[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała w dół na za Moczony taras i zobaczyła Noela, stał nakamiennym lwie u stóp schodów i robił zdjęcie.Gdy skończył, zeskoczył i zacząłbiec wzdłuż procesji.Skautki, które ustawiły się w kolumnę blisko bramy od podwó-rza przed stajniami, ruszyły właśnie naprzód z energią przynoszącą zaszczyt niemalmilitarnemu charakterowi ich organizacji i w tym momencie trudno było odróżnićprocesję od otaczającego ją tłumu.Noel spojrzał do góry i zobaczył Dorę.Rozpro-mienił się, puścił aparat, który chwiał mu się rytmicznie na szyi, i zaczął bić brawo.Dora wybałuszyła oczy na tę pantomimę.I nagle zrozumiała, że Noel ma na myśliubiegłą noc.Widocznie był w stodole; i taka jest jego reakcja.Dora uśmiechnęła sięsłabo i machnęła do niego ręką.Noel wskazywał na jezioro.Ani myślał tracić szansyzrobienia jeszcze jednej fotografii.Dora potrząsnęła głową i Noel zaczął się przedzie-rać przez tłum.Widziała go, ramionami i głową górującego nad tłumem, jak wyprze-dza kolumnę skautek i dogania czoła procesji.Słońce zaczęło się przebijać przez swójbiały welon i długie, rozbiegane cienie pokazały się na trawniku.Chór zaintonowałpieśń.Na drugim końcu grobli Dora zobaczyła otwierającą się z wolna ogromną bra-mę Opactwa.Była sama na balkonie.Większość widzów tłoczyła się nad brzegiem jeziora, poobu stronach grobli.Sunący bardzo powoli i gładko dzwon wtaczał się na nieznacznąpochyłość ku grobli i był teraz lepiej widoczny.Słońce wyzłociło jego białą szatę ibiałe szaty biskupa.Wiatr, nie tak teraz porywisty, targał atłasowymi wstążkami iczochrał kwiaty, którymi wózek był obrzucony.Biskup kroczył sztywno, z głowąlekko pochyloną, wspierając się na pastorale.Białe komże chłopców powiewały nawietrze, gdy w poczuciu własnej ważności podnosili wysoko partytury.Dzwon byłjuż na grobli, toczył się wolniej po trochę nierównych kamieniach.Procesja posuwałasię za nim.Nieruchoma mgła okrywała jezioro, wciąż sięgająca grobli, więc procesja,rozciągnięta długim sznurem nad wodą, zdawała się sunąć w powietrzu.Pochylonanad balustradą Dora wytężyła wzrok.Chór wybuchnął pieśnią.Ambitniejsze utwory zostały przeznaczone na punktszczytowy ceremonii u wrót Opactwa.A tymczasem lokalne sentymenty zlekceważy-ły życzenie ojca Boba.Chłopcy śpiewali:Wznieście z wolna dzwon na wieży,Niech dzień wita dzwięcznym głosem,Posłannictwo swe niech szerzyMiędzy ziemią a niebiosy. Jak na jutrznię ptasich tonówChór na Bożą cześć się wznosi,Tak szlachetnym dzwiękiem dzwonówChwałę Pana niechaj głosi.A gdy przyćmi cień wieczoruWieżę, nawy, kielich mszalny,Niech się zmiesza dzwon nieszporówZ dnia uśmiechem pożegnalnym.Pieśń płynęła dalej.Tancerze, idąc ostrożnie parami, weszli z brzegu na groblę, a zanimi dreptały małe dziewczynki, bardzo chyba przemarznięte w białych jedwabnychsukienkach.Dzwon posuwał się wolno i dotarł już prawie do połowy grobli, gdziewmontowany był drewniany pomost upamiętniający dzielne zakonnice z szesnastegowieku.Dora spojrzała na tłum.Noel gdzieś zniknął.Wypatrzyła Patchwaya, któryodmówił udziału w procesji i stał biernie za plecami tłumu, skąd na pewno nic nie wi-dział.I nagle zaczęło się coś dziać.Dora przeniosła czym prędzej wzrok na czoło pro-cesji.Szybkie westchnienie uleciało w powietrze.Pieśń zachybotała.Dzwon znieru-chomiał na deskach pośrodku grobli i robotnicy jakby się z nim mocowali.Biskup dałchłopcom z chóru znak, żeby się cofnęli.Procesja znieruchomiała.Pieśń umilkła nierówno; i nagle pośród cichego szmeruzabrzmiało głośne skrzypienie.Dzwon przechylił się lekko na jedną stronę.Z tłumubuchnął podniecony gwar.Potem, bardzo wolno, drewniane podpory ugięły się,drewniany pomost przechylił się, przechylił się wózek, dzwon zawisł na chwilę podnieprawdopodobnym kątem i runął na bok do jeziora ciągnąc za sobą wózek.Wszystko to zdarzyło się tak szybko, że Dora nie mogła uwierzyć własnym oczom.Procesja nadal stała rozciągnięta długim sznurem na grobli.W środku grobli ziałajama, na jej drugim brzegu tkwili dwaj odcięci od reszty robotnicy.Niewidoczna wo-da kipiała i bulgotała.Dzwon zniknął.Z ust tłumu wyrwał się okrzyk, który był ni tolamentem, ni to wiwatem.Tym, którzy przyszli obejrzeć widowisko, dobrze się toopłaciło.Dora zbiegła ze schodów i dalej w dół stoku nad brzeg jeziora.Ojciec Bob przy-naglał procesję do zejścia z grobli, a tymczasem od strony brzegu dziesiątki osób usi-łowały wedrzeć się na groblę.Ktoś, Dora nie wiedziała kto, wpadł do wody.Rozległysię krzyki, jeden z małych śpiewaków płakał głośno.Biskup, dobrze widoczny wpromieniach słońca, stał wciąż nad miejscem, gdzie zniknął dzwon, i patrząc w wodęrozmawiał z robotnikami.Mgła przerzedziła się trochę, widać było teraz jezioro spie- nione pod drewnianymi filarami i na powierzchni krąg białych kwiatów.Nad wodąani śladu dzwonu czy wózka.Kilka osób wyminęło biskupa i przeskoczyło na drugąstronę wyrwy, żeby stamtąd oglądać widowisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki