[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oga-rnęła go panika.Skafander! Miał jednak szczęście.Nie rozdarł ubioru.To byłby pech! Tużprzed celem! Tuż przed momentem, kiedy miał spełnić swoją misję kamikaze!Czy naprawdę myślisz, że ci się uda? Nie? A więc dlaczego chcesz to uczynić? Chceszzostać bohaterem? Męczennikiem? Skrzywił się z udręką.Nie chciał rozmyślać teraz o tym.Tam gdzie kieruje uczucie, nie ma miejsca na logiczne rozumowanie.Trzeba iść dalej.Ruszył do przodu, odpychając się od ściany i przeciskając się przezwąskie przejście.Aby dalej.Do centrali pomiędzy sektorami A i B.Do serca stacji, jaknazwali kiedyś to miejsce.Do reaktora.Billy ocknął się z odrętwienia i włączył monitor z podglądem wnętrza stacji.Zrobił toinstynktownie, zaniepokojony długim milczeniem Maksa.Na ekranie zjawił się czerwony,wędrujący punkt, słychać było stukot butów, towarzyszący ruchowi punktu.Klak  klak klak.To Maks.Billy przywarł plecami do oparcia fotela i najpierw lekko, potem corazgwałtowniej  zaczął potrząsać głową. To niemożliwe! nieświadomie rozładował dręczące go napięcie histerycznymkrzykiem. On chce dostać się do reaktora!Wpił wzrok w czerwony, przesuwający się niezmordowanie punkt.Klak klak  klak  klak.Billy zerwał się z miejsca, ożywiony jedną tylko myślą: Idz za nim! Zatrzymaj go!Przecież to szaleństwo! On zginie! Odbiornik przemówił nagle.Rozległ się przeciągły, prze-nikliwy dzwięk, wdzierający się w jego czaszkę jak rozżarzony pręt.Zamarł w bezruchu, opa-rty o poprzeczny, metalowy filar, czując z ulgą jego chłodny, kojący dotyk.Nie mógł jednakzapanować nad oddechem, pierś unosiła się i opadała gwałtownie, miał wrażenie, jakby ści-skały go żelazne kleszcze.Co za zwariowana noc!Brzęczący dzwięk nie ustawał. Co za gówno!  wykrztusił przez zaciśnięte zęby. Co za gówno!Przechylił się w fotelu. Maks?Powiedział to niemal z nadzieją. Tu Feliks! Słyszysz mnie? O Boże! Jeszcze ciebie tu brakowało! O co chodzi? %7łądam, żebyś natychmiast powstrzymał Maksa! To co tam wyprawiacie, to czystysabotaż.Chyba zdajecie sobie z tego sprawę?!Klak  klak  klak! Czerwony punkt przesuwał się dalej, uparcie, jakby przyciąganyprzez magnes; w głąb wąskiego szybu, wiodącego wprost do reaktora.Billy nie odpowiadałKronenbergowi.Jak zafascynowany wpatrywał się w ów drobny punkt, oznaczający Maksa.Drobny punkcik, zagubiony w olbrzymim cielsku stacji.Klak  klak  klak.Billy odniósł wrażenie, jakby słyszał nawet bicie serca Maksa, jego ciężki, świszczącyoddech.I tę samotność.Tę dzwięczącą samotność.Tam w dole trwał szaleńczy, obłąkany wyścig z czasem, wyścig odbywający się w próżni.Głos Feliksa wyrwał go z zamyślenia. Maks jest już przy reaktorze! Billy, musisz z nim pomówić! Chyba nie myślisz serio, że on mnie usłucha!  warknął Billy.Był rozdrażniony,narastała w nim panika.Niczym rozżarzona, gotująca się lawa. Chyba sam w to nie wie-rzysz, co?W ciemnym ekranie dostrzegł odbicie swojej twarzy.Mokre od potu, potargane kosmy-ki włosów opadały w nieładzie na czoło.Potarł je dłonią: szybki, gwałtowny gest zdradzającyzdenerwowanie.Potrząsnął głową, jakby w ten sposób mógł odegnać od siebie widok znie-ruchomiałego teraz, czerwonego punktu.A więc Maks był we wnętrzu reaktora! Wszystko migotało mu przed oczami. Zaczynamy już odliczanie.Jeżeli Maks wyciągnie kasetę, może się zdarzyć, że całastacja rozleci się na strzępy!Głos Kronenberga brzmiał natrętnie, hipnotyzująco owa moc narzucania innym własnejwoli wyłącznie dzięki sile i intonacji mowy była jedną ze szczególnych umiejętności Kronen-berga.Billy znał to już od dawna.Ale dziś czar tego głosu nie działał.Hayes milczał.Wpa-trywał się w ekran.nie widząc go wcale.Czy naprawdę robisz to z własnego, szczerego i prawdziwego przekonania? Pomyśl okonsekwencjach.dla ciebie.dla twojej kariery.Oni nie ścierpią żadnej samowoli.Udowo-dnili to już.Takim żywym dowodem jest Maks.I.pomyśl o konsekwencjach dla twojejojczyzny.Jeżeli z twojej i Maksa winy wyjdzie na jaw, że to Stany Zjednoczone przeprowa-dziły tę operację.Obojętne w jakim celu.Nie jest przecież żadną tajemnicą, że poddawaniedługotrwałemu, intensywnemu promieniowaniu tego samego terenu może doprowadzić dokatastrofy.Nie wiesz, dlaczego to robią.Nie możesz tego oceniać.Ale jedno jest pewne: dla nich ma to olbrzymie znaczenie.Tylko w ten sposób możnawytłumaczyć ich reakcję, zabawy w tajemnice, brutalne naleganie na bezwzględne posłuszeń-stwo.Chyba to właśnie drażniło go najbardziej.Tak, właśnie to, a nie zagadkowe wydarzenia.No, może jeszcze ciekawość.I pewne zaskoczenie.A poza tym? Czy zrobił coś, żeby wyja-śnić szczegóły? Nie.Zadowolił się tym, że odczuwa wyrzuty sumienia.Miał żal do siebie, żenie pisnął Maksowi nawet słowa o uaktywnieniu reaktora i sektora B.Martwił się o Maksa,martwił się szczerze.Ale jego własne stanowisko w tej diabelskiej rozgrywce opierało się na bardzo ostro-żnej, wyważonej kalkulacji.Czyżby strach? itrach przed własną odwagą? Był zaszokowa-ny.Zaszokowany sposobem, w jaki potraktowali Maksa  po tym jak zgłosił im swojewątpliwości, określił swój punkt widzenia.A poza tym? Poza tym nic.Kiedy wolno było otworzyć usta? Kiedy odwaga cywilnamogła nakazać, aby postąpić wbrew rozkazowi? Kiedy należy być w zgodzie z własnymsumieniem? Z własnym, może nieco naiwnym, poczuciem prawa i sprawiedliwości?I w tym momencie, który był pozornie ponadczasową wiecznością, zrozumiał, że niemoże ociągać się z zajęciem zdecydowanej postawy.Chowanie głowy w piasek nie jestżadnym rozwiązaniem, nigdy nim nie było.Najwyżej kopniak trafi cię wtedy w tyłek.Otocała różnica.A więc.? Czy nie lepiej stanąć po stronie zwycięzców? A w tej grze może byćtylko jeden zwycięzca na pewno nie Maks [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki