[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był zdolny i szkołę średnią ukończył jako prymus.Wrodzony wdzięk, uroda, błyskotliwość i nazwisko sprawiały, że każde drzwi stawały przed nimotworem.Miał wszystko, czego tylko zapragnął.Z wyjątkiem swojejprzyrodniej siostry, Grace.A pragnął jej wciąż jak szalony.Na poręczy fotela przysiadł motyl.Griffen jednym ruchem zamknął go wdłoni, po czym ujął delikatnie w dwa palce, pogładził opuszkami aksamitneskrzydełka i zaczął je obrywać, rozmyślając o siostrze.Nie było dnia, żeby o niej nie myślał i nie snuł o planów o ponownymspotkaniu.Bo w końcu przecież się spotkają i znów będą razem.Ani przezchwilę w to nie wątpił.Tak chciało przeznaczenie.Nienawidził tej suki, Madeline, za to, że zabrała mu Grace, a jeszcze bardziejnienawidził ojca, że do tego dopuścił.Jakiż z niego mały, słaby człowiek!Kiedy tamtego dnia przed siedmiu laty wrócił ze szkoły i usłyszał, żeMadeline uciekła z Grace, obiecał sobie, że pewnego dnia oboje, macocha iojciec, drogo mu zapłacą za swoją głupotę i egoizm.Z uśmiechem obrócił między palcami drgające w agonii ciałko motyla.Czasami, kiedy był w łóżku z dziewczyną, wyobrażał sobie, że leży z Grace.Kiedy przed oczami pojawiał się obraz siostry, przychodził gwałtowny,niekontrolowany orgazm.Być może tak będzie i dzisiaj.Uśmiech zniknął z twarzy Griffena.Bywało też inaczej.Obraz nie chciał siępojawić i randka kończyła się jedną wielką klęską.Wracał wtedy do domuniezaspokojony i wściekły.Na dźwięk imienia Grace otworzył oczy, ale nieuniósł nawet głowy.Ojciec narzekał, że Madeline udało się wymknąć.Griffenskrzywił się z niesmakiem.Pierce jęczał jak ostatni mięczak.Niedobrze sięrobiło na to skomlenie.Ojciec był do niczego i dziadek słusznie się irytował.Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu świętowali bliski powrót Grace.I co? Inic.Pierce wrócił ze swojej wyprawy z podwiniętym ogonem.Trop się znowuurwał.- Do jasnej cholery! Musisz to robić? - rzucił pod adresem Griffena rozeźlonyPierce, wskazując na zmaltretowanego motyla.- Myślałem, że wyrosłeś już ztakich idiotycznych zabaw.Griffen ze śmiechem odrzucił stworzonko.Tonormalne, pomyślał z pogardą.Kiedy Pierce czuł, że jest w opałach, zamiastzmierzyć się z oponentem, kierował swoją agresję przeciwko pierwszej zbrzegu osobie: wyżywał się na służbie, na podwładnych, na synu.DlaGriffena było to żałosne, jak zresztą wszystko w ojcu.-A ja myślałem, że uda ci się wreszcie sprowadzić Grace do domu - odciął sięz krzywym uśmieszkiem na ustach.- Minęło już siedem lat.To sporo czasu.Zmarnowałeś go.Widział po minie ojca, że swoją uwagą dopiekł mu dożywego.- Ktoś musiał je ostrzec.Nie moja wina, że się nam wymknęły.Griffen przyglądał się ojcu z pogardą.- Nie nam, tato, nie nam się wymknęły, tylko tobie.Twoja żona i twoja córka.Ty dopuściłeś do ich ucieczki.Nie potrafiłeś ich zatrzymać.- Kto mógł to zrobić? - Pierce puścił mimo uszu synowski przytyk i wrócił dorozmowy z Adamem.- Kto mógł je ostrzec? Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć.Jeśli Dorothy, toprzysięgam, że.Adam przerwał mu stanowczym skinieniem dłoni.- Niemożliwe, przecież to ona nam powiedziała, gdzie mogą być.Gdyby niejej wskazówki, nie mielibyśmy pojęcia, gdzie ich szukać.Pierce skrzywił się.- Stara, sentymentalna idiotka.Nie jesteś lepszy od niej, ojcze.Taki sam głupiec, tyle że nie sentymentalny,pomyślał Griffen.Przyglądał się ojcu z ironicznym uśmieszkiem na ustach.- Może nikt ich nie ostrzegł.W końcu Madeline ma dar przewidywaniaprzyszłości, co w kółko powtarzasz.Widocznie przeczuła, że szuka jej tentwój detektyw od siedmiu boleści.Pierce zaczerwienił się, słysząc tę uwagę.- Nie lekceważ jej zdolności.Być może są większe, niż ci się wydaje.Griffen prychnął lekceważąco.- Daj spokój, tato! Teraz będziesz próbował wmówić nam, że wymknęły ci sięz rąk, bo Madeline miała jakieś widzenie.Kiedy Pierce zaczął kląć, Adam uderzył pięścią w stół.- Przestańcie obaj! Mam tego dość.Nie chcę więcej słyszeć bzdur onadprzyrodzonych zdolnościach Madeline.Tylko my trzej wiemy ojejomamach i absurdalnych przywidzeniach i niech tak już zostanie.Jeszcze tegonam brakuje, żeby prasa coś zwęszyła i zrobiła z tego sensację.Adam wstał,podszedł do balustrady i przez chwilę wpatrywał się w jezioro.- Przestańmysię kłócić o to, kto zawinił, tylko pomyślmy, co robić dalej.Muszę odzyskaćmoją wnuczkę.Potrzebuję jej.Bez niej nie damy sobie rady.Firma nie dasobie rady - mówił, nie odwracając głowy.Międzynarodowa wystawa biżuterii w Mediolanie wyraźnie pokazała, w jakimjesteśmy punkcie, Nie zdobyliśmy żadnej nagrody - ciągnął zmęczonym,pełnym goryczy tonem.- Nie otrzymaliśmy nawet wyróżnienia! Dorothy sięwypaliła.Jej projekty są staroświeckie, zupełnie przebrzmiałe.Spojrzałna Pierce'a z wyrzutem.- Moja siostra jest do niczego.Nie nadąża zawymogami rynku.Jakie rozwiązanie pan proponuje, panie przewodniczącyzarządu? Pierce poruszył się niespokojnie i odchrząknął.- Rozglądałem się, rozmawiałem z kilkoma zdolnymi ludźmi.- Z ludźmi? - powtórzył Adam powoli.- Zdolnymi do czego?- Mówię o zdolnych projektantach, najlepszych w tym fachu.Mogliby.-Pierce ponownie odchrząknął.- Marcel Louckes od Tiffany' ego, Anessa StPierre z.- Mowy nie ma! - Adam przeszedł przez taras i stanął na wprostPierce' a.Mimo podeszłego wieku ciągle jeszcze był w znakomitej kondycji fizycznej i miał jasny, trzeźwy umysł.Nie uznawał przeszkód, od nikogo niezamierzał się uzależniać i nie dał sobie wmówić niczego, co byłoby niepo jego myśli.Zupełnie inaczej niż ojciec, pomyślał Griffen z lekceważeniem.Ojciec byłsłaby i miękki.Miał zaledwie czterdzieści jeden lat, a już przeszedł zawałserca.Wiecznie zastraszony, szukający usprawiedliwień, z nieodłącznąnitrogliceryną w kieszeni.Griffen nim pogardzał.To ma być ojciec? Wzoremdla niego był dziadek i tak jak on nie uznawał żadnych przeszkód na swojejdrodze.- Nie waż mi się nigdy wspominać o żadnych projektantach, Pierce! - grzmiałAdam.- Nikt obcy nie będzie pracował dla Monarchów.Nie dopuszczę dotego, rozumiesz? Pierce uniósł głowę.- Powiedz mi, proszę, czy widzisz inne wyjście? Nie mrzemy.- Musimy znaleźć małą! Chryste, niedobrze mi się robi, kiedy cię słucham!Pierce zerwał się z fotela z wypiekami na twarzy.- Skąd wiesz, czy Grace posiada talent? Miała pięć lat, kiedy widziałeś ją poraz ostatni.Nawet jeśli wróci do domu, nie będzie to jeszcze znaczyć, żepewnego dnia zechce pracować dla fIrmy.Nic o niej nie wiemy.Madelinemogła zniszczyć to dziecko.Nastawić ją przeciwko nam, wpoićnienawiść do rodziny.- Firma jest przeznaczeniem Grace i dziewczyna sama kiedyś to zrozumie.Ajeśli nie, znajdziemy sposób, żeby ją o tym przekonać.Kiedy Madeline trafido więzienia, Grace będzie zdana wyłącznie na nas i szybko zapomni, comatka kładła jej do głowy.Przywyknie do życia w luksusie, do pieniędzy, dospełniania wszystkich zachcianek.Zechce być jedną z nas.Znienawidzi matkęza to, że na tak długo pozbawiła ją tego wszystkiego, co mogła dać jej rodzina.Adam przybliżył twarz do twarzy syna i spojrzał mu prosto w oczy.-A jeśli chodzi o talent, to na pewno go ma.Wiem o tym tak samo jak ty.- Próbowałem - usprawiedliwiał się Pierce pokornym już głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki