[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niecierpliwie rozerwała papier i pisnęła z zachwytu na widokpudełka pasteli.- Ekspedientka powiedziała, że są naprawdę dobre mruknął Ch ance.- Takichużywają zawodowi artyści.Skye uniosła z namaszczeniem wieczko pudełka i przesunęła palcem porówniutko ułożonych kredkach.- Są piękne - powiedziała zachrypniętym zewzruszenia głosem.- Zawsze marzyłam o takich, ale mama mówiła, że jestemna nie jeszcze za mała.- Już nie.Ej, masz już trzynaście lat! - Chance przysiadł obok niej na łóżku.-Wypróbuj kredki. Wybrała różową, o pięknym głębokim odcieniu, i potarła nią wierzch dłoni.Kredka, aksamitnie miękka i świetlista w kolorze, była zupełnie inna od tych,którymi rysowała do tej pory, twardych, dających szorstką i pozbawionąświatła fakturę.Uniosła buzię, po policzku stoczyła się wielka łza.- Dziękuję.Są cudowne.Chance otarł jej łzę i potrząsnął głową.-Tylko mi się tu nie rozklejaj.Pamiętaj, że jesteś twardzielem, a poza tymczeka nas jeszcze przyjęcie.- Przyjęcie? - Wyprostowała się, podniecona.- Jakie przyjęcie? Gdzie?-Twoje, głuptasie.A gdzie, dowiesz się, jak będziemy ha miejscu.- Zmierzwiłjej włosy, a potem chwycił ją za ręce i ściągnął z łóżka.- Idziemy.Najpierw poszli do najbliższego baru Pizza Hut, gdzie pozwolił zamówić Skyeto wszystko, na co tylko miała ochotę.Wybrała największą pizzę zewszystkimi ulubionymi dodatkami.Kiedy już sięnajedli, Chance zaprosił ją do salonu gier.Przechodziła już tędy kilka razy,zerkając tęsknym okiem do wnętrza, ale nigdy nie mieli dość pieniędzy.Dzisiaj pieniądze znalazły się w cudowny sposób.Grali we wszystkie gry, wPac Mana, Asteroidy, w hokeja i Foosball.Szczęśliwi i zmęczeni, wrócili póznym wieczorem do motelu, gdzie na Skyeczekała jeszcze jedna niespodzianka, czyli torcik z trzynastoma świeczkami.Skye pomyślała sobie życzenie i zdmuchnęła wszystkie.Chance nie pytał, oczym pomyślała, ale domyślała się, że i tak znał jej pragnienia.Pragnęła miłości mamy.Na wspomnienie Claire łzy napłynęły jej do oczu, szybko więc odwróciłagłowę.Nie chciała robić przykrości Chance' owi i być niewdzięczną smarkulą.- Przepraszam - szepnęła.- Za co?- Za to.- Pociągnęła nosem i zachichotała.- Nie wiem, dlaczego tak sięzachowuję.To był najwspanialszy wieczór w całym moim życiu.- Cieszę się, mała.Wiem, że.- Chance odchrząknął.- Chciałem, żebyś miałaudane urodziny.- Miałam, Chance.- Położyła mu głowę na ramieniu.- Naprawdę.- No i jak się czujesz jako trzynastolatka?Przez chwilę nie odpowiadała.Tyle się wydarzyło w ciągu ostatnich miesiący,że już nie wiedziała, czy to tylko jej życie się zmieniło, czy też rzeczywiściewydoroślała i stała się dojrzalsza.Wreszcie pokręciła głową.- Myślę, że tak jak dawniej.Jestem taka, jaka byłam.Ta sama stara Skye.Chance parsknął śmiechem. -To dobrze.Bo ta stara Skye jest całkiem miła.Ziewnęła.Czuła się szczęśliwa i bezpieczna.I trochę zmęczona po tymcudownym dniu.- Chance?-Tak?- Jesteś moim najlepszym przyjacielem.Milczał przez moment, po czym nachylił się i pocałował Skye w czubekgłowy.- Dzięki, mała.To dla mnie dużo znaczy.Dopiero znacznie pózniej, kiedy leżała już w łóżku zbyt podniecona, żebyusnąć, zdała sobie sprawę, że Chance nie potwierdził, że i ona jest jegonajlepszą przyjaciółką.Nie powiedział nawet, że ją lubi.ROZDZIAA DWUDZIESTY CZWARTYClaire, zapatrzona w dalekie światła Pittsburgha i w fale przepływającej wdole Ohio, stała na moście Fort Pitt.Dokładnie trzynaście lat temu pierwszy raz wzięła w ramiona swoją nowonarodzoną córeczkę.Wtedy też po raz pierwszy uświadomiła sobie, czymnaprawdę może być bezwarunkowa i bezgraniczna miłość.To był naj szczęśliwszy dzień w jej życiu.A dzisiaj jest najgorszy i najtrudniejszy.Przede wszystkim rozpaczliwie pusty.Podniosła twarz ku zimnemu, bezgwiezdnemu niebu.W taką jak ta noc chcesię tylko umrzeć, pomyślała.Zimno, mroczno, nawet gwiazdy nie chcą żegnaćodchodzących.Trzynaście lat temu obiecała swojej córeczce, że będzie jąchronić i dbać o nią, oraz że nigdy nie dopuści, by małej stała się jakakolwiekkrzywda.Zyła wyłącznie dla Grace, macierzyństwo było całą treścią jejegzystencji.A potem zawiodła.Straciła córkę.Straciła wszystko.Miała tylko swój ból, który trzymał ją przy życiu.Ból iworeczek z klejnotami.Przycisnęła go do piersi, przebiegając myślamiwydarzenia ostatnich miesięcy.Jezdziła od miasteczka do miasteczka,pokazywała zdjęcie Skye, wypytywała napotkanych ludzi, czy nie widzieliprzypadkiem dziewczynki z fotografii, która być może podróżuje wtowarzystwie siedemnastoletniego chłopca.Claire zakładała bowiem, że Skye wciąż może być z Chance'em, nie wiedziałatylko, gdzie? W swoich poszukiwaniach nie natra!'iła na żaden ślad. Nikt nie widział dwunastoletniej dziewczynki i dorastającego chłopaka.Przeztrzy i pół miesiąca, jakie minęły od rozstania, nie natrafiła na żaden ślad córki.Dzwoniła do Dorothy, ale Monarchowie też nie znalezli Skye.Być może byłato jedyna pociecha w nieszczęściu.Marna i chwilowa, bo Claire coraz bardziejsię bała, że jej ukochane dziecko nie żyje.Co innego mogła myśleć? Nie miałajuż wizji ani nocnych koszmarów.Ogromny ptak nie krążył już nad głowąSkye.Nie słyszała nawoływań córeczki o pomoc.Otaczała ją tylko absolutnapustka.Zacisnęła dłonie na poręczy i spojrzała w dół, w leniwy nurt rzeki.Była gotowa.Pogodziła się już z tym, że nigdy nie odnajdzie Skye.Bezpieniędzy nie miała szans na prowadzenie dalszych poszukiwań.A życie bez poszukiwania Skye nie miało sensu.Zmierć stanie sięwybawieniem i może jej dusza będzie mogła dalej szukać, aż wreszcieznajdzie córkę, by czuwać nad nią z zaświatów? Skoro nie potrafiła za życia.A może po śmierci będzie tak jak teraz: czarna pustka, absolutna nicość.Przeszła przez barierę mostu i stanęła na wąskim występie po drugiej stronie.Zamierzała najpierw wrzucić do wody kamienie, pozbyć się ich powoli, jedenpo drugim.Kiedy ostatni zniknie w nurtach rzeki, ona skoczy.Przypomniała sobie wizję sprzed lat.Ktoś tonie, wir go wciąga.W piersiwezbrał histeryczny śmiech: cóż za ironia! Nie wiedziała wtedy, że widziwłasną śmierć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki