[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasi głupkowaci przyjaciele należą do drzew.- Ludzie nie wyrastają z drzew, grzybie.Czyżbyś nie wiedział, że.- Urwała, czując dłoń na ramieniu.Odwróciła się.Stał przed nią jeden z Rybiarzy, zaglądając jej z bliska w twarz swymi bezmyślnymi oczami i wydymając policzki.- Nie wolno ci przychodzić pod te drzewa - powiedział.Ich cień jest uświęcony Powiedzieliśmy, że nie wolno ci przychodzić pod nasze drzewa, a ty nie pamiętasz, że to powiedzieliśmy.Zaprowadzę cię z powrotem do twoich przyjaciół, którzy z tobą nie przyszli.Wzrok Poyly powędrował wzdłuż jego ogona.Dokładnie tak jak mówił smardz, był połączony z guzem najbliższego, najeżonego ostrzami drzewa.Odsunęła się od Rybiarza z dreszczem przerażenia.- Usłuchaj go! - zabrzęczał smardz.- Tutaj czai się zło, Poyly Musimy je pokonać.Niech wraca z nami do naszych, tam go pojmamy i zadamy parę pytań.To ściągnie nieszczęście, pomyślała, lecz smardz natychmiast odezwał się wypełniając jej umysł:- Potrzebni nam są ci ludzie, a być może potrzebne nam są również ich łodzie.Poddała się więc Rybiarzowi, który ująwszy jej rękę, powoli prowadził ją do Grena i Yattmur z napięciem śledzących to wydarzenie.Idąc, Rybiarz zwijał z namaszczeniem swój długi ogon.- Teraz! - krzyknął smardz, gdy dotarli na miejsce.Spełniając jego wolę, Poyly skoczyła Rybiarzowi na plecy.Atak nastąpił tak niespodziewanie, że Rybiarz zachwiał się i zarył nosem w ziemię.- Na pomoc! - zawołała PoylyGren zerwał się z nożem w dłoni, nim jeszcze przebrzmiało jej wołanie.W tej samej chwili z ust wszystkich Rybiarzy wyrwał się krzyk.Cisnąwszy jak jeden swoją ogromną sieć, z ciężkim plaskaniem stóp rzucili się biegiem w kierunku Grena i jego towarzyszek.- Szybko, Gren, odrąb temu stworzeniu ogon - powiedział smardz ustami Poyly, zmagającej się z przeciwnikiem w kurzu na ziemi.Gren nie pytał o nic, jako że polecenia smardza pobrzmiewały również i w jego głowie.Wyciągnął rękę i jednym cięciem oddzielił zielony ogon w odległości stopy od zadka Rybiarza.Człowiek momentalnie zaprzestał oporu.Odrąbany ogon wił się i chłostał ziemię jak zraniona żmija, oplatając Grena swymi zwojami.Gren uderzył ponownie.Broczący sokiem ogon kurczył się w konwulsjach, wracając do drzewa.Gromada Rybiarzy znieruchomiała jak na dany znak; chwilę dreptali w miejscu bez celu, po czym zabrali się z powrotem do ładowania sieci na łódź.- Chwalić za to bogi! - zawołała Yattmur, odgarniając z czoła włosy - Co cię podkusiło, Poyly, żeby skoczyć na tego nieboraka z tyłu, jak wtedy na mnie?- Ci wszyscy Rybiarze nie są tacy jak my, Yattmur.Oni w ogóle nie mają nic wspólnego z ludźmi, są przywiązani ogonami do tamtych drzew.Poyly unikała wzroku dziewczyny, spuściwszy oczy na kikut ogona płaczącego u jej stóp nieszczęśnika.- Ci tłuści Rybiarze są niewolnikami drzew - zabrzęczał smardz.- To obrzydliwe.Płożące się pędy pni wrastają im w stos pacierzowy, zniewalając ludzi do służenia drzewom.Popatrzcie na to tutaj biedaczysko - rab!- Czy to jest gorsze od tego, co ty robisz z nami, grzybie? - zapytała Poyly ze łzami w oczach.- Czy różni się od tego czymkolwiek? Dlaczego ty nas nie puścisz? Nie chciałam napadać na tego biedaka.- Ja wam pomagam, ja ratuję wam życie.Dość już, skończ z tą głupią gadką i zajmij się naszym nieszczęsnym Rybiarzem.Nieszczęsny Rybiarz sam się sobą zajmował: siedział, oglądając obtarte podczas upadku na skałę kolano.Zerkał na nich z bojaźnią, która jednak nie usunęła wyrazu tępoty z jego fizjonomii.Gdy tak siedział przycupnięty, przypominał wygładzoną z grubsza bryłę ciasta.- Możesz wstać - odezwał się łagodnie Gren i wyciągnął dłoń, by pomóc biedakowi podnieść się na nogi.- Ty drżysz.Nie masz się czego obawiać.Nie wyrządzimy ci krzywdy, jeśli odpowiesz na nasze pytania.Rybiarz wyrzucił z siebie potok w większości niezrozumiałych słów, gestykulując szeroko dłońmi.- Mów powoli.Chodzi ci o drzewa? Co chcesz powiedzieć? - Proszę.Tak, brzunio - drzewa.Ja i one to jedno, jedno brzunio, jedne brzunio - dłonie.Brzunio - głowa do myślenia dla mnie do służenia brzunio - drzewom.Wy zabić moją brzunio - nić, nie ma dobrze w moich żyłach, nie ma dobrego soku.Wy, dzicy, zgubieni ludzie bez brzunio - drzewa, bez soku, by wiedzieć, co mówię.- Przestań! Gadaj do rzeczy, ty wielki brzuchu! Jesteś człowiekiem, prawda? Nazywasz tamte wielkie, odęte rośliny brzunio - drzewami, musisz im usługiwać? Kiedy cię złapały? Jak dawno temu?Rybiarz położył dłoń na kolanie jak pagórek, pokręcił głupkowato głową i ponownie wybuchnął tyradą.- Żadne nie brzunio - drzewo wzięło nas przytulić, przespać, bezpiecznie utulić jak matki.Dzieci mieści w miękkich załomkach, tylko nogi widać, nie przestają ssać brzunio nakładają na brzunio nici do chodzenia.Proszę was dać mi wrócić spróbować znaleźć nową brzuno - nić albo i ja jestem biedne dziecko bez niej.Poyly, Gren i Yattmur gapili się na niego, gdy tak paplał, nie pojmując połowy z tego, co mówił.- Nie rozumiem - wyszeptała Yattmur.- Nim stracił ogon, mówił bardziej do rzeczy- Uwolniliśmy cię, oswobodzimy wszystkich twoich przyjaciół - powtórzył Gren za smardzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki