[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogólnie rzecz biorąc, przyszło mi do głowy, że to doskonały moment, by stać się kimśinnym.Niestety, tej sztuczki jeszcze nie opanowałem.A że nie miałem nic do roboty pozakontemplowaniem niemal pewnej zguby nadciągającej ku mnie z tak ogromną prędkością ztak wielu stron, poszedłem do mojego samochodu.I oczywiście, jako że widać jeszcze niedość wycierpiałem, jakaś smukła zjawa zeszła z krawężnika i zrównała się ze mną.- Byłeś tu, kiedy to się stało - odezwał się Israel Salguero.- Tak - odparłem ciekaw, co mnie jeszcze czeka.Może satelita spadnie mi na głowę.Przez chwilę milczał, po czym stanął w miejscu, a ja odwróciłem się do niego.- Wiesz, że moje dochodzenie ciebie nie dotyczy - rzekł.Pomyślałem, że miło to słyszeć, ale biorąc pod uwagę, jak sprawy układały się odkilku godzin, uznałem, że najlepiej będzie po prostu skinąć głową, i tak też zrobiłem.- Ale podobno to, co tu się stało, ma związek z incydentem, w którym uczestniczyłatwoja siostra, a to właśnie nim się zajmuję - dodał i byłem zadowolony, że nic niepowiedziałem.Na tyle zadowolony, żeby uznać, że milczenie to w tym momencie całkiemdobre rozwiązanie.- Wiesz, że jednym z moich najważniejszych obowiązków jest wykrywanie wszelkichprób samowolnego wymierzania sprawiedliwości przez naszych funkcjonariuszy -powiedział.- Tak - odparłem.W końcu to tylko jedno słowo.Skinął głową.Wciąż nie odrywał oczu od mojej twarzy.- Twoja siostra doskonale się zapowiada - powiedział.- Szkoda, żeby coś takiego jejzaszkodziło.- Jest nieprzytomna - zauważyłem.- Nic nie zrobiła. - Nic nie zrobiła, fakt - przyznał.- A ty?- Ja tylko szukałem człowieka, który pchnął ją nożem - odparłem.- Nie zrobiłem niczłego.- Oczywiście - rzekł.Czekał, aż coś dodam, ale się nie doczekał i w końcu, jak sięzdawało po kilku tygodniach, uśmiechnął się, poklepał mnie po ramieniu i poszedł na drugąstronę ulicy, gdzie Coulter właśnie żłopał Mountain Dew z butelki.Patrzyłem, jakrozmawiają, odwracają się do mnie, a potem spoglądają na dogasający dom.I z myślą, że topopołudnie po prostu nie mogłoby być lepsze, zrobiłem w tył zwrot i powlokłem się domojego samochodu.Przednia szyba była popękana.Trafił ją kawałek domu.Jakimś cudem nie zalałem się łzami.Wsiadłem i pojechałem do domu, patrząc przezpopękane szkło i słuchając łupania w głowie. 23Kiedy przyjechałem, Rity jeszcze nie było, bo na skutek niefortunnej eksplozji z moimudziałem wróciłem nieco wcześniej niż zwykle.Dom wydawał się okropnie pusty i przezminutę stałem na progu, i tylko wsłuchiwałem się w nienaturalną ciszę.Z głębi dobiegałstukot rury, włączyła się klimatyzacja, ale w tych dzwiękach nie było życia i nadal czułem sięjak w filmie, w którym wszystkich oprócz mnie uprowadzili kosmici.Guz na głowie wciążpulsował bólem; byłem potwornie zmęczony i samotny.Podszedłem do kanapy i runąłem nanią, jakby nagle wyparowały ze mnie wszystkie kości, które utrzymywały mnie w pozycjistojącej.Przez pewien czas leżałem.Dziwne, ale chwilowo przestało mi się gdziekolwiekspieszyć.Wiedziałem, że w końcu będę się musiał poderwać do akcji, wytropić Weissa,odciąć mu drogę ucieczki i wykurzyć go z jego nory, ale z niewiadomego powodu zupełnienie mogłem się ruszyć, a złośliwy głosik, który dotąd mnie dopingował, teraz brzmiał jakośnieprzekonująco, jakby on też potrzebował przerwy na kawę.Leżałem więc twarzą w dół,usiłowałem przywołać na powrót mobilizujące poczucie zagrożenia, które na razie mnieopuściło, i nie czułem nic oprócz wspomnianego zmęczenia i bólu.I gdyby ktoś krzyknął domnie:  Uważaj! Za tobą! Ma broń! , w odpowiedzi co najwyżej wymamrotałbym:  Niechwezmie numerek i zaczeka.Kiedy się obudziłem, nie wiem, po jakim czasie, zobaczyłem błękit, którego niemogłem zidentyfikować, dopóki nie skupiłem wzroku.To był Cody, stojący może dwa metryode mnie w swoim nowym mundurku.Usiadłem prosto i z dudniącym w głowie gongiemspojrzałem na niego.- Cóż - odezwałem się.- Wyglądasz uroczyście, to na pewno.- Wyglądam głupio - stwierdził.- Szorty.Popatrzyłem na Cody'ego w ciemnoniebieskiej koszuli i szortach, czapeczce naczubku głowy i opasującej szyję chuście spiętej klamrą, i uznałem, że nie fair było czepiać sięakurat szortów.- Co ci się w nich nie podoba? - spytałem.- Przecież chodzisz w szortach na okrągło.- Szorty od mundurka - wyjaśnił, jakby chodziło o jakąś niewyobrażalną napaść naostatnie szańce ludzkiej godności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki