[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było wszakżadnej obiektywnej przyczyny tych problemów z oddychaniem u Piękna.Z rana, bardzo wcześnie, tym razem Dobro szybko gdzieś zniknął.Gdzieś sobieposzedł.Tak szybko, że nawet i Prawda, a tym bardziej Piękno spali jeszcze.To byłoraczej niezwykłe, bo to z reguły Piękno się urywał braciom, chodził, jak mówił,zwiedzać atrakcje akurat tego miejsca, gdzie byli, tego miasta gdzie byli w danymczasie.Najstarszy zostawił im wszak talara, jak przystało na troskliwego brata, inapisał na kartce, że mają iść śniadaniować i obiadować do szynku, a on wrócipózno.Może nawet dopiero przed kolacją.Było też widać,iż Dobro spakował przedwyjściem wszystkie swoje rzeczy.Tak też i się stało.Bracia wprzódy,po zwykłej porannej toalecie,poszli spokojnie doszynku,który się mieścił na tej samej uliczce, gdzie mieli wynajęty pokój.Zjedlijajecznicę na rydzach, do tego wypili po kuflu piwa.Potem to, w tym samym szynku,na obiad zjedli solidny i pikantny gulasz z miejscowym pieczywem, też, oczywiście,popili go piwem.Nawet, jak przyznał Prawda, całkiem dobrym.Potem zaś, kilkagodzin im zbyło na grze w kości.I gdy zdało się, że dzień ten cały nudny i nudą sięskończy, nagle, a było to już przed czwartą popołudniu,usłyszeli z korytarza jakiśhałas.Oto to, do pokoju wpadł cały podekscytowany Dobro, krzycząc od progu:-szybko,pakujcie się! Macie piętnaście minut! Zmywamy się z stąd, z tego miasta!No szybko,szybko! Co do was mówię! - Dobro się chyba jeszcze bardziejzdenerwował,widząc tę ślamazarną reakcję braci.- A co się stało? - na to rzekłPrawda.- Nie mędrkuj,nie mędrkuj, tylko pakuj się.Ja już jestem spakowany,rano sięspakowałem, a konie czekają na dole.Szybko, bracia, bo za półgodziny może być tu56piekło! - krzyczał cały czas Dobro.Chcąc, nie chcąc więc, Prawda i Pięknospakowali swe tobołki.Już schodząc, na schodach.Dobro jeszcze raz krzyknął.-Wszystko wam wytłumaczę w drodze.Ale dopiero kilka mil za miastem.Jakbędziemy już bezpieczni.Pędzili więc na złamanie karku.Siwek Dobra na przedzie, a kary Piękna ostatni.Cwałem, galopem, byle prędzej,byle dalej od miasta.W końcu już dobrych kilka milod Perby Dobro dał znak ręką, by zwolnić tempo.Konie już były mocno zmęczone.Stanęli więc na chwilę.Wtedy to też Dobro w końcu rzekł: - Przekupiłem kata, zanasze ostatnie dukaty.Swoją drogą, czego to ludzie nie zrobią dla kawałka złota, tegożółtego metalu.Puścił dziewczyny, a te są już teraz w drodze do Berlina.Zorganizowałem im transport,dałem trochę pieniędzy na początek.A teraznajważniejsze.Chcecie wiedzieć,dlaczego prałat zorganizował tę całą nagonkę naczarownice? - No, mów.Skoro wiesz, to powiedz.- odezwał się Piękno.- Było to tak.Kilka tygodni temu dziewczyny miały w burdelu niezwykłego klienta.To był samprałat Bid.Przyszedł do burdelu z doklejonymi wąsami i brodą.Myślał, że go niktnie rozpozna.Poszedł z jedną z dziewczyn na górę.A ta dość szybko go jednakrozpoznała.Po tym zaś, już wieczorem, powiedziała wszystko innymdziewczynom,po czym strasznie wyśmiała prałata, a ściśle jego możliwościerotyczne.Powiedziała, że takiej ofermy to jeszcze nie miała w łóżku.Dziewczynypotem całą noc się śmiały i drwiły z prałata.To jeszcze nic, bo tak to często bywa wżyciu, najgorsze jednak, że jedna z tych dziewczyn, prostytutek, chyba jakośniedorozwinięta umysłowo, poszła potem do spowiedzi i wszystko to wygadałaBidowi.Jak z niego drwiły, jak się bawiły,jaką miały z niego zabawę.No chyba jąsumienie bolało.Ale to doprowadziło Bida prawie do załamania nerwowego.Poprzysiągł straszną zemstę.I, trzeba przyznać, szybko ją zrealizował.Stało się tak,iż w mieście jakieś dwa miesiące temu zmarło w krótkim przedziale czasowym kilkuważnych notabli miejskich.I Bid to bezwzględnie wykorzystał.Resztę już wiecie.Powiem wam tylko, że i ta,której klientem tej nieszczęsnej nocy był prałat, i ta copotem poszła z tym do spowiedzi, zginęły już okrutną śmiercią w płomieniach.Do miasta Lijk, do syna hrabiego Wuru, Gyro,zostało jeszcze jeszcze.Po drodze będąmusieli zahaczyć o kilka pomniejszych miast i miasteczek.Lecz jedno byłopewnym,ten worek pełen dukatów przeznaczony dla Gyro był cały.Cały ibezpieczny.I choć bracia, a właściwie Dobro, wydał już wszystkie dukaty,któredostali od hrabiego Wuru na własne potrzeby,to nie byli wszak biedni.Srebrnychtalarów mieli dosyć.Gdyby się jednak zdała jakaś okazja, by zarobić trochę, to braciabyli ochotni.No,na pewno nie do kopania rowów i okopów.Ale przecież swój rozummieli, i byli wszak młodzi.Na razie jednak żyli chwilą.Na horyzoncie już majaczyłonowe miasto.A ściślej miasto garnizonowe Vur.Stacjonował w nim regimentkawalerii.Miasto to więc żyło z wojska.Regiment stacjonował tak, że niemal wżynałsię głęboko w zabudowę miejską.A koszary to wręcz dochodziły do samegoryneczka.Tak więc to było,że poranna trąbka na apel, budziła także okoliczną57ludność, a głośne komendy wojskowe przy żołnierskiej musztrze to dobiegały dosamego ratusza, i sam mer mógł je doskonale słyszeć.Lecz wszyscy byli zadowoleniz tego układu.Cesarskie wojsko wszak to same zalety i stały dopływ pieniędzy dobudżetu miasta, a i zwykli obywatele, na przykład kupcy,niezle na tym wychodzili.Pewnej więc deszczowej niedzieli bracia zawitali do Vur.Szybko znalezli kwaterę.Ajak tu nie znalezć kwatery w tak sytuowanym mieście? Okazało się nawet, że wpokoju,który wynajęli były nie trzy lecz cztery łóżka.Zachwyciło to wręcz braci.Właścicielka tłumaczyła in, że ma tyle łóżek, bo w czasie świąt żołnierskich ipaństwowych, gdy są przewidziane wojskowe parady i marszruty przez miasto, to zewszystkich okolicznych sioł i wsi przyjeżdżają, specjalnie na to,ludzie, by podziwiaćwojsko w jego pełnej gali.Wszak widok żołnierza w odświętnym mundurze na swymwierzchowcu, w pełnej krasie i uzbrojeniu,to przecież wręcz widokówkowa scenka.Gospodyni, okazało się miała urodziwą córkę, wołała na nią Bela.Dziewczyna,pewnie jeszcze nastolatka, emanowała nie tylko egzotyczną urodą Indianki, ale takżeciepłą aurą.Miała czarne włosy i mocno piwne oczy.Co wydaje się rzeczą naturalnąod razu urzekła ona Piękno.A i dwóm starszym braciom też niezmiernie sięspodobała.Dobro nastawił się, że w Vur spędzą trzy,może cztery dni, a potem wdrogę.Dyskutowali zawzięcie, jak by tu zarobić parę groszy.Dobro słyszał, żeczasami ludzie grają w kafejkach w różne gry na pieniądze.Nie chodziło tu jednak ogry hazardowe,lecz o gry w pełni sprawiedliwe, czyli takie w których wygrywaten,kto jest obiektywnie lepszy.Były to więc takie gry jak szachy, brydż lub warcaby,a nawet tryktrak czy rzutki.Wszak przecież szachy to była pasja Prawdy.Gdymieszkali jeszcze z rodzicami, bywało, że Prawda analizował samotnie po nocachprzy blasku lampki oliwnej partie wielkich szachistów.A sam też był silnymgraczem.Nauczył się tego wszystkiego z książek i gazet.Jedynie co mu brakowało toistotnej praktyki.Do końca Prawda nie wiedział, jak zareagowałby na grę o wysokąpieniężną stawkę z prawdziwym przeciwnikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Witkowicki Karol Sprawa Joanny Dornowej 1 Sprawa Joanny Dornowej
- Karol May Tajemnice pustyni 02 W Podziemiach Mekki
- Darwin Karol O powstawaniu gatunków drogš doboru naturalnego
- Marks Karol Walki klasowe we Francji 1848 1850
- Witkowicki Karol Sprawa Joanny Dornowej 2 Fabryka młodoci
- Karol May 05 Przez Kraine Skipetarow
- Karol May 05 Skamieniala modlitwa
- Follett James Lod
- Nepomucka Krystyna Oczekiwanie
- Rice Anne Kroniki wampirze 3 Królowa potępionych
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl