[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdopodobnie kupili swoją kopię Prime'a na Ziemi - choć teraz było już właściwie bez znaczenia, skąd ją wzięli.Znów usłyszał terkotanie karabinka, jeśli przechwycili ich komunikację, to znali jegopołożenie co do milimetra.Chwycił stelaż inteligentnych pocisków i podłączył kabeltransmisji danych do portu w Skórze.Prime załadował pociski.Lawrence wstał.Prime wyświetlił mapy, na które nanosił różne scenariusze taktyczne.Sierżant był już w progu, gdy Hal jęknął żałośnie.Lawrence zacisnął zęby.***Amersy zrobił dokładnie to, o co prosił Lawrence, i natychmiast wyłączył całą Skórę.Przez chwilę czuł się jak w pułapce: uwięziony w ciasnej, pozbawionej powietrza ciemności.Miał pełną świadomość tego, jak bardzo jest teraz odsłonięty na wszelkie ataki: wielka postaćstojąca bez ruchu pośrodku ulicy.Potem AS rozpoczął restart.Sensory znów zaczęły działać.Cała ta misja przerodziła się w katastrofę i to stanowczo za szybko.Nie wiedział,czym dysponują napastnicy z Arnoon, ale z całą pewnością okazało się godnymprzeciwnikiem dla Skóry.Teraz wiedział, że Lawrence zdecydowanie nie doceniłnieprzyjaciela.Reszta plutonu nigdy nie miała dotrzeć do swego garnca złota.Ich leniwemarzenia o powrocie z płaskowyżu z pełnymi kieszeniami zginęły razem z nimi.Teraznależało tylko ujść z życiem.Gdy wróciła mu zdolność ruchu, natychmiast pobiegł do najbliższego budynku iwpadł do środka, nie otwierając drzwi.Szybko otworzył Skórę.Wychodząc, wydał ASkolejne instrukcje.***Denise jechała prawie sto na godzinę, mijając pierwsze budynki Dixon.- Amersy przestał nadawać - oznajmiła Jacintha.- Gangel, idz zobacz, czy jeszczeżyje.- Mam ostatnie położenie Odela - dodała Denise.- Zajmę się nim.- Bądz ostrożna - ostrzegła Jacintha.- Wiemy, że Prime'owi nie udało się zinfiltrowaćjego Skóry.Cholera, ten Newton jest dobry.- Mów mi jeszcze.- Eren, pomóż Denise.- Jestem trzydzieści sekund od niej - zapewnił Eren.Denise przyhamowała i przejechała skrajem głównego placu.Odel mógł znajdowaćsię w każdej z bocznych uliczek.Na szczęście, łatwo było wyśledzić Skórę - jej ciepłozostawiało ślad na piasku, równie wyrazny jak neonowy szyld.Czuła, że Eren idzierównoległą ulicą.Siedemdziesiąt metrów dalej na ziemi lśniły gorące ślady.Prowadziły do jednego z budynków, drzwi jeszcze kołysały się na zawiasach.- Mam go - oznajmiła.Zwolniła do prędkości idącego człowieka i zbliżyła się dobudynku.Po opuszczonym mieście poniosło się echo serii z karabinku.- Amersy nadal żyje - posumowała sucho Jacintha.- To były pociski uranowe.Ostrożnie, ludzie.Denise zatrzymała się dziesięć metrów od domu i w tej samej chwili Eren ukazał sięna sąsiednim skrzyżowaniu.Zamachał lekko.- Obstawiaj drugą stronę - poleciła.- Skóra potrafi przejść przez taką ścianę, jakbybyła z papieru.- Jasne.- Eren pobiegł na tyły budynku.Denise wyjęła z torby pistolet elektronowy.Małe urządzenie dopasowało się dokształtu dłoni, pozwalając celować instynktownie.Znów rozległy się strzały z karabinka.Jacintha i Gangel rozpętali strzelaninę pięćprzecznic dalej.Budynek znajdujący się dwadzieścia metrów za plecami Denise zostałpodziurawiony pociskami.Jacintha i Gangel odpowiadali ładunkami e-m.Kompozytowepanele zapłonęły, w górę buchnęły ściany ognia.- Gotów - oznajmił Eren.Denise zsiadła z motocykla i stanęła przed drzwiami wciąż chwiejącymi się nawietrze. Coś jest nie tak - pomyślała.- To stanowczo za łatwe.Odel to wyszkolony żołnierz".Spojrzała na dach budynku.Panele kolektora były nagrzane od słońca - podczerwień okazała się bezużyteczna.Jednak wtedy zauważyła ślady w warstwie żółtawego pyłu.Denise okręciła się gwałtownie, unosząc pistolet e-m.Strzeliła, jeszcze nim skończyłasię odwracać.Z lufy wystrzeliły maleńkie iskry i migocząc, uniosły się w górę.Potem jedna znich trafiła w Skórę leżącą na dachu.Pchnęła masywny kombinezon naprzód, po gładkichpanelach kolektora, odrywając fragment pancerza.Dwa kolejne impulsy rozerwały Skórę nakawałki.Eren wyszedł zza rogu.- Denise? Co się stało?- Wskoczył na dach innego domu.To była pułapka.- O, cholera.Dobra robota.Znów zaterkotały karabinki.Pociski uranowe wdarły się w ściany domu, wyrywając wielkie kawały.Jeden z pali rozpadł się niczym szrapnel pełen betonowych drzazg.Denise iEren jednocześnie padli na ziemię.- Jak ja nienawidzę tych karabinków - krzyknął Eren, unosząc głowę.Denise zaryzykowała spojrzenie w stronę Amersy'ego.- W Memu Bay nigdy nie używali zubożonego uranu.- Ciekaw jestem dlaczego.Kolejny budynek zapłonął od ładunków e-m.Znów rozległa się seria z karabinku.Budynki zadrżały i zachwiały się pod naporem pocisków.- Gangel, jest po twojej lewej! - zawołała Jacintha.- Denise, pomóż!- Już idziemy.Eren skrzywił się z niechęcią i ruszył biegiem.Denise poszła w jego ślady, zbliżającsię do pozycji siostry.- Jest w piwnicy! - zawołał Gangel.- Cholera, znów ruszył!Strumień ładunków e-m wytrysnął na środku skrzyżowania, gdzie zmierzała Denise.Odpowiedział mu ogień z karabinka.Kobieta znów padła na ziemię.Dwadzieścia metrówdalej pękł kolektor słoneczny - czarne lśniące odłamki posypały się na ulicę.- Do kogo on właściwie strzela? - zastanawiała się Jacintha.- A kogo to obchodzi? - prychnął Gangel.- W tym tempie nie zostało mu już wieleamunicji.Pociski uranowe przebiły pięć domów.Ostatni z nich przechylił się i zawalił,podtrzymujące go pale rozsypały się w proch.Denise była gotowa znów zerwać się do biegu,ale teraz obróciła twarz do ziemi.- Szlag! - wykrzyknęła Jacintha.- Teraz nas przycisnął.- No to jesteśmy w dupie - stwierdził z niepokojem Eren.- Jeśli Newton zajdzie nas ztyłu, to już po nas.- Nie mają komunikacji - przypomniała mu Denise.%7łałowała, że nie może wykrzesaćwięcej pewności siebie.Ten pluton walczył razem już od lat, a nawet dekad.Wszyscy zostalidokładnie wyszkoleni.Jeśli ktoś z nich potrafił poradzić sobie bez komunikacji, to właśnieNewton i Amersy.Karabinek wystrzelił krótko, a potem połączenie ze scarretem wysiadło.- Kurwa mać! - Zdała sobie sprawę, że Jacintha znów biegnie naprzód, a Gangel pędziw przeciwną stronę.Oboje strzelali ładunkami e-m w budynek, w którym chował się Amersy.Denise rzuciła się naprzód, wyciągając przed siebie pistolet i nie przerywając ognia.Budynekzmienił się w piekło.Wielkie, żarłoczne płomienie wylewały się z okien niemal poziomo. Kolektor słoneczny na dachu skręcał się pod wpływem żaru.Języki ognia zwycięsko popełzłyszczelinami, a wtedy zadrżał i zaczął się zapadać.Ze środka padła kolejna seria.Padając na ziemię, Denise nie mogła opanowaćpodziwu dla kaprala, który zdołał zachować zimną krew w takiej sytuacji.Skóry byływprawdzie żaroodporne, ale stać w samym centrum pożaru, w otoczeniu wrogów i wciążzachować taką celność - to było niebagatelne osiągnięcie.Jedna ze ścian eksplodowała kulą ognia, a wtedy przez dziurę wypadła Skóra.Natychmiast dostała trzema ładunkami e-m, które rozerwały ją na strzępy.Denise zmrużyła oczy, chroniąc je przed ostrym blaskiem i bijącym żarem.Skórawybuchła inaczej, niż powinna.Jacintha najwyrazniej pomyślała to samo, bo ostrożniezbliżyła się do szczątków, celując w nie z pistoletu.Kolektor słoneczny w końcu spadł z dachu, sypiąc kaskadą iskier [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki