[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Imieniem Poranka Bez Skazy straszą w klanach dzieci  nawet teraz, po jego śmierci.Razwijar siedział na półokrągłym balkonie, słuchał huku wody w wąwozie i niespiesznieprzelewał litery z pamięci  na papier.Pamiętał wszystko.Pogniecione stronice.Zapach palącej się świeczki.Szmer pajęczyny wkącie.Zatrzymywał się, żeby odpocząć, patrzył na góry, na spływające nitki wodospadów iznowu zabierał się za robotę.Władca przychodził i odchodził.Niekiedy siedział obok, czytając nową kopię przez ramięRazwijara.Czasami spacerował po balkonie, o czymś dumając, pocierając nasadę nosa.Razwijar pracował cztery dni, od świtu do zmroku, a nocami spał.Intendent Szlop osobiścieprzynosił mu ragout z czerkunów z grzybami, zsiadłe mleko przyślepek jaskiniowych,najprawdziwsze kołacze z ziarnistej mąki i otrębów.Pod wieczór czwartego dnia Razwijar ukończył mapę.Władca długo się jej przyglądał, potemkartkował stronice, jego wargi poruszały się przy tym. Co jest w tej księdze?  zapytał Razwijar. Zmierć  władca popatrzył na góry. Zmierć tym, którzy się nie ukorzą.Jak zawsze. Poranek Bez Skazy  wypowiedział Razwijar  także niósł śmierć tym, którzy się nieukorzyli.Ale sam umarł. Nieśmiertelnych nie ma  krótko stwierdził władca. Te stworzenia nie potrafiły uznaćwładzy czworonożnego.Nawet maga.Mają to we krwi; półczłowiek  oznacza niewolny. Był twoim przyjacielem panie? Poranek? Był  władca uśmiechnął się, rozmawiając już nie z Razwijarem, a zwyobrażonym, przywołanym z rezerwuaru wspomnień rozmówcą. On był& wybacz. Razwijar zadał pytanie, które od dawna go nurtowało: Kto napisał  Kroniki ? Znałeś autora panie? Nie  w zamyśleniu powiedział władca. Widzieliśmy się jeden raz, przelotnie.Zwaligo Waran.* * *Od tego dnia w zamku rozpoczęły się przygotowania do wojny.Dniami i nocami pracowałakuznia w dolnej kondygnacji, dziesiętnik Bran zmuszał wolnych od wachty strażników doćwiczeń z mieczami.Mówiono o karnej wyprawie przeciwko chimajrydom.Razwijar stanął wszeregu razem ze wszystkimi.Powitali go jak bohatera  zapewne dzięki Szlopowi, który, niewdając się w szczegóły potrafił rzucać znaczące spojrzenia pytającym o ostatnią misję Razwijara.Przybierał taki wyraz twarzy za każdym razem, kiedy temat schodził na małego Heksa, że bardzoszybko cały zamek utwierdził się w słusznym przekonaniu, że młody strażnik zaskarbił sobiejeszcze większą życzliwość władcy podczas ostatniej misji.Razwijar zle spał w tych dniach.Zniło mu się, że przepisuje niekończąca się księgę o magach,potworach i kobietach zdolnych stać się brzemiennymi za sprawą górskiego wodospadu.Kilka razy spotkał Dżal.Ona, jakby specjalnie czekała na te przelotne widzenia  tozamiatała podłogę w koszarach, to niosła bieliznę w koszu akurat tą galerią, gdzie dyżurowałRazwijar.Za każdym razem skinął jej głową.A ona uśmiechała się nieśmiało.W dniu wyprawy, o świcie, władca sam zszedł do pomieszczenia z wielkim piecem i wyszedłna drogę przed zamkiem w towarzystwie dziesiątki ogniewuch.Strażnicy, oczekujący go, cofnęlisię; ogniewuchy usiadły jedna obok drugiej, równo jak pod sznurek i złożyły na plecach czarneskrzydła. Idziemy przywołać do porządku i przypomnieć o posłuszeństwie  krótko powiedziałwładca. Nie przelewajcie niepotrzebnie krwi.Larwy wszystko zrobią same.Wydał rozkaz ogniewuchom, te ustawiły się w rządek i ruszyły po drodze w górę, kuprzełęczy.W porannym słońcu były podobne do kroczących żagwi, do tlącego się naszyjnika zczerwono czarnych, chropowatych grudek. Naprzód  powiedział władca. Zwykłym szykiem.Dziesiętnik Bran poprowadził strażników po drodze, po której dopiero co przeszłyogniewuchy, czarnej od popiołu i sadzy.Razwijar kroczył w szeregu z innymi.Władcawyciągnął rękę, zagradzając mu drogę.Razwijar zatrzymał się zdziwiony. Ty zostajesz  powiedział władca. Ja?!Władca popatrzył mu w oczy długim, nieruchomym, ciężkim spojrzeniem.Po czympowiedział rozdzielając każde słowo: Jesteś.Nazbyt.Cenny.Dla mnie.Nie mam zamiaru wystawiać cię na przypadkowe strzały.I odszedł razem z wojskiem, doskonale wiedząc, że Razwijar nie ośmieli się złamać rozkazu.A ten stał na drodze wstrząśnięty, upokorzony i patrzył w ślad za nimi, dopóki ostatni strażniknie zniknął za przełęczą.* * * Trzy dni i trzy noce ogniewuchy były posłuszne władcy.O świcie czwartego dnia, rozkazał imrzucić się do górskiej rzeki, a one ostatni raz spełniły jego rozkaz.Do tego czasu ziemie dwóch wielkich klanów, przylegające do zamku, opustoszały.Jednym znich był klan Rosy, drugim  Zielonego Rogu.Wchodząc do skazanych osad, władca wymawiałna głos: Witam, pozdrowienia od Poranka.Poranka Bez Skazy.I słyszeli to chimajrydzi i napawałoich to łękiem.Strażnicy wrócili na zamek wieczorem czwartego dnia wyprawy.Wielu byłoprzygnębionych.Inni upojeni zwycięstwem chełpliwie krzyczeli, że przeklęte stworzenia, z tych,które ocalały, nigdy nie ośmielą się popatrzeć na zamek nawet z daleka.Dziesiętnik Branopowiadał Razwijarowi, jak ustanowili nową granicę, wetknąwszy w ziemię piki, na każdąnasadzając głowę chimajryda.Napiwszy się piwa i ostatecznie popadając w przygnębienie, Branprzyznał: To nie była bitwa, mały.To była masakra! Przebiliśmy się do ich świętego miejsca, JezioraUrodzaju i tam władca zrobił coś takiego& rzucił do wody& z tego powodu te stworzeniastrasznie się załamały, zupełnie straciły ducha walki.Do tego jeszcze ogniewuchy& Rad jestem,że ciebie tam nie było, mały. ROZDZIAA PITYNasłała jesień.Drapieżne ptaki rozdziobały głowy na pikach, zostawiając czaszki podobne doludzkich.Zima przeszła w wiosnę.Odsłoniły się przełęcze, ale żaden patrol nie widział ani jednegochimajryda w pobliżu nowej granicy.Razwijar nie lubił chodzić na patrole i za każdym razemstarał się wykręcić, a nie było to szczególnie trudne, bowiem roboty było wystarczająco iwewnątrz zamku.Z Fier przychodziły coraz to nowe karawany, a w nich opał, stalowe półprodukty, drewno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki