przestanie tak okropnie bić.„Kompletna idiotka — pomyślałam niechętnie.— To na pewno nie on”.Nabrałam oddechu i podniosłam słuchawkę.— Słucham…— Dobry wieczór, kochanie… — powiedział niski, miękki, urzekający głos.Najpiękniejszy głos na świecie…Asystowałam przy kręceniu filmu, na co Batory pozwolił mi pod warunkiem, że nie będę się wtrącać.Warunek spełniłam, słowem się prawie nie odezwałam, przyglądałam się tylko z wielkim zainteresowaniem, co z tego wszystkiego wyniknie.Różne komediowe pomysły Batorego wyskakiwały w trakcie zdjęć, szacowałam je wysoko, pogodziwszy się już, że z moją książką nie mają nic wspólnego.Taki nowofundlandczyk na przykład, przemieniony w ratlerka, niby drobiazg, ale cała ekipa wybuchnęła śmiechem.Upewniłam się ostatecznie, że o filmie decyduje reżyser.Tak na marginesie, z okazji skorzystał mój syn, który też się przyglądał roziskrzonym okiem.— Matka — powiedział na stronie z wielkim przejęciem.— Wejdę Łapickiemu na nogę, co?— Zwariowałeś? Po co?!— Wejdę, on powie do mnie „won, pętaku”, a ja będę się potem w szkole chwalił, że Łapicki ze mną rozmawiał…Kilka fragmentów, nakręconych niepotrzebnie, wyleciało z taśmy przy montażu, l całe szczęście, bo pasowały jak pięść do nosa.W jednym brałam udział osobisty, jako statystka, tak sobie, dla draki.Pomyślany był jako podkreślenie rozszalałego powodzenia pana z pokoju trzysta trzydzieści sześć i wchodził w skład wizji bohaterki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Bator Joanna Piaskowa Góra 1 Piaskowa Góra
- Dahlquist Gordon Szklane księgi porywaczy snów[JoannaC]
- Joanna Chwaszcz Małgorzata Pietruszka Dariusz Sikorski Media
- Ross Adam Ciemna strona małżeństwa[JoannaC]
- Bator Joanna Piaskowa Góra 02 Chmurdalia
- Joanna Neil Nigdy dosyć czułoci
- Prior Lily Żar uczuć
- Galgano Michael, Doing History;
- Verne Juliusz Król Przestrzen
- Jonathan Kellerman Alex 12 Survival of the Fittest
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- niuniapeja.xlx.pl