[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było już tych jaskra-wych wybuchów, ogień karabinów nie błyskał w czarnym mroku.%7łoł-nierze Armii Republikańskiej wycofywali się coraz dalej i dalej, aż wkońcu dezerterowali.Sklepy zostały ogołocone.Ludność cywilna szu-kała schronienia.W wyglądzie Sonny'ego Moreno nic nie wskazywałona to, że brał udział w bitwie.Miał na sobie dżinsy, tenisówki i koszul-kę ze Snoopim.Jedyną bronią, jaką zachował, był krótki colt, przykle-jony taśmą do prawego golenia i ukryty pod spodniami.Odprawa zwo-łana przez człowieka z wywiadu odbyła się w pokoju hotelu usytuowa-nego niedaleko głównego szlaku prowadzącego na południe.Rozmowa przebiegała gwałtownie; na wszystkie pytania Sonny od-powiadał półsłówkami.Stał z plecakiem przewieszonym przez ramię,gotowy do wyjścia i niezadowolony z każdej minuty zwłoki.Wreszcie tamten zapytał:- Ile to, według ciebie, może jeszcze potrwać? - Wyłączył dyktafon.- Godzinę.Może mniej.Człowieku, oni już tu są.- Dokąd się udajesz?- Byle dalej stąd.- Skierował się w stronę drzwi.- Nie potrzebujesz towarzystwa? Jest nas trzech, mamy transport.- Wyjeżdżacie?- Głupie pytanie.Góra za dwadzieścia minut.Sonny zawahał się.- Jaki transport?- Czerwony subaru, napęd na cztery koła.- Jedziecie na południe?- Oczywiście.Sonny podszedł do drzwi i je otworzył.- Dogonicie mnie po drodze - powiedział i skinął głową na poże-gnanie.- Na waszym miejscu ruszyłbym dupy.Dwadzieścia minut zleci jak nic.Oleg Wołkow był podenerwowany.Skrzyżowanie numer dziewięćznajdowało się na wschód od miasta i jechał wzdłuż granicy obszaru,346na którym trwały walki.Na niektórych odcinkach droga podziurawionabyła pociskami z mozdzierzy i musiał bardzo zwalniać.Omijając wy-boje, wjeżdżał na chodniki, a poza miastem grzązł na porytych kole-inami poboczach.Kilka razy, gdy omijał dziury, jacyś ludzie zaczęliszarpać za klamki samochodu, rozpłaszczając twarze na przyciemnio-nych szybach, żeby dojrzeć niewidocznego kierowcę.Przyspieszył, onizaś biegli za nim wrzeszcząc i waląc rękami w dach.Jakiś mężczyznastanął na środku drogi, żeby go zatrzymać.Wołkow jechał prosto naniego, a on nie uciekał, aż wreszcie było już na to za pózno.Wołkownacisnął hamulec, gwałtownie skręcając w bok.Usłyszał głuche ude-rzenie.Człowiek, którego potrącił, wyleciał w górę i upadł na pobocze.Coraz mniej było dymu i huku wystrzałów, ponieważ rebelianci do-chodzili już do dzielnicy slumsów.Przynajmniej to było po jego myśli.Najdalej do południa zajmą miasto.Zapalnik bomby, którą umieścił wpiwnicy ambasady, nastawiony był na dwunastą trzydzieści.Nikt niebędzie w stanie dojść, co się stało i kto był za to odpowiedzialny, ale napewno powstrzyma to na jakiś czas nawiązanie przyjaznych stosunkówmiędzy rebeliantami a tymi pracownikami ambasady, którzy przeżyją.Miał nadzieję, że nikt nie przeżyje.Kiedy już wyjechał za miasto, od-prężył się trochę.Helikopter przyleci o jedenastej trzydzieści, a więcma pół godziny na przebycie pozostałych dwudziestu pięciu kilome-trów.Pierwsze piętnaście kilometrów przejechał szybciej, niż było tokonieczne, głównie dlatego, żeby uciec od zbliżającej się ofensywy, zato resztę przebył w iście spacerowym tempie.Marzyło mu się, że stoi na ganku dużego domu w stylu kolonial-nym, którego fronton zdobiły wspaniałe kolumny.Jest lato, wieje lekkiwietrzyk, a zaproszeni przez niego sąsiedzi zjeżdżają się na barbecue.Albo że w ogrodzie na tyłach domu rąbie drwa do kominka, a na pobli-skich wzgórzach rosną drzewa, o rdzawozłotych liściach jarzących sięw popołudniowym słońcu.Albo że stoi przy dużym oknie, popijającwhisky i patrząc, jak jego sad powoli pokrywa gruba warstwa śniegu.Czasami w marzeniach pojawiała się dziewczyna, szczególnie w tymostatnim obrazie: była piękną wysoką blondynką, miała inteligentnątwarz i zielone oczy, które patrzyły na niego zapraszająco.347Dotarł na miejsce nieco za wcześnie i czekał koło samochodu.Wie-dział dokładnie, gdzie wyląduje helikopter, i zaparkował trzydzieścimetrów dalej.Nasłuchując charakterystycznego dzwięku rotorów, całyczas pogrążony był w marzeniach: pojechał do innego stanu na narty;wybrał się pociągiem do Nowego Jorku; urządzał dom; był w łóżku zeszczupłą blondynką, gdy za oknem cicho szumiał deszcz.Po piętnastu minutach wysiadł z samochodu i zaczął patrzeć na nie-bo.Było czyste.I miało takie pozostać.Przez następne dziesięć minutpodtrzymywał się na duchu coraz bardziej nieprawdopodobnymi domy-słami.Jakieś techniczne problemy z helikopterem, pilot się spóznił,błędnie odczytał mapę.Na pewno wkrótce zobaczy mały punkt na ho-ryzoncie, który szybko będzie się przybliżał, powiększał, aż wreszcieusłyszy huk motoru.Wiedział już, że nikt po niego nie przyleci.Minęła dwunasta, rebe-lianci pewnie byli już w mieście, a wśród nich Indianin, który jezdził znim do tego mostu na drodze numer osiemnaście i wysłuchiwał jegoobietnic.Nie chciał spotkać się z tym człowiekiem.Za dwadzieściaminut nastąpi wybuch.Nie było już czasu, żeby wrócić.I nie było poco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Clancy Tom Jack Ryan 07 Suma wszystkich strachów tom 1
- Clancy Tom Jack Ryan 03 Polowanie na Czerwony Padziernik
- Cussler Clive, Du Brul Jack Oregon 05 Statek smierci
- Mortka Marcin Karaibska krucjata 01 Płonacy Union Jack
- Robin Cook Nosiciel (Larie Montgomery i Jack Stapelton 04)
- Christin Lovell [Vamp Chronic Hit the Road Jack (epub)
- Higgins Jack Sean Dillon 10.mierć jest zwiastunem nocy
- WEB Griffin [Badge Of Honor 01] Men In Blue
- Ostatnia bitwa Templariusza Arturo PĂŠrez Reverte
- 21 4994
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- digitalbite.htw.pl