[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może nie? Może się uda? Był przecież mistrzem kamuflażu.Zgrywałmądralę przez całą szkołę i dorosłe życie.Nawet najbliżsi krewni nie wiedzieli, że ledwo potrafił czytać.81SR ROZDZIAA DZIESITYTydzień pózniej, w niedzielę po południu, Olivia znów upiekła ciastokokosowe.Podśpiewywała sobie przy robocie.Nie wierzyła, że w tak krótkimczasie mogła się tak bardzo zmienić.Minął przecież zaledwie tydzień, jak zostali zJacksonem kochankami.Uśmiechnęła się, dała krok w tył i krytycznym okiem spojrzała na swojenajnowsze dzieło.Wypadło całkiem niezle.Nawet lepiej.A może bardzo dobrze?Zabrała ciasto ze stołu i zeszła na dół.Po drodze zawołała Tessę i Eda.Umówili się dziś na grilla.Tessa i Ed zajęli się mięsem i kiełbaskami, Jacksonobiecał przynieść piwo, a ona zrobiła deser.Ed był wysokim, siwym mężczyzną.Uśmiechnął się na jej widok.- Czujesz ten zapach? - spytał.- To żeberka.Już mi ślinka leci.- Kończysz już? - zapytała, bo też była głodna.Postawiła ciasto przed Tessą naogrodowym stoliku.- Jeszcze trochę - odparł Ed.- Wspaniałe ciasto - pochwaliła ją Tessa.Olivia aż pokraśniała z dumy.- Trening czyni mistrza - mruknęła.- Zabiorę je do środka - zaproponowała Tessa.- Trochę za zimno, żeby jeść nadworze.- Ech, wy dziewczyny - westchnął Ed.- Wciąż wam coś nie pasuje.A dziś jestcałkiem znośna pogoda.A przy okazji, co z Jacksonem? Miał przynieść piwo.- Nie wiem, dlaczego go jeszcze nie ma - odparła Olivia.- Wyraznie mupowiedziałam, że spotykamy się o wpół do szóstej.- Spojrzała na drugą stronę ulicy.Samochód Tami już zniknął.Przypomniała sobie, że dziewczyna wyszła dziś82SR wcześniej niż zwykle.Dziwne, że Jackson nadal nie przychodził.Zawsze byłpunktualny.- Chyba tam pójdę i zobaczę, co się z nim dzieje.Przeszła przez ulicę i zajrzała do ogrodu.Nikogo.Zadzwoniła dwa razy, lecznikt jej nie otwierał.Zdenerwowana, nacisnęła klamkę.Drzwi były otwarte.Weszłado środka, stanęła tuż za progiem i zawołała głośno:- Jackson!Nic.Weszła do kuchni i do garażu.Furgonetka i jaguar stały na swoim miejscu.Poszła na piętro i nagle usłyszała jakiś stłumiony huk i przekleństwo.Dzwiękidochodziły z gabinetu.Podbiegła do drzwi i zapukała.- Jackson!Zapukała raz jeszcze i nacisnęła klamkę.W gabinecie panował półmrok, tylkona biurku paliła się mała lampka.- Szlag by trafił! - krzyknął Jackson i rzucił papierami o ścianę.Kartki rozsypały się po całym pokoju.Olivia aż jęknęła z przerażenia.- Jackson! Co się stało?Popatrzył na nią z wyrazem cierpienia na twarzy.Przesunął ręką po włosach, apotem desperackim gestem przycisnął obie dłonie do skroni.- Nie dam rady, Olivio! Jestem nieudacznikiem.Nie takiego kogośpotrzebujesz, nie taki ktoś należy ci się od losu.Zmęczonym ruchem osunął się na fotel, wsparł łokcie o biurko i ukrył twarz wdłoniach.Olivia przyglądała mu się ze strachem.Co mu się stało? Był pijakiem? Amoże narkomanem? Wariatem? Nigdy przedtem nie widziała go w takim stanie, i toją właśnie najbardziej przeraziło.Powróciły dawne wspomnienia ciężkich, ponurychprzeżyć.W pierwszej chwili miała ochotę podbiec do niego i mu pomóc.83SR Potem jednak coś ją powstrzymało.Zamajaczyły przed nią grozne sylwetkiojca i Thomasa.Scenariusz zawsze się powtarzał: wybuch gniewu, prowadzącyczasem do rękoczynów, a potem pusty żal i obietnice bez pokrycia.Przeżyła to jużdziesiątki razy.Teraz miało być tak samo?Nie, błagała w duchu.Tylko nie to.Nie on.Podeszła do niego i przykucnęła koło biurka.- Co się stało? - powtórzyła z niepokojem.Sekundy ciągnęły się bez końca.Wreszcie Jackson powoli uniósł głowę.Z rezygnacją popatrzył na Olivię.- Po prostu jestem beznadziejnie głupim idiotą.Oszustem.Wszystkich wciążoszukuję.- O czym ty mówisz? Nic nie rozumiem.Po co się złościsz? O co ci chodzi?- Wpadłem po uszy.- Przesunął dłonią po twarzy, odchylił głowę w tył i wbiłwzrok w sufit.- Tami musiała dzisiaj wcześniej wracać do chorego synka, a Jennifergdzieś wyjechała.Cholera, nikogo nie ma w niedzielę po południu! Do jutra ranamuszę przebrnąć przez te wszystkie papiery i nie mogę.Siedzę tu już od dwóchgodzin.Wiesz, ile przeczytałem? Dwie strony! Dwie parszywe, przeklęte strony.Wychodzi strona na godzinę.- Wybuchnął nieprzyjemnym śmiechem i potarł czoło.- To się nazywa łeb nie od parady!- Znowu cię boli głowa?- Jakby mi ktoś tam nawbijał gwozdzi.- A gdzie masz aspirynę?- Tutaj.- Wyciągnął górną szufladę biurka i wyjął tabletki.- Nic nie pomaga.Wziąłem już chyba pół garści.Olivia wstała.- Może mój masaż okaże się skuteczniejszy.- Położyła mu ręce na ramionach,ale Jackson chwycił ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie.84SR - Kochanie, Bóg mi świadkiem, że prędzej wolałbym smagać diabła rózgą, niżsprawić ci przykrość, ale musisz coś wiedzieć - zaczął na poły żartobliwym, na połyzrozpaczonym tonem.- Nosiłem się z tym od dawna i dłużej już nie wytrzymam.Nie chcę, żeby między nami były jakieś tajemnice.Musisz znać całą prawdę.Wziął głęboki, bolesny oddech.Olivia przypatrywała mu się z rosnącymzdenerwowaniem.Co takiego chciał jej powiedzieć? Najdziwaczniejsze myśli zszybkością błyskawicy przelatywały jej przez głowę.Może miał żonę? Możecierpiał na jakąś potworną zakazną chorobę? A może był zboczeńcem?- To.coś złego? - wyjąkała z trudem.- Bardzo złego - przytaknął z powagą.Miała ochotę zatkać uszy i uciec z pokoju.Z trudem zmusiła się, żebyzachować spokój.- O co chodzi? - spytała półgłosem.W gabinecie zrobiło się tak cicho, że słyszała tykanie zegarka.- Nie potrafię czytać.Napięcie opadło.Olivia roześmiała się.- Oczywiście, że nie potrafisz! Nikt nie mógłby się skupić z takim bólemgłowy! - zawołała wesoło i pocałowała go w czoło.- Moje biedne maleństwo.Chwycił jej dłonie i spojrzał Olivii prosto w oczy.- Posłuchaj mnie, kochanie, to nie ma nic wspólnego z bólem.Prawda jesttaka, że w ogóle nie potrafię czytać.Popatrzyła na niego z osłupieniem.- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś analfabetą?- Prawie.Wyprostowała się.- Przecież to nie ma żadnego sensu.Skończyłeś studia i nie umiesz czytać?85SR - Nie twierdzę, że nie jestem sprytny.Wylatywałem z czterech uczelni, zanimznalazłem taką, na której nikt nie wymagał ode mnie znajomości liter.To była mała,za to droga szkoła.Eksperymentalna.Mam dyplom.sztuki teatralno-filmowej.- Sztuki teatralno-filmowej? - powtórzyła jak echo.- To znaczy, że jesteśaktorem?- Coś w tym rodzaju.Zawsze byłem zdolnym komediantem.Już wpodstawówce podziwiali mnie za to.- Wygłupiałeś się, żeby ukryć swoje braki?Wzruszył ramionami.- Być może.Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.- Twoi rodzice wiedzą o tym?- Nie.Wstyd mi było przyznać się rodzinie.Nie chciałem, by pomyśleli, żejestem od nich głupszy.- Uciekł od niej wzrokiem.- Jackson, spójrz na mnie.Przecież znamy się nie od dzisiaj.Na pewno niejesteś głupi.Prawdę mówiąc, dziadek Pete uważa cię za najinteligentniejszego zewszystkich swoich wnucząt.- Mnie?- Tak, ciebie.I nigdy cię nie przyłapano?- Nie.Niby znam litery, ale głównie polegam na swojej pamięci.- Roześmiałsię niewesoło.- W szkole przekupiłem cukierkami kilku mądrzejszych kolegów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki