[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miały moc; połączyły się z jej mocą, dając jej siłę.Niewiele, ale zawsze trochę, dość, żeby rzucićsię naprzód przez nogi jednego z Najstarszych.Jakby przebiegła przez zamrażarkę.Serce szarpnęłosię jej w piersi od icjio zimna, lego gniewu.A teraz naprawdę byli rozgniewani, ich twarze byty jeszcze straszniejsze, oczy ciemniejsze,bardziej zmrużone.Wiedziała, że jeśli ją złapią, nie będzie przyjemnie i że nie przestaną próbować.Nawet gdyby zdołała teraz uciec, będą ją ścigać, nie poddadzą się.Wykorzystała jedną rozpaczliwą sekundę, której nie miała, żeby się skoncentrować, otworzyć. Gdzie byty przybory Lauren? Lamaru na pewno mieli mnóstwo rzeczy, których Chess zwykle nienosiła przy sobie, przedmiotów obdarzonych większą mocą.Nielegalną mocą.Sięgnęła po tęenergię, spróbowała ją odnalezć, a Najstarsi wciąż sunęli na nią jak powolne góry.Coś zamigotało po jej lewej.Drzwi.Myślała, że to szafa, ale może nie.Lauren wrzasnęła.Chess nie obejrzała się nawet.Skoczyła do drzwi, szarpnęła je.Czaszki.Całe tuziny, z góry na dół, na ścianach, półkach, na podłodze.Psie, świńskie, ptasie.Nie miata ektoplazmarkera, a nawet gdyby miata, nie mogta oznaczyć Najstarszych.Ale sama byłapokryta żelazem - to mogło wystarczyć.Nie miata wyboru Krew ciągle sączyła się z jej nadgarstków, głowa wydawała się za miękka, zalekka jak dla jej ciata.Duchy byty tuż za nią, Lauren za nimi, i nie przestawała wrzeszczeć.Chess zgarnęła pięć czaszek na podłogę i przeciągnęła po nich krwawiącymi nadgarstkami; jejpalce zosta-wiały krwawe odciski na wybielonej kości.Postata z tą krwią tyle mocy.ile zdotała - dość, żebygtos jej ochrypł, wzrok się zmącił.- Wzywam eskortę Miasta Umarłych! Strażnicy wzywam was, przybądzcie teraz! Przybądzcieteraz!Rzucita czaszki w górę.Psy formowały się jeszcze w powietrzu, pałając blaskiem, jakiego przedtem nie widziała.I który jejsię nie podobał.To nie były zwykle Psychopompy - co to było, do cholery?Lamaru krzyczeli, Lauren wrzeszczała, psy wyły.Chess zjeżyły się wszystkie wtosy na ciele; to niebyty Psychopompy; co to było? Miaty zęby ostrzejsze niż cokolwiek.Na jej oczach jeden z nichuczepit się jednego z Najstarszych.Trzasnęły drzwi; Lamaru zamknęli się w sypialni Lauren.Psychopompy, które przyzwala, szarpały,darły Najstarszych na strzępy, Chess stata jak wrośnięta w ziemię, zapomniała niemal ooddychaniu, bo Najstarsi zaciekle walczyli, ale wszystko było na nic.Rozpadali się.Rozpadali się i tracili moc.Za to psy rosty i Chess czuła to, i sama też rosła w moc, bo byłypołączone z nią.To było nie w porządku, Psychopompy nie były połączone z przyzywającymi.I nieunicestwiały duchów.Ciśnienie rosło w jej klatce piersiowej, rozchodziło się po nogach i rękach.Patrzyła, jak Lauren podpala zioła na tacy, nie wiedziała, co to za zioła i skąd się wzięły, ale,cholera, jeśli trzymała w domu takie bestie, to pewnie była przygotowana, żeby odesłać tocholerstwo tam, skąd przyszło.Zapach ziót uderzył ją w nos.Bolato, jak wdychanie trucizny.Psy znów zawyły, tym razem z bólu.Nie skończyły jeszcze niszczyć Najstarszych.Strzępy widmowych ciat zaśmiecały pokój.Lauren krzyczała dalej, psy wyły, Chess osunęła się na kolana.Prawie żałowała, że nie pozwoliłaNajstarszym,366367iefcf ją zabrali, bo nie byta w sianie tego dluzej znieść.1 Nigdy w życiu nie byta lak wyki mezon a.a kiedy czaszki upadły z powrotem na podłogę, spojrzała na lauren i rozpłakała się.Lzy napędzane wstydem laty się z jej oczu i kapały i policzków Nie miało to żadnego znaczeniaTWarz Lauren byta czerwona i wykrzywiona wściekłością; ko- 1 Neta przebiegła przez pokój,chwyciła Chess za włosy, i szarpnęła jej głowę na bok t wbiła igłę w szyjęNie było już bólu Zamiast niego zalała ją przyjemność, błyskawicznie rozchodząca się po żyłach doserca I mózgu, i zanim osunęła się na podłogę, nie wiedziała juz.czy ma się śmiać, czy płakaćZnała lo uczucie.I Uwielbiała to uczucie %7łyła dla niego, myślała o nim, J marzyła o nim.błagała onie A teraz mogła od niegoLauren wstrzyknęła je| potężną dawkę dreama.Rozdział 35Hamiętai, przez czystość i właściwe dbanie o ciulu pokazujesz innym, t* szanujesz siebie, i uczyszich, by cię szanowali Zuden chłopak nie chce umawiać ve z lleituchem.Nastoletnia Prawda"./.,-> i.dla dziewczątCiemność kołysała ją, trzymała w miękkich ramionach, nie pozwalała zmarznąć.Kiedy spróbowała otworzyć oczy.raziło ją światło, więc zamknęła je z powrotem, przekręcając się na bok na swoimniewygodnym.Zaraz.Przecież miała być martwa.Czy była martwa?Cisza kazała jej myśleć, że może tak.Miasto było chym miejscem, jeśli nie żyje, to na pewno jesl wMieście.Nie chciała otwierać oczu.Ale ,.Miasto nie cuchnęło śmieciami A przynaj mniej tak sądziła W każdym razie nikł nie pytałduchów czy ich Miasto cuchnieZachichotała na tę mysi Spróbowała wtulić się glę biej w.ZarazZaraz Nie.nie byta martwa.Z całą pewnością byta martwa, ho w Mieście nie byto gazet, a byłaprzy kryta gazetamiOtworzyła oczy.Przez jedną sekundę wydawało jej się, że jest na dnie jakiejś dziury, że się myli, zeto jednak369Miasto.aż zrozumiała, że patrzy na ściany kontenera na śmieci.Wrzucili ją tutaj.Naszprycowali ją i wyrzucili jej ciało na śmietnik.Sukinsyny.Cholera, która jest godzina? Co.ciągle była noc, ale która godzina?Była piątkowa noc, a w każdym razie Chess miała nadzieję, że to ciągle piątkowa noc.W sobotęmiało się odbyć poświęcenie Starszego Murraya.Wszyscy mieli pojechać do Miasta na ceremonię,cały personel.Czy Lauren będzie z nimi? Czy Lamaru będą na nich czekać? A co z Baldarelem?Czyjej.Tak.Okej, torbę miała przy sobie.Telefon? Czyżby.Miała coś w kieszeni i sądziła, że totelefon, ale nie była pewna, nie mogła wcisnąć do niej zesztyw-niałej ręki.Okej.Najpierw trzebasię stąd wydostać.Tb, że wylądowała w śmietniku z niemal śmiertelną dawką dreama krążącą w żyłach, pewnieprzyprawiłoby ją o zimne dreszcze, gdyby mogła je czuć.Ale tymczasem skoncentrowała się nakrawędzi pojemnika i na wyjściu.Na tym, czego się dowiedziała i co musi zrobić.I na udawaniu,że już kiedyś widziała ten filmik z o wiele mniej szczęśliwym zakończeniem.Nie żeby tozakończenie mogło być szczęśliwe.Jej mięśnie protestowały, stawy zajęczały, kiedy dzwignęła się do pozycji stojącej, przytulając siędo ścian, chociaż zbierało jej się od tego na wymioty.Nie miała wyboru.Kiedy ceremonia sięzacznie.Musiała się dostać do Kościoła.Krawędz pojemnika była bardziej śliska, niż sądziła.Dopiero za trzecim razem udało jej sięprzerzucić przi nią nogę.Upadla niezgrabnie na brudny cement, w oblepiona smrodem i kawałkamizgniłego jedzenia.Zabolało.A skoro i tak już była obolała, t dobrze mogła pójść na całość i zwymiotować.Zotądt370uznał, że to dobry pomysł, a kimże ona była, żeby się z nim nie zgodzić?Zwiat wirował wokół niej, podskakiwał i trząsł się przed jej oczami.Musiała się zorientować, gdziejest.Musiała się dostać do siedziby Kościoła.Potrzebowała pomocy.Nogi nie chciały jej nieść.Poruszały się powoli, niezdarnie.Przyszło jej do głowy, że choć ciąglejest żywa, ten stan może nie potrwać długo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki