[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.1- Skąd mam wiedzieć!- Oto, że ojczyzna była w potrzebie, w poniżeniu, że okrutnyChmielnicki triumfował, więc on wcale nie poszedł dziewki szukać.Boleść Bogu ofiarował i bił się we wszystkich bitwach pod księciemJeremim, aż pod Zbarażem tak nadzwyczajną chwałą się okrył, żedziś imię jego wszyscy ze czcią powtarzają.Przyłóżże waćpan terazjego uczynek do swojego i poznaj różnicę.Kmicic milczał i gryzł wąsy, Wołodyjowski mówił dalej:- Toteż Skrzetuskiego Bóg wynagrodził i dziewkę mu oddał.Zaraz po Zbarażu się pobrali i już troje dzieci spłodzili, chociaż onsłużyć nie przestał.A waszmość zamieszki czyniąc pomagałeś tymsamym nieprzyjacielowi i małoś żywota nie utracił, nie mówiąco tym, że przed paru dniami mogłeś pannę na zawsze utracić.- Jakim sposobem? - rzekł siadając na łóżku Kmicic - co się z niądziało?- Nic się z nią nie działo, jeno znalazł się mąż, któren ją o rękęprosił i za żonę chciał pojąć.Kmicic pobladł bardzo, zapadnięte jego oczy poczęły ciskaćpłomienie.Chciał wstać, zerwał się nawet na chwilę i zakrzyknął:- Kto był ten wraży syn? Na żywy Bóg, mów waszmość!- Ja - rzekł pan Wołodyjowski.- Waćpan? waćpan? - pytał ze zdumieniem Kmicic.- Jak to?.- Tak jest.- Zdrajco! nie ujdzie ci to!.I ona?.na żywy Bóg, mów jużwszystko!.ona cię przyjęła?.- Odpaliła z miejsca i bez namysłu.Nastała chwila milczenia.Kmicic oddychał ciężko i oczymawpijał się w Wołodyjowskiego, ten zaś rzekł:- Czemu to mnie zdrajcą nazywasz? Zalim ci brat albo swat?Zalim ci wiarę złamał? Zwyciężyłem cię w równym boju i mogłemczynić, co mi się podobało.139 Henryk Sienkiewicz- Po staremu jeden by z nas to krwią zapieczętował.Nie szablą,to z rusznicy bym waćpana ustrzelił i niechby mnie diabli potemwzięli.- Chybabyś mnie z rusznicy zastrzelił, bo gdyby mnie nie byłaodpaliła, to bym i pojedynku drugiego nie przyjął.Po co miałbymsię bić? A wiesz, czemu mnie odpaliła?- Czemu? - powtórzył jak echo Kmicic.- Bo ciebie miłuje.Było to więcej, niż słabe siły chorego znieść mogły.GłowaKmicica opadła na poduszki, na czoło wystąpił mu pot obfity i leżałczas jakiś w milczeniu.- Okrutnie mi słabo - rzekł po chwili.- Skądże.to waść wiesz,że ona.mnie miłuje?- Bo mam oczy i patrzę, bo mam rozum i miarkuję; terazzwłaszcza, gdym rekuzę dostał, zaraz mi się w głowie rozjaśniło.Naprzód tedy, gdym po pojedynku przyszedł jej powiedzieć, że jestwolna, bom waćpana usiekł, wnet ją zamroczyło i zamiast wdzięcz-ność mi okazać, całkiem mnie spostponowała; po wtóre: gdy ciętu Domaszewicze dzwigali, to ci głowę jako matka unosiła; a potrzecie, że gdym się jej oświadczył, tak mnie przyjęła, jakoby mi ktow pysk dał.Jeśli te racje waćpanu nie wystarczają, to chyba dlatego,żeś przez rozum zacięty i na umyśle szwankujesz.- Gdyby to była prawda! - odrzekł słabym głosem Kmicic - tedy.różne mi tu maści na rany przykładają.ale nie byłoby lepszegobalsamu od słów waszmości.- Zdrajcaże ci to taki balsam przykłada?- Przebacz już waść.W głowie mi się takie szczęście nie mieści,żeby ona mnie jeszcze chciała.- Powiedziałem, że waćpana miłuje, nie powiedziałem, że cięzechce.To wcale co innego.- Jeśli mnie nie zechce, to sobie ten łeb o ścianę rozbiję.Nie możeinaczej być.140 Potop t.1- Mogłoby być, gdybyś waćpan miał szczerą intencję zmazaniawin.Teraz wojna, możesz iść, możesz posługi znaczne miłej ojczyz-nie oddać, męstwem się wsławić, reputację połatać.Któż to jest bezgrzechu? Kto nie ma win na sumieniu? Każdy ma.Ale do pokutyi poprawy każdemu otwarta droga.Waść grzeszyłeś swawolą, tojej odtąd unikaj; grzeszyłeś przeciw ojczyznie, zamieszki w czasiewojennym czyniąc, to ją teraz ratuj; czyniłeś krzywdy ludziom, toje nagródz.Ot, droga dla waszmości lepsza i pewniejsza niż rozbi-janie sobie łba.Kmicic patrzył uważnie na Wołodyjowskiego, potem rzekł:- Waćpan mówisz jak mój szczery przyjaciel.- Nie jestem waćpanu przyjacielem, ale po prawdzie nie jestemi nieprzyjacielem, a tej panny mnie żal, chociaż mnie odpaliła, bomjej też słowo ostre niesłusznie rzekł na odjezdnym.Od rekuzy sięnie powieszę, nie pierwszyzna mi, a uraz nie zwykłem chować.Jeśli więc waćpana na dobrą drogę namówię, to będzie także mojawzględem ojczyzny zasługa, boś żołnierz dobry i doświadczony.- Zali mnie czas jeszcze na tę drogę wracać? Tyle terminów namnie czeka! Z łoża trzeba do sądu zaraz.Chybabym stąd uciekał,a tego nie chcę.Tyle terminów! A co sprawa, to i wyrok pewny napotępienie.- Ot, tu jest na to lekarstwo! - rzekł pan Wołodyjowski wydoby-wając list zapowiedni.- List zapowiedni! - wykrzyknął Kmicic - dla kogo?- Dla waćpana.A teraz wiedz, że mając funkcję wojskową, niepotrzebujesz do żadnych sądów stawać, bo do hetmańskiej inkwi-zycji należysz; słuchaj zaś, co książę wojewoda mi pisze.Tu pan Wołodyjowski odczytał Kmicicowi prywatny listRadziwiłła, odetchnął, ruszył wąsikami i rzekł:- Owóż, jak waćpan widzisz, ode mnie zależy: albo ci list zapo-wiedni oddać, albo go schować.Niepewność, trwoga i nadzieja odbiły się na twarzy Kmicica.141 Henryk Sienkiewicz- A waćpan co uczynisz? - pytał cichym głosem.- A ja waszmości list oddaję - rzekł pan WołodyjowskiKmicic nic zrazu nie odrzekł, głowę opuścił na poduszki i pa-trzył czas jakiś w pułap.Nagle oczy poczęły mu wilgotnieć i gościenieznani w tych oczach, łzy, zawisły na rzęsach.- Niechże mnie końmi rozerwą! - rzekł wreszcie - niech mnieze skóry obłuszczą, jeślim ja widział zacniejszego człowieka odwaszmości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki