[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tego co widziałam i słyszałam, są całkowicie skupieni na swoich własnychsprawach i nie interesują się nami zupełnie.My nie mówimy o jakiejś inwazji gryzoni.Rozmawiamy o inteligentnych istotach!- Które mają armię przynajmniej dwukrotnie liczniejszą od naszej! Gdyby bylitakimi całkowicie pokojowymi istotami, nie mieliby wojska! Z tego co wiemy, grupa którątu wygnano jest uwięzioną bandą szubrawców! W każdym razie, to ja dowodzę wojskiemi ochroną.Decyzja, którą trzeba podjąć ma charakter wojskowy, oparta ma być na logicei ocenie zagrożenia, a nie na emocjach!- To ja jestem wyznaczona na przywódcę tej koloni! - odkrzyknęła jej Eden.-Odpowiadasz przede mną i radą.I mogę powiedzieć ci już teraz, że żaden członek radynigdy nie zgodzi się na to, co planujesz, na pewno nie kiedy w pełni ocenią sytuację.Ivy ruszyła w stronę drzwi.- Więc zwołaj spotkanie.Możemy przedyskutować to z radą i sprawdzimy jakiejest zdanie innych - powiedziała ponuro.****Eden wolałaby mieć więcej czasu żeby uspokoić się i przemyśleć sobie to cowidziała i słyszała, zanim przemówi przed radą, ale było oczywiste, że tego spotkania niemożna odłożyć.Do pewnego stopnia mogła zrozumieć i zgodzić się ze stanowiskiem Ivy.Nadaltak naprawdę nie wiedziały z czym mają do czynienia.Obcy mogli stać się zagrożeniem,jeżeli nie teraz, to w przyszłości, ale nie mogły przyjąć takiego rozwiązania jakieproponowała Ivy, tylko dlatego, że jest szansa, że kiedyś mogą stać się zagrożeniem.Ogarnęła ją wściekłość, skierowana całkowicie w stronę Ivy, kiedy przybyła naspotkanie i odkryła, że Ivy „obozuje” przed wejściem do sali obrad, podczas kiedygromadziły się tu członkinie rady.Jeszcze zanim rozpoczęło się zebranie rady,poszczególne radne sprzeczały się pomiędzy sobą.Prawie dwadzieścia minut zajęło Eden ustanowienie jakichkolwiek pozorówporządku.Kiedy dowódcy sektorów uciszyli się wystarczająco, żeby można byłoporozmawiać, Eden przekazała swoje wrażenia i obserwacje, których dokonałapoprzednio.Wiadomość ogłuszyła radne tak jak wcześniej ją.- Translator musiał niewłaściwie działać! - wykrzyknęła Stacy Session.- Lub możekomputer nie miał odpowiednich danych, żeby właściwie przetłumaczyć.Eden wzruszyła ramionami.- Ja też tak myślałam.Jestem pewna, że komputer nie miał odpowiednich danych,żeby dokładnie to przetłumaczyć, ale jestem również pewna, że Sademeen miała na myśliwłaśnie to co mówiła.Była wyraźnie niespokojna.Żeby zrekompensować naruszenienaszego terytorium zaproponowała przekazanie nam kzatha.- Nie uznałaś to ani trochę za podejrzane? - dopytywała się Ivy.Eden rzuciła jej spojrzenie.- Wiem, że w tych obcych jest wiele rzeczy, których nie rozumiemy, wiem również,że nie możemy oceniać ich według siebie, ale to ja rozmawiałam z nią twarzą w twarz.Mogłam widzieć jej oczy i wyraz twarzy.Wydawała się być całkowicie szczera - odwróciłasię do Liz.- Co ty sądzisz o tym wszystkim?Liz wyglądała prawie tak ogłuszona jak pozostałe.Z trudem zapanowała nadsobą.- Prawdę mówiąc nie mam pojęcia co o tym myśleć, tym bardziej, że majorSterling sugeruje wojnę z miejscowymi.- Nie są miejscowi - zauważyła ostro Ivy.- Są nimi dużo bardziej niż my - parsknęła Deborah Pelt.- Nie mogę uwierzyć, żemożesz nawet rozważać taki.barbarzyński akt agresji!- Przypomnij mi to, kiedy będą próbowali wykopać stąd twój tyłek!- Spokój! - warknęła Eden, uderzając młotkiem w stół co w końcu uciszyłowszystkich.- Musimy osiągnąć jakieś porozumienie! Ivy po części ma rację.Dla naszegowłasnego bezpieczeństwa nie możemy ich powitać z otwartymi ramionami.Musimypilnować się i nauczyć się o nich tak dużo jak to tylko jest możliwe, tak szybko jak tylkomożemy, żebyśmy mogły podjąć jakąkolwiek decyzję - znów odwróciła się do Liz.-Nadal chciałabym, żebyś postarała się ocenić sytuację, Liz.Czy według ciebie jestniebezpiecznym, żeby chociaż rozważać nawiązanie jakichkolwiek relacji z nimi?- Nie podoba mi się to - powiedziała podirytowana Liz.- Potrzebuję szansy, żebyzabrać więcej danych i poobserwować ich, by móc przedstawić jakiekolwiek wnioski.- Będziemy miały bunt wśród ludzi.jeżeli kolonistki dowiedzą się, żeodrzuciłyśmy możliwość chociażby rozważenia oferty Sademeen - oznajmiła BrendaColeman, kierowniczka sekcji rolniczej.- Och! Wybaczcie mi, że przypomnę wam, że możemy tu skończyć zpoderżniętymi gardłami! - warknęła Ivy gwałtownie zrywając się na nogi.- Po prostuidźmy, powybierajmy sobie haremy i żyjmy długo i szczęśliwie! Na litość boską!Poniuchałyście coś, co ma dyndającego kutasa i potraciłyście cały rozsądek?- Nie ma potrzeby tak wulgarnego zachowania! Nie lekceważymy paniniepokojów, major Sterling - powiedziała Brenda zdenerwowanym głosem.- Sama sądzę,że powinnyśmy zachować ostrożność, ale całkowicie nie zgadzam się ze stanowiskiem„zabijmy ich wszystkich i zapomnijmy o problemie”! Czy na pewno nie jesteśmy w staniewymyślić coś pośrodku?- Liz - odezwała się Eden zdecydowanym tonem.- Czy możesz nam przynajmniejpowiedzieć, co mówi ci twoja intuicja, opierając się tych nielicznych danych jakieposiadasz? Czy będzie bezpieczne przynajmniej kontynuowanie dalszych obserwacji?Liz opadła szczęka.Zamrugała gwałtownie kilka razy.- No cóż.według mnie tak.To jest życiowa okazja, studiować kulturę i gatunektak odmienny od naszego własnego! Jest tu tak wiele do zrobienia!Przybierając pozę „myśliciela”, oparła się łokciem o stół, gładząc w zamyśleniuswoją dolną wargę.- Trudno zgadywać w tej sytuacji i kto wie jak bardzo prawdziwe będą te domysły,zważywszy, że muszę opierać się na wiedzy i przeszłości ludzkiej rasy, a nie ich, alewydaje mi się, że spokojnie możemy założyć, że są tu pewne podobieństwa pomiędzynimi, a pewnymi wczesnymi ziemskimi wspólnotami, w ich wczesnym rozwoju.- To twoja działka, a nie moja - wtrąciła się Colleen Dryer.- Jestem całkowitymlaikiem, jeżeli chodzi o historię, ale nie przypominam sobie niczego chociaż odrobinęprzypominającego ich społeczeństwo.- Ponieważ tutaj mamy do czynienia z odwrotnością - powiedziała Liz brzmiącteraz na bardziej pewną siebie.- We wczesnej historii ziemskiej, kiedy dominowałospołeczeństwo rolnicze, zanim jeszcze wynaleziono maszyny, które pomagały w pracy,były kultury, gdzie mężczyzna brał sobie wiele żon, żeby zabezpieczyć byt.Posiadaniewielu żon oznaczało wiele dzieci, które pomagały w pracy i pomnażały zamożnośćrodziny.Im więcej mieli żon i dzieci, tym zamożniejsi byli, ponieważ mieli pracowników,żeby wyprodukować więcej niż sami potrzebowali, by się wyżywić.Mogli przehandlowaćto za inne produkty, a ich potomstwo również bogaciło się na handlu.Mogli sprzedawaćswoje córki innym mężczyznom, którzy płacili im zwierzętami, czy czymkolwiek cochcieli, czy potrzebowali.Gdyby płodzili więcej mężczyzn niż kobiet, to kobiety byłybyrzadkością, bardziej cenną skoro nie mogą mieć bez nich dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki