[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała ona kształt wrzecionowaty, z przodu więcej zaostrzony niż ztyłu, pudło z aluminium, a skrzydła z jakiegoś dziwnego, nieznanego mi wcalemateryału.Cztery koła o dwustopowej średnicy obwiedzione były gumą, którazapewniała cichość biegu nawet przy największej szybkości.Szprychy kół rozszerzały się, tworząc rodzaj szufli, ułatwiało toniezmiernie poruszanie się na wodzie i pod wodą.Główną część mechanizmu stanowiły dwie turbiny Parsona, umieszczonepo obu stronach statku w kierunku jego długości.Wprawiane w ruch obrotowyprzez jakiś motor nieznany, przenosiły statek przez przestrzenie wodne zszybkością niesłychaną Kto wie czy nie ułatwiały równocześnie lokomocji wpowietrzu?& Niewątpliwie jednak do szybowania w przestrzeni służyłyolbrzymie skrzydła, które w stanie spoczynku przylegały ściśle do jego boków.A zatem przyrząd do latania oparty był na zasadzie ciężkości większej odpowietrza.Siłą, poruszającą mechanizm tak niezwykły, mogła być tylkoelektryczność.Z jakiego zródła czerpały ją akumulatory? Może właśnie wjednej z tych pieczar podziemnych, w której się ukryli marynarze, pracowałypotężne dynamomaszyny wytwarzające niewyczerpane zapasy energii?Obejrzałem koła, turbiny, skrzydła, lecz mechanizm wewnętrzny i siłaporuszająca pozostały dla mnie zagadką.Cóżby mi zresztą przyszło zodsłonięcia tej tajemnicy, jeżeli do końca życia pozostać mam więzniem KrólaPrzestrzeni?!Przyświecała mi wprawdzie, nadzieja ucieczki& Lecz czy się nadarzysposobność odpowiednia?& i kiedy?&Przedewszystkiem należało zbadać miejsce, gdzieśmy się znajdowaliobecnie.Czy istnieje jakiekolwiek połączenie między tą płaszczyznązamkniętą, a światem otaczającym? jakie wyjście z pośród tych wysokich,zwartych skał? Jak daleko jesteśmy od Erie? W jakiej części StanówZjednoczonych?Coraz uparciej nasuwało mi się przypuszczenie czy tem gniazdem skalistem nie jest owo Great-Eyry, dostępne jedynie dla orłów i sępów? Leczdla Króla Przestrzeni świat cały stoi otworem.Mógł więc założyć swą siedzibęw miejscu, gdzie go najczujniejsza policya wytropić nie zdoła, a żadnezamachy nie dosięgną.Odległość między Great-Eyry i Niagara-Falls wynosinajwyżej 450 mil, zatem Groza bez trudu mogła je przebyć w przeciągu nocy.Myśl ta wypierała powoli wszystkie inne przypuszczenia& Zaczynałempojmować związek, zachodzący między Great-Eyry i listem podpisanyminicyałami K.P., a Królem Przestrzeni i tajemniczym jego wehikułem.Grozby,wyrażone w liście, śledzenie moich kroków, niezrozumiałe zjawisko&wszystko to powoli stawało się jasnem& Gdybyż się tylko mgły rozproszyłyprędzej!& Możebym rozpoznał cośkolwiek& możeby się wreszcie mojeprzypuszczenia zamieniły w pewność?&Postanowiłem płaszczyznę obejść wokoło.Ponieważ kapitan i obaj jego towarzysze znajdowali się w grociepółnocnej, rozpocząłem badania od strony południowej.O wysokości skalistej poszarpanej ściany nic sądzić nie mogłem,wierzchołki jej bowiem tonęły we mgle.Jedno tylko rzuciło mi się w oczy, amianowicie gatunek skały był to szpat polny, tworzący cały łańcuchAlleghanów.Kapitan i jego towarzysze nie wychodzili z groty, przed którą stałyskrzynie, przywiezione z Black-Rock.Widocznie zajęci byli ichrozpakowywaniem.Posuwałem się naprzód z wielką ostrożnością, rozglądając się baczniedokoła.Tu i owdzie dostrzegałem kawałki drzewa, kupki zeschłych traw,odciśnięte na piasku ślady kroków ludzkich.Najwięcej uderzyły mnie grubepokłady popiołu, odłamki zwęglonych desek i belek, okucia metalowe,zniszczone przez ogień, i resztki popalonych cząstek jakiegoś mechanizmu.Widocznie miejsce to, niezbyt dawno jeszcze było widownią olbrzymiegopożaru.I znowu mimowoli przyszły mi na myśl tajemnicze zjawiska na Great-Eyry, buchające płomienie, huk zagadkowy i hałasy dziwne, które takiemprzerażeniem napełniły mieszkańców Pleasant-Garden i Morgantonu.Wtempowiał od wschodu wicher gwałtowny i rozdarł mgły.Potoki światła zalałypłaszczyznę.Z piersi mej wyrwał się okrzyk!&Na wschodniej stronie skalistego zrębu ujrzałem sylwetkę skały,przypominającą orła z rozpostartemi skrzydłami, którą zauważyliśmy z p.Eliaszem Smithem podczas wyprawy na Great-Eyry!&A zatem wątpliwości skończone! Potężny, olbrzymi ptak, gienjalny twórKróla Przestrzeni, gniezdził się na Great-Eyry, gdzie nikt inny dostać się niemógł& A może istnieje jakieś przejście podziemne, które pozwala kapitanowiwydostać się na świat szerszy, pozostawiając Grozę w bezpiecznemschronieniu?!&Nareszcie więc zrozumiałem wszystko, co dotąd było dla mnie zagadkąpalącą.W myśli mej przesuwały się kolejno wszystkie tajemnicze,niepokojące zjawiska i wypadki.Stałem nieruchomo wpatrzony w sylwetkękamiennego orła, a myśli najsprzeczniejsze kotłowały pod czaszką& Czyżobowiązek nie nakazuje mi pokusić się o zniszczenie przyrządu, który tyleszkody wyrządzić może ludzkości?& Poza mną rozległy się jakieś kroki.Obróciłem się&To kapitan zbliżał się powoli, patrząc mi prosto w oczy.Straciłem panowanie nad sobą.Z ust mych zerwały się wyrazy: Great-Eyry! Great-Eyry! Tak, inspektorze Strock! A pan& pan jesteś Królem Przestrzeni! I panem świata, któremu już pierwej dałem się poznać, jakonajpotężniejszy z ludzi. Pan?!  zawołałem w zdumieniu najwyższem. Tak, ja!  odparł prostując się dumnie  jestem Robur& Roburzwycięzca!&ROZDZIAA XVIRobur zwycięzca.Wzrost średni, ramiona kwadratowe, szyja herkulesowa, muskularna,głowa okrągła, oczy płomienne, mięsień brwiowy, ściągający się kurczowo,oznaka energii niezłomnej; włosy krótkie lekko kędzierzawe, z połyskiemmetalicznym, piersi szerokie, wznoszące się i opadające jak miech kowalski,ręce, ramiona i nogi jakby wykute z kamienia, szeroka amerykańska bródka,pozwalająca podziwiać potężną budowę szczęk, której mięśnie żuchwowezdawały się posiadać siłę niezwykłą  oto portret człowieka, który dnia 12-goczerwca 19& ukazał się w Filadelfii, na posiedzeniu Instytutu Weldona.Ten człowiek niezwykły stał dziś przede mną w niedostępnem gniezdzieskalistem, rzucając mi swe imię rozgłośne jako grozbę lub wyzwanie.Tutaj muszę w krótkości przypomnieć zdarzenia, które niegdyś ściągnęłyna Robura uwagę całej Ameryki.12-go czerwca wieczorem w Filadelfii na posiedzeniu Instytutu Weldonaomawiano kwestyę kierowania balonami.Prezesem był wtedy Uncle Prodent,jedna z najwybitniejszych osobistości Pensylwanii, a sekretarzem Phil Evans.Dzięki staraniom rady administracyjnej zbudowano balon, któregoobjętość wynosiła czterdzieści tysięcy metrów sześciennych.Przypuszczano,że balon ten będzie mógł się poruszać w kierunku poziomym za pomocąmaszyny dynamoelektrycznej, lekkiej i potężnej, która miała wprowadzić wobrót śrubę.Gdzie jednak umieścić ją należało? Co do tej kwestyi, członkowieInstytutu w żaden sposób porozumieć się nie mogli.Jedni twierdzili, że z tyłu,drudzy, że na przodzie łódki.Tego wieczora dyskusya była tak ożywiona, że nieomal doszło do walki.W chwili największego roznamiętnienia wozny oznajmił, że jakiścudzoziemiec domaga się wprowadzenia go na salę obrad. Był to Robur.Udzielono mu prawa głosu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki