[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ty masz jedynie zaczekać z powiadomieniemswojej królowej, dopóki osobiście nie stawimy się na dworze.- Rhys patrzył teraz na małego,unoszącego się w powietrzu człowieczka.- Krew dwóch szlachetnie urodzonych sidhe zamniej niż dwadzieścia cztery godziny milczenia.To niezły układ.Sage spowolnił ruch skrzydeł na tyle, że można było dostrzec czerwone oczy po ichwewnętrznej stronie i niebieskie opalizujące plamy pasujące odcieniem do szerszych błękitnych pasów po stronie zewnętrznej.Zupełnie jakby podpłynął, a nie podfrunął doGalena.Galen opierał się plecami o kredens, ramiona skrzyżował na piersiach.Na jego twarzymalowała się nieskrywana wrogość.- Nawet-nie-pytaj.- W jego głosie zawarła się pełna wściekłości ostateczna iniezłomna decyzja, tak nieprzeparta, że Sage na moment opadł ku ziemi, co u ludzi mogłobyć odpowiednikiem potknięcia.Powrócił na poprzednią wysokość, a potem wzbił się aż pod sufit, by znalezć się pozazasięgiem.- Ale byłeś taki słodki.Galen spojrzał na mnie.- Dlaczego po prostu nie rzucimy na niego dwudziestoczterogodzinnego czaru?- To kuszące - odparłam - ale Niceven może potraktować wykorzystanie wrogiegoczaru wobec jej przedstawiciela jako złamanie naszego paktu.- To rozwiązałoby problem - sarknął Rhys.- Dobrze więc - mruknął Sage.- Za możliwość skosztowania Mroza i białego rycerzazgodzę się trzymać język za zębami, aż zobaczę się z moją królową.- Twarzą w twarz, na jej dworze - dodałam.Zawirował pod sufitem jak leniwy ptak.Zaśmiał się, unosząc w powietrzu obok mnie.- Boisz się, że mógłbym oszukiwać?- Powiedz to, Sage - rzuciłam.Uśmiechnął się do mnie na znak, że zrobi, czego od niego żądałam, ale nie zamierzałułatwiać mi zadania.Taki już był.Taka była większość pół-fey z Unseelie.Może to wiązałosię z ich kulturą.Przyłożył drobną rączkę do wątłego torsu i stanął wyprostowany w powietrzu,kierując palce stóp ku dołowi.- Za krew obu mężczyzn zaczekam, by powiedzieć mojej królowej o kielichu, dopókinie znajdę się z nią twarzą w twarz na jej dworze.Wzbił się w górę i musiałam unieść głowę, by móc obserwować go, jak krążył podsufitem.- Zadowolona?- Tak - odparłam.- Ja się na to nie zgodziłem - wymamrotał Mróz.- Będę przy tobie - rzekł Rhys. Ujęłam Mroza pod rękę, dotykając jedwabiu i prężnych mięśni.- Ja również.- Ja też, Mrozie - dorzucił Doyle.Dwaj mężczyzni spojrzeli na siebie nawzajem i coś między nimi przepłynęło, jakaświedza, jakiś rodzaj pocieszenia.Cokolwiek to było, oblicze Doyle'a złagodniało, stało siębardziej.ludzkie.Mróz pokiwał głową.- A co jeżeli ta nowa magia znów spróbuje skrzywdzić Meredith?- Rhys będzie tam i dopilnuje, żeby nic się nie stało.Mróz otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale zmitygował się ienergicznie skinął głową.- Uczynię, jak nakazuje mi mój kapitan.Reszta strażników zapominała niekiedy, że Doyle był Kapitanem Kruków Królowej inagle ni stąd, ni zowąd sobie o tym przypominali.Używali tytułu, z którego od dawna już niekorzystali.Szacunek zawsze był obecny, podobnie jak strach, ale tytułów używanowybiórczo.- Zwietnie - powiedział Doyle.- Teraz, gdy już to ustaliliśmy, mamy doprzedyskutowania inne sprawy.Kiedy odpowiednio nasze królowe dowiedzą się o powrociekielicha, fakt ten nie umknie uwadze Taranisa.Co zrobimy, gdy zażąda jego zwrotu?Rozejrzałam się po pokoju, próbując odgadnąć, o czym myśleli, lecz nie wyszło mi tonajlepiej.- Chyba nie myślisz na serio o zatrzymaniu kielicha, kiedy Taranis zażąda, by mu gooddać? Doszłoby do walki, może nawet rozpętałaby się wojna.- Nie możemy mu go oddać - oznajmił Nicca.- Nie zasługuje na niego.Już nie.- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał Doyle.- On nie.- Nicce zabrakło słów, w końcu jednak rozłożył szeroko ręce i rzekł: - Niejest godzien, by posługiwać się kielichem.Gdyby był, kielich przyszedłby do niego, ale taksię nie stało.Przybył do Merry.Doyle głośno westchnął.- To kolejny problem.Jeżeli Taranis obawia się, że władza królewska zaczyna mu sięwymykać z uwagi na jego bezpłodność i nagle okaże się, że kielich pojawi się u innejszlachetnej sidhe, zwłaszcza będącej pół-Unseelie, to tylko podsyci jego lęki.- Powinien się bać.- Rhys podszedł do mnie i teraz po jednej stronie miałam jego, apo drugiej Mroza.- Być może przywrócenie Maeve i Mrozowi boskości, jak mówił Doyle, nastąpiło dlatego, że jest jedynym naczyniem o kształcie bogini.Objął mnie ramieniem w talii i lekko przytulił.To sprawiło, że szturchnęłam Mrozaręką i poczułam, że mężczyzna sprężył się gwałtownie.Rhys tego nie zauważył, ale spojrzałna pozostałych mężczyzn.- To, że kielich przybył do niej, nie wynika tylko z tego, że jest odpowiedniej płci, byposiąść moc.Kociołek był pierwotnie darem dla mężczyzn, nie dla kobiet.A co, jeśli trafił wjej ręce, ponieważ jest jedyną szlachetnie urodzoną sidhe, która może się nim zaopiekować?- Nie sądzę, aby tak było - powiedziałam.- Czemu tak uważasz? - spytał Mróz.Wbiłam w niego wzrok.- Bo jestem śmiertelniczką.Właściwie nie jestem nawet pełnej krwi sidhe.- Wedle czyich standardów? Wszystkich tych niedoszłych bogów, którzy stoją tu irozprawiają o zamierzchłej chwale?- Dwór Seelie wygląda niekiedy jak zjazd absolwentów - zauważył Rhys.-Rozmawiają o dawnych czasach, kiedy byli młodsi, silniejsi, lepsi.Nostalgia tkwi głęboko.Zmarszczyłam brwi.- Dobrze, według standardów ludu, który dawno temu utracił kielich, a tego nie liczę.Ale niezależnie od wszystkiego, Taranis nigdy nie zgodzi się, abyśmy mieli ten kielich, niebez wojny.- Ona ma rację - rzekł Rhys - ponieważ wszyscy Seelie uznają, że odzyskawszykielich, odzyskają swoje moce.- Zgodnie z tą logiką - ciągnął Doyle - jeżeli Unseelie posiądą kielich, będzie tooznaczało, że mamy szansę odzyskać naszą potęgę.- Nie sądzę, aby tak się stało - rzekł Mróz.- Ja nie odzyskałem moich mocy.Zyskałemmoce, które należały do sidhe.I to nie kielich przydał mi tej mocy, lecz Merry.Rhys mocno mnie uściskał.- Nasza królowa będzie zadowolona, ale nie Taranis.- Byłby, gdyby uwierzył, że ona jest w stanie uczynić dla niego to, co zrobiła dlaMroza - powiedział Doyle.Na twarzy Rhysa przez moment odmalował się wyraz absolutnej paniki, który jednakzamaskował uśmiechem i żartem.- Nie wiem, co jest bardziej niebezpieczne, to, czy on uzna, że mógłby wykorzystaćMerry do odzyskania dawnej jurności i witalności, czy to, że nowe moce uczyniłyby z niejsilną i potężną królową. - Masz na myśli rywala - podsunął Doyle.Rhys zaprzeczył.- Nie, nie rywala.Nawet gdyby Merry potrafiła przywrócić nam wszystkim pełnąmoc, to nie pomogłoby w walce.Wśród szlachetnie urodzonych sidhe wciąż obowiązująsurowe prawa walki, a król wobec prawa jest tylko kolejnym szlachetnie urodzonym.-Spojrzał na mnie.Wiem, że masz naprawdę zręczne ręce mocy, ale widziałem Taranisapodczas pojedynku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki