[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała ochotę uczepić się tego jak ostatniej deski ratunku i błagać, by został jeszcze jedendzień.Chciała powiedzieć uczciwie, że potrzebuje jego pomocy przydziecku, ale wiedziała, że prawda jest inna.Tak naprawdę chciała stanąćna palcach i pocałować go w policzek.Albo w usta.Ta druga wizja stała się tak natarczywa, że nie mogła sięod niej uwolnić, podobnie jak od pragnienia, by przejechać dłońmi pojego muskularnej klatce piersiowej i poczuć pod palcami skórę.Nie pocałowała go tylko dlatego, że przyjąłby to z właściwą sobieżyczliwością.A poza tym po drugiej stronie ulicy stały inne domy, zktórych rozciągał się świetny widok na bramę prowadzącą do ogroduWindhamów.Już sam fakt, że wyszła z domu pod rękę z obcymmężczyzną, mógł wystarczająco nadwerężyć jej reputację.A co dopierocałowanie się z nim w biały dzień.- Zdaje się że śnieg wkrótce przestanie padać - zauważył Vim,wchodząc do pokoju z kołyską.- Już teraz sypie tylko od czasu do czasu,nie tak jak wczoraj.- Chyba się przejaśni - powiedziała Sophie tonem fałszywej radości.Ztrudem jej to przychodziło.Koniec śnieżycy oznaczał, że będzie musiała nie tylko się pożegnać zVimem Charpentierem, ale wyruszyć pod eskortą braci do Morelands iprawdopodobnie oddać Kita pod opiekę przybranych rodziców.- Skąd ta mina, Sophie?- Jaka mina?Położyła dziecko w kołysce, którą Vim postawił koło kominka.- Smutna, jakbyś straciła najlepszą przyjaciółkę.- Pomyślałam o tym, że będę musiała oddać Kita przybranej rodzinie -odparła, mrugając, aby powstrzymać łzy, które znienacka napłynęły jejdo oczu.Owinęła dziecko kocykiem, z którego natychmiast sięwykopało.- Niegrzeczny chłopiec - szepnęła.-Dostaniesz kataru.- Sophie? - Poczuła na ramieniu dużą męską dłoń.- Sophie, spójrz namnie. Pokręciła głową i jeszcze raz przykryła Kita kocykiem.- Moja droga, przecież ty płaczesz - powiedział łagodnym tonem,trzymając teraz obie dłonie na jej ramionach.Obrócił ją delikatnie do siebie i przytulił.W jego uścisku nie było anicienia ostrożności czy niepewności.Nie proponował jej szybkiego,przelotnego pocieszenia, lecz mocno obejmował, opierając brodę naczubku jej głowy i przywierając całym dużym ciałem, aby wlać w jejserce ciepło i zapewnić o swoim wsparciu.Wywarło to jednak tylkopotoki łez.- Nie mogę go zatrzymać - zdołała wykrztusić przez zaciśnięte gardło.-1 nie mogę znieść myśli, że zostanie oddany obcym ludziom.Niemogę.- Ciii.Wytarł jej nos chusteczką o zapachu bergamotki, który zaczęła jużkojarzyć z jego osobą.Przez kilka minut Sophie starała się odzyskaćrównowagę, a Vim gładził dłonią jej plecy.- Dzieci tak na nas działają - powiedział cicho.- Wyczerpują naszesiły i pociągają czułe struny.Gaworzą, cmokają, czarują bezzębnymiuśmiechami i torują sobie drogę do naszego serca.Nie ma sposobu, abysię przed tym obronić.Nikt ci nie każe natychmiast porzucać dziecka.- Nie musi kazać.Kobieta o mojej pozycji nie może przygarnąćporzuconego dziecka.- przerwała, gdyż czuła, że w jej głosie znowunarastają histeryczne tony, a poza tym obawiała się, że tymi słowamimoże tylko zachęcić Vima do stawiania niewygodnych pytań.- Kit nie jest porzucony.Jest teraz twój, ty się nim zajmujesz.Możebędziesz musiała go oddać przybranej rodzinie, ale zawsze będzie twój.Przestała zastanawiać się nad znaczeniem jego słów.Skupiła się nauczuciach, jakie w niej budził, na dotyku jego ramion, które oferowaływsparcie i bezpieczeństwo w chwili niespodziewanego załamania.- Jesteś bardzo zmęczona.Opieka nad dzieckiem kosztuje cię dużowysiłku, Sophie Windham.To nie jest dobry moment na rozmyślanie o takich trudnych sprawach.W tym stanie możesz siętylko zastanawiać, co mu zrobić na kolację.Sophie wychowała się z pięcioma braćmi i wiele razy obserwowałaojca, który tak samo komenderował synami.Dokładnie wiedziała, o cochodzi Vimowi, ale i tak dała się złapać na przynętę.- Jabłka mu smakowały.Tym razem wzięła od Vima chusteczkę, odsunęła się o krok i głębokowestchnęła.- Lubi jeść - stwierdził Vim - jak każdy zdrowy chłopak.Co chciałaśdziś upiec?To było kolejne niewinne pytanie, które miało oderwać Sophie odrozmyślań nad niepewną przyszłością Kita.I tym razem również mu na topozwoliła.- Chciałam zrobić keks według przepisu mojej babci.Piekę go tylkona Boże Narodzenie i bracia byliby zawiedzeni, gdyby go zabrakło.- Mogę ci pomóc?Była pewna, że jeszcze nigdy w życiu nikomu tego nie zaproponował inigdy nie piekł świątecznego ciasta.- Owszem.Jest dużo bakalii do posiekania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki