[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów zerknął na zegarek.Zdziwił się: do ósmej wciąż jeszcze bra-kowało kilku minut.A może czekali w niewłaściwym miejscu?275 Przybyli do Grafenheim, gdy słońce chowało się za niewysokimigórami łańcucha Bayrischer Wald na zachodzie, spowijając zalesioneszczyty purpurą.Przeprowadzili dokładne oględziny terenu, po czymstarannie wybrali miejsce na zasadzkę.Nic więcej nie mogli przed-sięwziąć.Wszelkie próby wywabienia werwolfowców z ich podziem-nych kryjówek, położonych gdzieś w oddalonym lesie, byłyby bezna-dziejnym szaleństwem.Zwłaszcza w ciemnościach.Musieli czekać, ażtamci uczynią pierwszy ruch.Zcieżka, którą miał przed sobą, była jedyną drogą wychodzącą zleśnego obszaru, gdzie według mapy znajdowały się kwatery Jed-nostki C.A więc Niemcy na pewno nadejdą właśnie tędy.Chyba że.Znów spojrzał na zegarek.Wciąż nie było ósmej.Czekali już bliskodwie godziny.Ich plan wydawał się rozsądny.Na pewno przyniesie efekty.Jeśli werwolfowcy nadejdą.Cholera jasna, przecież muszą nadejść! Nie mieli innego wyjścia,mogli tylko jeszcze przekroczyć czeską granicę.Ale nie miałoby tosensu, skoro ich punktem wypadowym było Grafenheim.Jeśli jed-nak tak właśnie zrobią.?Korpusowi nie pozwolono wejść pełnymi siłami na terytoriumCzech i ryzykować zderzenia z prącymi od wschodu wojskami rosyj-skimi.Po przecięciu na dwoje obszaru Rzeszy przez Amerykanów,wojska niemieckie mające obsadzić Fortecę Alpejską zostały za-mknięte w kotle na terenie Czech.Nie pozostało im nic innego, jaktylko czekanie na coś, co spowoduje otwarcie kotła.Spojrzał na zegarek.Z góry wiedział, co zobaczy, ale nie mógł siępowstrzymać.sma.No szybciej, sukinsyny!Wyczuł, że leżącego tuż za nim Dona ogarnia napięcie.Z lasu wyłoniły się dwa cienie.W pobliżu rozwidlenia znierucho-miały.Przez chwilę nic się nie działo.Erik niemal wstrzymał oddech.Modlił się, żeby nikt się nie poru-szył.Wiedział doskonale, jak daleko i wyraznie niesie się głos nocą.276 Jedna z postaci, trzymająca w ręku coś, co wyglądało z daleka nakarabin, odwróciła się w kierunku lasu, a potem podniosła broń, kie-rując lufę wprost w rozgwieżdżone nocne niebo.Erik odetchnął z ulgą, bo sygnał oznaczał: teren wolny od nieprzy-jaciela.Nie odkryli ich.Ujrzał na drodze następnych dwóch.I jeszcze dwóch.Niewyraznesylwetki wyłaniały się cicho z leśnego gąszczu, przechodząc na polaopodal drogi.Zaczął odruchowo liczyć.Dziesięciu.Czternastu.Kilku popychało rowery z przytroczonymi tobołkami.W mrokumajaczyły też jakieś paczki.Osiemnastu.Dwudziestu jeden.Niektórzy byli dziwnie przygarbieni.Plecaki.Wydawało się, żewszyscy niosą jakieś narzędzia.Albo była to broń.Trzydziestudwóch, trzydziestu czterech.Mogli uchodzić za rolników.Ale stąpali inaczej.Pewnie.Czujnie.W ich ruchach było coś kociego.To ich zdradzało.Niczym nocni drapieżcy, pomyślał Erik.Jak stado.wilków.Kiedy naliczył czterdziestu, spochmurniał.Przewyższali liczebniejego grupę.Porucznik James powoli podniósł karabin, mierząc w nadchodzą-cych Niemców.Jeszcze kilka sekund.Huknął strzał.Erik zaklął w duchu, ogarnięty nagłą złością.Za wcześnie!Echo wystrzału jeszcze nie przetoczyło się przez pola, gdy naglezrobiło się jasno jak w dzień.Tuzin pojazdów ustawionych w półkolena drodze nadchodzących werwolfowców zalało ich jednocześnieoślepiającym światłem reflektorów.Cała okolica została skąpana wjaskrawej bieli.Na ułamek sekundy przed zaciśnięciem powiek Erikdostrzegł, jak werwolfowcy, obezwładnieni okrutnym blaskiem, znie-ruchomieli - i w następnej chwili padli na ziemię.Mieli ich! Erik od-wrócił głowę.Musiał zachować zdolność widzenia.Zamieszanie w szeregach Werwolfu trwało tylko kilka sekund;rozległo się kilka wystrzałów, dwie czy trzy serie ognia z broni auto-matycznej, a potem Erik usłyszał rozkazujący okrzyk:- Licht ausschiessen! Strzelać do świateł!Padła salwa.Usłyszał ostry brzęk tłuczonego szkła.W następnejchwili zorientował się, że wszystkie pojazdy wyłączyły reflektory.277 Otworzył powieki.Nie utracił zdolności widzenia.Dostrzegał wszystko jak na dłoni.Niemcy natomiast, oślepieni jaskrawym światłem, leżeli bezrad-nie w ciemnościach, nie widząc niczego.Kilku poderwało się z ziemi izaczęło uciekać, szukając schronienia w lesie.Stanowili łatwy cel dlażołnierzy.Erik dostrzegł niewyraznie pojedynczy snop światła przecinającyprzestrzeń ponad oddalonym polem po prawej stronie.Reflektorypojazdu nie zostały wyłączone.Ale działał tylko jeden.Pamiętał, żestał tam dżip porucznika Jamesa.Wewnątrz był tylko kierowca - wi-docznie został trafiony, nim zdążył wygasić światła.Strzelanina przybierała na sile.%7łołnierze oskrzydlali Niemców,chcąc odciąć im drogę do lasu.Werwolfowcy zostali zamknięci wkotle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki