[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprzód.Otworzyć i wejść.Muszę tamwejść.- Skinął głową w kierunku komory.Obaj mężczyzni siedzący na podłodze wymienili zdziwione spojrzenia.Jeden znich schował ostrożnie do kieszeni odprysk, którym czyścił paznokcie.Uważnieobserwował nowo przybyłego.- O czym on, do diabła, mówi - zastanowił się ten, który lubił snuć teorie.- Ma popierdolone we łbie - oznajmił z przekonaniem jego towarzysz.- Czego tu chcesz, facet? Swoją drogą, kiedy cię wypuścili z ambulatorium?- Wszystko w porządku.- Twarz Golica lśniła błogą determinacją.- Muszętylko tam wejść i zobaczyć Bestię.Mamy kupę syfu do obgadania - dodał, jakby towszystko wyjaśniało.- Muszę tam wejść.Rozumiesz.- Nie, nie rozumiem.Wiem tylko jedno.Ani ty, ani nikt inny tam nie wejdzie, typrzygłupie.Ten wielki skurwysyn zeżre cię żywcem.A poza tym, jak kutasa wypuścisz, możesz nas wszystkich pocałować w dupę na pożegnanie.Czy ty wogóle nic nie wiesz, bracie?- Jak chcesz popełnić samobójstwo - oznajmił jego towarzysz - to idz skoczyćdo szybu w kopalni.Tutaj tego nie zrobisz.Naczelnik dobrałby się nam do tyłków.Ruszył w stronę intruza.Naczelnik nie żyje - oznajmił uroczyście Golic.Wyciągnął zza pleców pałkę, którą tam ukrywał i rozwalił nią czaszkęzbliżającego się do niego mężczyzny.- Co, kurwa?.Aap go!Golic był znacznie szybszy i bardziej zwinny, niż sobie wyobrażali, a ponadto,tym razem motywowało go coś znacznie potężniejszego niż zwykła żądza jedzenia.Obaj mężczyzni padli pod ciosami pałki z zakrwawionymi twarzami i głowami.Wszystko skończyło się bardzo szybko.Golic nie zatrzymał się, by sprawdzić, czyjego towarzysze jeszcze żyją, ponieważ w gruncie rzeczy nie obchodziło go to.Wtej chwili jedyną liczącą się dla niego rzeczą była obsesja, która zapanowałacałkowicie nad jego umysłem, uczuciami i całym jego jestestwem.Spojrzał na dwa ciała leżące u jego stóp.- Tak naprawdę to nie chciałem tego zrobić.Porozmawiam z waszymi matkami.Wszystko im wyjaśnię.Upuściwszy pałkę podszedł do drzwi i przebiegł palcami powypuczeniach na powierzchni stopu.Przycisnął ucho do gładkiej powierzchni inasłuchiwał w skupieniu.%7ładnego dzwięku, drapania, nic.Zachichotał cicho ipodszedł do skrzynki kontrolnej.Przyglądał się jej w zamyśleniu przez dłuższyczas, zupełnie jak dziecko poddające oględzinom nową, skomplikowaną zabawkę.Chichocząc do siebie zaczął poruszać urządzeniami sterującymi, przebiegającdla zabawy palcami po guzikach, zanim jeden z nich nie zadziałał.Głęboko wotaczającym go ceramokarbidowym stopie zajęczały mechanizmy.Metal potarł ometal.Drzwi zaczęły odsuwać się na bok.Zatrzymały się jednak, gdy jedna z wielkich wypukłości uderzyła o obudowę.Zmarszczywszy brwi Golic wcisnął swe ciało w wąskie przejście i naparł naoporną barierę, naprężając potężne muskuły.Silniki zabuczały skonsternowane.Drzwi otworzyły się odrobinę szerzej, po czym zatrzymały całkowicie.Furkotsilnika ucichł.Znowu zapanowała cisza.Golic, którego ciało blokowało przejście, odwrócił się, by zajrzeć w ciemnośćpanującą w środku.- No dobra.Jestem.Zrobione.Powiedz mi tylko, czego chcesz.Powiedz mi, comam zrobić, bracie.- Uśmiechnął się.Ciemność przed nim milczała jak grób.Nic się w niej nie poruszyło.- Wyjaśnijmy to sobie.Jestem całkowicie po twojej stronie.Chcę wykonać to,co do mnie należy.Musisz mi tylko powiedzieć, co mam teraz zrobić. Dwóch nieprzytomnych, zakrwawionych mężczyzn leżących na podłodze nieusłyszało pojedynczego, wysokiego krzyku, choć unosił się w nieruchomympowietrzu przez dość długi czas.Dillon rozciągnął się wygodnie na łóżku.Pogrążył się po raz tysięczny czydziesięciotysięczny w stawianiu pasjansa.Odwrócił leniwie kolejną kartę i dotknąłpalcami swojego pojedynczego, długiego warkoczyka.W tej samej chwiliprzemówił do stojącej obok kobiety.- Chcesz mi powiedzieć, że mają zamiar zabrać tego stwora ze sobą?- Spróbują to zrobić - zapewniła go Ripley.- Nie chcą go zabić.- Dlaczego? To nie ma sensu.- Zgadzam się całkowicie.Oni jednak i tak spróbują.Pożarłam się już z nimi oto poprzednio.Patrzą na obcego jako na potencjalne zródło nowych bioproduktów,być może nawet systemów broni.Rozbrzmiał chichot Dillona - głęboki, bogaty dzwięk.Najwyrazniej jednakzaniepokoił go ten pomysł.- Kurczę, to szaleńcy.- Nie chcą słuchać.Wydaje im się, że wszystko wiedzą.%7łe skoro nikt na Zieminie może ich ruszyć, to ten stwór również nie będzie mógł.Ale jego nie obchodzi,jaką władzę ma Towarzystwo czy ilu polityków trzyma w kieszeni.Jeśli spróbujągo zabrać na badania, on przejmie kontrolę.Ryzyko jest zbyt wielkie.Musimywykombinować jakiś sposób, żeby go wykończyć, zanim przylecą.- Sądząc z tego, co powiedziałaś, to im się zbytnio nie spodoba.- Nic mnie to nie obchodzi.Wiem lepiej niż ktokolwiek, lepiej niż ich tak zwanispecjaliści, co te stwory potrafią.Jasne, że można zbudować celę, w której da siętakiego zamknąć.Udowodniliśmy to tutaj.Ale one są cierpliwe.I potrafiąwykorzystać najdrobniejszą sposobność.Wystarczy, że popełnisz jeden błąd ibędzie po wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki