[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich istnienie w tym jałowym od soliświecie dawały jakąś nadzieję na to, że wszystko można pokonać, tylko trzeba przeć kusłońcu.Pochyliła głowę, położyła ją na kolanach i objęła ramionami.Skulona pod bretońskimkobaltowym niebem, w otoczeniu poszarpanych klifów, cicho płakała, a czarny tusz z jej rzęsznaczył mokrymi plamami elegancką sukienkę.- Excuse moi, vous allez bien, madame?Czyjś glos przestraszy! ją, drgnęła i podniosła twarz do góry.Stał nad nią jakiśmężczyzna, ukryty za ciemny szkłami okularów, mimo że słońce już zaszło za wystające nadhoryzont klify.- Nie mówię po francusku - powiedziała łamanym angielskim, chcąc pozbyć sięobcego spojrzenia ze swojej twarzy.- Is everything okay? - zapytał znów.Zrozumiała, choć znajomość języka angielskiego nie była jej mocną stroną.Skinęłagłową i przetarła palcem miejsce pod oczami, tam, gdzie najczęściej zostają smugirozmazanego tuszu.- What happened? Can I help you? - mężczyzna był wyraznie zaniepokojony, chciałjakoś pomóc, podał jej nawet chusteczkę.- No, thank you.You re nice, but I want to be alone.- Inga dała mu do zrozumienia,że woli zostać sama, że chce, by dał jej wypłakać łzy do końca, zanim wróci do hotelowegopokoju.- I understand, sorry - odpowiedział tamten i wolno odwrócił się. Poszedł dalej plażą, ale obejrzał się jeszcze kilka razy na siedzącą na kamieniach Ingę.Ona też patrzyła za nim, zdziwiona francuską uprzejmością i tym, że nieznany mężczyznazainteresował się nagle jej losem, zapytał, czy wszystko w porządku, czy nie musi pomóc i nakoniec dał jej tę chusteczkę, którą teraz przekręcała w palcach.Lekki wiatr od morzawydymał mu szarą płócienną koszulę, targał nogawkami jego spodni, tak zakurzonymi iwyblakłymi, że ich kolor był trudny do określenia.Inga wróciła do swoich myśli, do tego pochylenia głowy i ukrycia przed światem, alełzy już nie nadchodziły, jakby coś wybolało, a pojawienie się tamtego mężczyznysprowadziło jej myśli na inny tor.Czuła, że musi działać metodyczne: wrócić do hotelu izabrać swoje rzeczy.Nie wiedziała, czy mówić znajomym o tym, co się stało, a może zataićprzyczynę wyjazdu i zostawić sprawy swojemu biegowi, i wreszcie - w jaki sposób wyjechaćstąd jak najszybciej, bo o wspólnym z Ludwikiem i Martą urlopie nie może być mowy!Szkoda, bo Bretania zaczęła już ją uwodzić swoim pięknem. Przepraszam, dobrze się pani czuje?Telefon znów zadzwonił.To Ludwik.Nie powinna odbierać, nie teraz.Jednak.Możespróbuje mu wykrzyczeć to wszystko jeszcze raz, bo widać nie zrozumiał, skoro znówdzwoni.Dzwonek dzwięczał uporczywie, wreszcie nacisnęła na przycisk.- Czego jeszcze chcesz? Nie zrozumiałeś tego, co ci powiedziałam?!- Możesz wracać do pokoju.Zabrałem już swoje rzeczy, wracam jutro do Niemiec,zostań tu, nie wyjeżdżaj, nie ma sensu, żebyś marnowała urlop.Proszę tylko o wybaczenie,wrócimy jeszcze do rozmowy, jak ochłoniesz - powiedział spokojnie, jakby zgadując jejmyśli.- A ona? - zapytała jeszcze krótko, odczuwając wewnętrzny ból na dzwięk słowa ona.- Ona też wyjeżdża.Inga rozłączyła się.Nie chciała go dłużej słuchać.Sytuacja rozwiązała się sama.Najważniejsze dla niej było teraz to, że mogła już wracać do hotelowego pokoju.Tylko jakwrócić do łóżka, na którym on.Podniosła się wolno z kamienia, otrzepała sukienkę.Dopiero teraz zauważyłabrzydkie plamy po tuszu do rzęs.Próbowała zetrzeć je z sukienki chusteczką, ale nie zdało sięto na nic.Machnęła ręką i poszła brzegiem plaży, patrząc na szarzejące sylwetki mew,łopotem skrzydeł okalające ostre skały i ciemnofiołkową wodę.Takiego koloru wody nigdywcześniej nie widziała. Inga nie przeczuwała, że w tamtej chwili ametystowa dusza oceanu zasiała w jej sercuziarno powrotów do tego szorstkiego od natury miejsca.rWśród czarów nocy w zaklętymjeziorze Tajemne głosy coś szepczą i bająW hotelu panował lekki półmrok, recepcjonistka siedziała zmęczona przed wielkim,szklanym ekranem, zagadywał do niej jakiś starszy pan spragniony towarzystwa, jednakdziewczyna wyraznie nie miała ochoty z nim rozmawiać.Za godzinę przychodziłazmienniczka, czekała więc, by po dwunastu godzinach pracy pójść do domu.Schyliła się,chcąc pomasować lekko spuchnięte łydki i spojrzała przelotnie na wchodzącą Ingę.Ingachciała ją zapytać, czy pewien Niemiec z pokoju wyjechał już z hotelu, jednak zapomniała, żedziewczyna nie zna niemieckiego, z kolei jej angielski był na dość marnym poziomie imusiałaby wygrzebać z pamięci niektóre słowa, a zwyczajnie się jej nie chciało.Poszła więcwolno w kierunku wąskiego korytarza, modląc się w duchu, by nikt z niemieckiej grupy jejnie spotkał, nie zabrał na żadne wieczorne spotkanie, bo nie zniosłaby dziś obecności żadnej,nawet życzliwej, osoby.W pokoju panował porządek, rzeczy Ludwika rzeczywiście zniknęły.Tylko jegoręcznik leżał złożony na pojemniku na śmieci, jakby zostawił go celowo, by musiała gopodnieść, wziąć w dłoń, choćby chcąc wyrzucić wacik kosmetyczny po zmyciu makijażu.Wytarł się pewnie tym ręcznikiem po tym, jak.Uporczywe myśli nie dawały spokoju,brzęczały, cięły jak brzytwa.Jak jutro wyjaśni nagłe zniknięcie Ludwika z wycieczki? AMarta? Przecież również wyjechała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki