[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nazywam się Emilio Largo.Pan Bond? Oraz pan.- Pan Larkin, mój pełnomocnik z Nowego Jorku.Jestem Angli-kiem, ale mam posiadłość w Ameryce.- Podali sobie dłonie.- Panwybaczy, że przeszkadzam, panie Largo, ale interesuje mnie Palmy-ra, którą pan bodajże wynajmuje od pana Keya.- Tak, oczywiście.- Piękne zęby zabłysły w serdecznym powi-taniu.- Panowie pozwolą na dół, do mojego salonu.Przepraszam, żenie jestem odpowiednio ubrany.- Wielkimi brązowymi dłońmi po-tarł się pieszczotliwie po bokach, szerokie usta wygięły się przepra-szająco.- Moi goście zwykle zapowiadają się drogą radiową.Alejeśli panowie wybaczą tę nieformalność.- Pozwolił, aby zdanie tozamarło w powietrzu i sprowadził ich przez niski właz, po kilkualuminiowych schodkach, do głównej kabiny.Uszczelniony gumąaluminiowy właz syknął, zamykając się za nim.Piękna duża kabina miała boazerię z mahoniu, ciemnoczerwonydywan i wygodne, granatową skórą kryte klubowce.Słońce wpada-jące przez szpary w weneckich żaluzjach na szerokich, prostokąt-nych oknach rzucało nieco rozweselającego blasku na ciemnaweskądinąd i męskie wnętrze, na stojący pośrodku długi stół zarzuconypapierami i mapami, na oszklone szafy z wyposażeniem wędkarskim i rozmaitą bronią palną, a także na czarny gumowy strój do nurko-wania i akwalungi zawieszone, prawie jak szkielety w jaskini cza-rownika, w kącie na stojaku.Klimatyzacja zapewniała w pomiesz-czeniu rozkoszny chłód i Bond czuł, jak wilgotna koszula po trochuprzestaje mu lgnąć do ciała.- Proszę siadać, panowie.- Largo niedbale odsunął papiery imapy, jakby nie miały one żadnego znaczenia.- Papierosy? - Posta-wił między nimi dużą srebrną szkatułkę.- Co mogę zaproponowaćdo picia? - Podszedł do wypełnionego barku.- Może coś chłodnego,a nie za mocnego? Planter's Puch? To jest dżin z tonikiem.Mamy teżrozmaite piwa.W tej odkrytej motorówce musiało być gorąco.Wy-słałbym po panów swoją łódz, gdybym wiedział o tej wizycie.Obaj poprosili o czysty tonik.- Bardzo mi przykro - rzekł Bond - że pana tak nachodzę, panieLargo.Nie wiedziałem, że jest pan osiągalny telefonicznie.Przyle-cieliśmy dopiero dziś rano, a ponieważ mam nie więcej niż kilka dni,nie mogę zwlekać.Chodzi o to, że rozglądam się tu za jakąś posia-dłością.- Ach tak? - Largo przyniósł na stół szklanki i butelki z toni-kiem, usiadł tak, że utworzyli dogodną grupę.- Zwietny pomysł.Cudowne miejsce.Spędziłem tu sześć miesięcy i już chciałbympozostać na zawsze.Ale te ceny, jakich oni żądają! - Largo uniósłręce do góry.- Ci piraci z Bay Street.A milionerzy jeszcze gorsi.Ale mądrze pan zrobił, przybywając pod koniec sezonu.Niektórzy zwłaścicieli mogą być rozczarowani, że nie znalezli nabywców.Możenie będą tak szeroko rozdziawiać paszczy.- Tak właśnie myślałem.- Bond rozsiadł się wygodnie i zapaliłpapierosa.- A właściwie to mi doradził mój adwokat, pan Larkin.-Leiter pesymistycznie potrząsnął głową.- Zbadał sytuację i twierdzi, że ceny tu zupełnie poszalały.- Bond zwrócił się uprzejmie do Leite-ra, żeby go włączyć do rozmowy.- Czy nie tak?- Wariackie, panie Largo, całkiem wariackie.Gorzej niż na Flo-rydzie.Nie z tej ziemi.Nie doradzałbym żadnemu z moich klientówinwestycji przy takich kosztach.- No właśnie.- Largo najwyrazniej nie miał ochoty nazbyt sięw to zagłębiać.- Wspomniał pan o Palmyrze.Czy mógłbym cośuczynić, aby pomóc w tej sprawie?Bond rzekł:- Rozumiem, że pan wynajmuje tę posiadłość, panie Largo.Ikrążą pogłoski, że niedługo może ją pan opuścić.Oczywiście totylko plotki.Pan wie, jak to bywa na małych wyspach.Ale coś mi nato wygląda, że właśnie czegoś takiego mógłbym szukać i że właści-ciel, ten Anglik, mógłby ją sprzedać za odpowiednią cenę.Otóżchciałem pana zapytać - Bond zachował się przepraszająco - czymoglibyśmy pojechać i obejrzeć to miejsce.Naturalnie wówczas,gdy pana tam nie będzie.Kiedykolwiek by to panu odpowiadało.Largo błysnął ciepło zębami.Rozłożył dłonie.- Ależ oczywiście, oczywiście, mój drogi.Kiedy tylko pan ze-chce.Tam nie ma nikogo prócz mojej siostrzenicy i kilkorga służby.A jej przeważnie też nie ma.Po prostu niech pan do niej zatelefonu-je.Uprzedzę ją.To naprawdę urocza posiadłość.Taka z wyobraznią.Pięknie zaprojektowana.%7łeby tylko wszyscy bogacze mieli tak do-bry gust.Bond powstał i Leiter za nim.- To nadzwyczaj miłe z pańskiej strony, panie Largo.A terazdamy już panu spokój.Może jeszcze spotkamy się w mieście.Musipan przyjść na obiad.Chociaż - tu Bond przepoił swój głos podzi-wem i pochlebstwem - mając taki jacht, pan chyba w ogóle nie machęci wychodzić na brzeg.To z pewnością jedyny taki statek po tej stronie Atlantyku.Czy podobny aby nie kursował między Wenecją aTriestem? Zdaje się, że gdzieś o tym czytałem.Largo wyszczerzył zęby z satysfakcji.- Owszem, to prawda, jak najbardziej.Pływają też po włoskichjeziorach.W ruchu pasażerskim.A teraz je kupują w Ameryce Połu-dniowej.Wspaniale zaprojektowane dla wód przybrzeżnych.Kiedydziała hydropłat, zanurza się tylko na metr dwadzieścia.- Ale chyba ma mało miejsca dla ludzi?Każdy mężczyzna, choć nie każda kobieta, ma tę słabostkę, żekocha swoje dobra materialne.Largo z odcieniem urażonej próżno-ści odparł:- A skądże.Przekona się pan, że tak nie jest.Można zabrać pa-nu pięć minut? Akurat panuje u nas duży tłok.Zapewne słyszał pan,że poszukujemy skarbu? - Popatrzył na nich wyzywająco, jakby zgóry licząc się ze śmiesznością.- Ale nie będziemy o tym dyskuto-wać.Panowie na pewno w to nie wierzą.Moi wspólnicy wszyscy sąna pokładzie.Razem z załogą to czterdziestu ludzi.Zobaczy pan, żewcale nie jest nam ciasno.Zechce pan? - Largo wskazał na drzwi wgłębi salonu.Felix Leiter okazał niechęć.- Pan nie zapomina, panie Bond, o umówionym spotkaniu? PanHarold Christie oczekuje nas o piątej.Bond zbył jego sprzeciw machnięciem ręki.- Pan Christie to miły jegomość.Nic się nie stanie, jak spózni-my się o kilka minut.Chętnie obejrzałbym ten statek, jeżeli pannaprawdę może poświęcić nam jeszcze trochę czasu, panie Largo.- Chodzmy - odpowiedział Largo.- Nie zajmie to więcej niżkilka minut.Znakomity pan Christie to mój przyjaciel.Zrozumie.-Podszedł do drzwi i otworzył je. Bond oczekiwał tej grzeczności.Ale kolidowałoby to z aparaturąLeitera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki