[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jasne jak słońce, utrzemy nosa Holendrom. Cóż, Jawa, rzeczywiście.Słuchaj, tu są drzewa, a oto ławka.Poczekaj, ja zaraz przyjdę.Na dziedzińcu przed szpitalem panował osobliwy chaos.Wszędzie biegali ludzie, którzy korzystając z chwili bezprawia, starali się wynieść wszystko, cotylkodało się z miejsca ruszyć, lecz wrzawie towarzyszyło coś jeszcze.Stephen przyśpieszył kroku iwtedyusłyszał czyjś ochrypły krzyk, w którym rozróżnił ulsterski akcent McAdama.Przecisnął się przeztłum stojących na werandzie sanitariuszy i ujrzał samego doktora.Był mocno pijany, lecz trzymał sięna nogach i od razu rozpoznał Maturina. Przepuśćcie go!  wrzasnął. Miejsce dla wielkiego lekarza z Dublina! Chodz i obejrzyjswegopacjenta, doktorze Maturin, skurwysynu jeden!W pokoiku z niskim sufitem okiennice były zamknięte, nie dopuszczając promieni popołudniowegosłońca, przez co krew Clonferta wydawała się niemal czarna.Nie było jej dużo, niewiele jejpozostałow mizernym, zniszczonym ciele.Kapitan leżał na plecach, rozrzucone ramiona zwisały ku podłodze, anietknięta część jego twarzy wciąż wyglądała urodziwie i poważnie, wręcz surowo.Bandaż zostałzdarty z szyi.Stephen pochylił się, próbując wyczuć choćby ślad bicia serca, po czym wyprostował się, zasunąłpowieki Clonferta i zakrył go kocem.Akający McAdam przysiadł na łóżku.Całą furię wykrzyczał nawerandzie.  To te wiwaty go obudziły  powiedział między jednym szlochnięciem a drugim.  Po co tewrzaski?"  pyta, a ja na to, że Francuzi się poddali, że Aubrey ma go odwiedzić i że ma odzyskaćswą  Nereide".Wtedy powiedział:  Nigdy, nie od Jacka Aubreya!" Potem kazał mi wybiec i patrzyć,czy nie idziecie.Zrobił to w chwili, kiedy wyszedłem za drzwi.Na Chrystusa, zrobił to.To pańskiJack Aubrey go zniszczył  powiedział po długiej chwili. Jack Aubrey go zniszczył.Stephen znów przeszedł przez zalany słońcem dziedziniec szpitalny i odnalazł Jacka, oczekującegopod drzewami. Nie żyje  powiedział Maturin.Uśmiech Jacka zniknął.W milczeniu ruszyli przez miasto, do którego zaczynało powracać życie.Otwierano sklepy, ludzierozlepiali proklamacje, po ulicach maszerowały kompanie wojska i włóczyły się grupy marynarzy wniebieskich mundurach, a przed burdelami ustawiały się pierwsze kolejki.Minęło ich kilkufrancuskich oficerów, którzy salutowali zgodnie z etykietą, starając się zachować godność w obliczuporażki.Stephen zatrzymał się i uklęknął, gdy mijał ich ksiądz niosący ostatnie namaszczenie dlazmarłego. Mam nadzieję, że odszedł bez cierpień?  spytał w końcu cichym głosem Jack.Stephen pokiwał głową i spojrzał na przyjaciela swymi bladymi oczyma bez wyrazu, taksując jegowysoką, niemalże zwalistą, zdrową i tryskającą humorem postać. Nie można winić byka za to, że rozdeptał żabę" pomyślał. Trudno, by byk to rozumiał". Słuchaj, Jack  powiedział głośno. Niezbyt mnie obchodzi smak tego zwycięstwa.Jeśli mambyć szczery, nie dbam o smak żadnych zwycięstw.Zobaczymy się na obiedzie.Obiad nie był niczym szczególnym w porównaniu z tymi, które miał w zwyczaju wydawać generałDecaen w domu gubernatora.Krótki okres bezkrólewia starczył bowiem, by znikła większość jegokucharzy i cała zastawa.Ponadto wymierzony na ślepo pocisk z mozdzierza rozdarł jeden z murów.Tak czy owak jednakże kreolskie potrawy stanowiły miły kontrast w porównaniu ze skąpymi racjami,które stanowiły podstawę wyżywienia przez ostatnie dni, a sam obiad posłużył jako doskonała okazja do wygłoszenia przemów. Coś dziwnego dzieje się z oficerami, którzy dochodzą do rangi admiralskiej"  pomyślał Jack. Coś,co sprawia, że kochają stawać na tylnych łapach i wygłaszać długie zdania z jeszcze dłuższymiprzerwami między nimi".Kilku obecnych zdążyło już wyrazić absolutny podziw w stosunku do samych siebie, towarzyszybroni i kraju, a teraz właśnie podnosił się generał Abercrombie z plikiem notatek w dłoni. Wasza Ekscelencjo, szlachetni lordowie, admirale Bertie i drodzy panowie! Spotkaliśmy się tutaj przerwa na dwa wdechy  w ten szczęśliwy eee.dzień  kolejne dwa wdechy  by uczcićcoś,co pozwolę sobie nazwać niezrównanym wyczynem na polu współpracy między armią a marynarką iświetnym przykładem męstwa, organizacji i nieposkromionej woli zwycięstwa  znów przerwa.Sobie zasług przypisywać nie pragnę  tym razem przerwał, by pozwolić zebranym na protestywobec własnej skromności i wyrazy uznania. Nie.Wszystko to jest zasługą  przerwa  pewnejmłodej damy w Madrasie. Sir!  syknął ostrzegawczo jego adiutant. Przewrócił pan dwie kartki naraz!Minęło kilka chwil, nim generał zaprowadził porządek w swej mowie pochwalnej na cześć siebiesamego i zebranych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki