[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Propozycja Mariana, żeby poćwiczyli w strzelaniu.Tak, Mariana, bo choć nato nie było żadnych świadków, Joanna wiedziała, że nie ona mężowi, ale on jejproponował strzelanie w pawilonie. Jakże to powiedział sędzia Kaniewski.Stefek.? %7łe nie wiadomo, kto komui dlaczego to zaproponował.Tak, nie wiadomo.Nie było świadków.Tylko to upalne niebo nad tarasem,krzaki bzu, zaglądające natrętnie do szklanych drzwi salonu.Nie było nawetRolfa, bo Rolf poszedł z Józefem do miasta.Od rana był taki niespokojny.Przy-pisywała to zbliżającej się burzy i sądziła, że przechadzka dobrze mu zrobi.CzyLRT mogła wiedzieć, że to właśnie, że to, obróci się w straszliwe przeciw niej oskar-żenie?Strzelanie szło jakoś ospale i co chwila niemal Joanna proponowała powrót dodomu, zwłaszcza, że w parku nagle powstały wicher podnosił zdzbła traw i piasekz alejek, a niebo zaczęło się groznie zasnuwać.Ale Marian nie lubił nigdy prze-rywać tego, co zaczął.Był tak systematyczny w zajęciach i nawet w rozrywkach.Miał zawsze ten zwyczaj traktowania jej, jak o wiele młodsze stworzenie, które-mu trzeba rozkazywać, bo samo nic nie rozumie i nie wie, co trzeba robić.Tłu-maczył jej wszystko łagodnie i cierpliwie, ale zawsze stawiał na swoim.I teraz usłuchała go także.O, czemuż to zrobiła?Znieruchomiała chwilę pod wpływem tych okropnych wspomnień.Zdawało jejsię, że słyszy wyraznie bębnienie dużych kropel deszczu po szklanych ścianachpawilonu strzelniczego.Słyszała swój własny głos, który mówił:  Widzisz, Marianie, już Pada.Chodzmy do domu.I jego odpowiedz:  Wystrzel jeszcze te dwa naboje i idziemy.A potem.Błyskawica, huk grzmotów, błyskawica i znowu grzmot.Długi,wstrząsający.I ta ulewa, która nagle chlusnęła tak Potężnie, przesłaniając światcały zasłoną wody.A potem, ta wykrzywiona twarz za oknem.Twarz Gorzeckie-go pełna nienawiści i ironii.Strzał! Nie wiedziała, skąd padł; w pierwszej chwilimyślała, że sama jest trafiona.I nagle, ten widok.Marian na podłodze we krwi.A potem.Sama nie zdaje sobie sprawy, jak to było.Nie umie wytłumaczyć tego,jak ten człowiek po tym, co uczynił, śmiał jeszcze wpaść do pawilonu, klękaćprzy tym, który już nie żył i powtarzać jakieś niezrozumiałe wyrazy, z którychpojęła tylko:  To nie ja.nie ja. Czy pod wpływem dokonanej zbrodni oszalałna chwilę?LRT Joanna czuje jeszcze okropny wstręt, jaki nią wstrząsnął.Słyszy swój własnygłos, zmieniony nie do poznania:  Precz, precz stąd!.A potem? Potem do pawilonu wpadła Magda; ze strasznym krzykiem wybiegłaz powrotem w ulewę, wołając ludzi, krzycząc, zawodząc.Tak.To wszystko pamiętała Joanna dokładnie i rozumiała całą swą istotą.Była tylko jedna rzecz, której do tej pory nie umiała sobie wytłumaczyć.Jedna okoliczność, która dla niej samej była niejasna.I teraz, siedząc w celi więziennej z rozłożonymi na kolanach kartkami aktuoskarżenia, zarzucającego jej uplanowanie i pomoc w zbrodni, myślała o tymwłaśnie; myślała z natężeniem.Czemu, gdy przyszli ludzie i spytali ją, jak się cała rzecz stała, nie powiedziałaprawdy? Czemu w obecności ciała zamordowanego jej męża, skłamała, osłaniającw ten sposób Edwarda Gorzeckiego, człowieka, którego nienawidziła z całegoserca, który napastował ją tylekroć brutalnie i który zabił jej męża?Czy powodowała nią litość dla tego człowieka, który przed chwilą klęcząc ujej stóp na podłodze strzelnicy, powtarzał jak w obłędnym strachu:  To nie ja.tonie ja. Czy jakaś ukryta dla niego, mimo wszystko, sympatia? Nie, nie, po sto-kroć nie!Więc dlaczego, zamiast pozwolić mu uciekać w park, zalany ulewą, nie za-trzymała go, nie oddała w ręce policji, albo przynajmniej potem nie wymieniłajego nazwiska? Czy grał tu rolę fakt, że był jej kuzynem? Czy żal jej było starych,wypłakanych oczu ciotki Gorzeckiej, tak podobnych niekiedy do oczu jej matki?Nie, i to nie.Joanna nie chciała łudzić siebie samej.Chciała teraz w samotn0ści i ciszy celiwięziennej, gdy było już po wszystkim, gdy stała pod zarzutem strasznej zbrodni,zdać sobie sprawę z tego, co naprawdę skłoniło ją do kłamstwa, osłaniającegoLRT osobę Edwarda.Ale po to, by uświadomić sobie tę całą wewnętrzną prawdę impulsu, którypchnął ją bez zastanowienia do kłamstwa, do powiedzenia:  To ja przez nie-ostrożność zabiłam.Tu nie było nikogo musiała przyznać się do jednego przedsamą sobą.Do okropnej myśli, która mimo woli, jak błyskawica nawiedziła jązaraz po śmierci męża.Gdy ktoś z ludzi nadbiegłych powiedział, ująwszy bezwładną dłoń MarianaDorna:  Nie żyje , Joannę ogarnął głęboki żal, ale jednocześnie przez głowęprzeleciała jej myśl:  Jestem wolna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki