[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Alekso.- Ujął w dłonie jej twarz i odchylił do tyłu.I juŜ po chwili całował ją,zniewalając swy¬mi ustami, przywierając do niej całym swoim mu¬skularnym,smukłym ciałem.Jęknęła cicho, obejmując go za szyję.Piersi miała ściśnięte o twardą ścianę jegonapiętych mięśni.Bo¬Ŝe, jak bardzo tego potrzebowała.Przylgnęła do nie¬go, awtedy pocałunek jeszcze przybrał na sile.Wdarł się językiem w jej usta, przesuwał ręcecoraz niŜej po jej plecach, by chwycić za pośladki i przyciąg¬nąć z mocą bliŜej swejnabrzmiałej męskości.- Jezu, jak ja cię pragnę.- wydusił z siebie urwane słowa.Jego dłoń sięgnęła podpelerynę, wślizgnęła się pod stanik sukni, ujmując pierś.Do¬tykał miękkiego sutka, aŜten nabrzmiał i stward¬niał, aŜ zmiękły jej nogi.Posuwał się za daleko, za szybko,przeraŜając ją swym zamysłem, lecz nie śmiała go powstrzymać.- Nie powinnaś tu przychodzić - powtórzył po¬między jednym a drugim długim,namiętnym pocałunkiem.Nie przestawał pieścić jej dłonią, podsy¬cając płonący wniej ogień.- Jestem twoją Ŝoną - szepnęła.- Musiałam przyjść.Dłoń Damiena, którą dotykał jej piersi, znieru¬chomiała.Przez kilka minut nieporuszał się, a ona poŜałowała swoich słów.Otarł drŜącymi palcami jej skórę, gdywyjmował rękę ze stanika.Poczuła, jak nabrzmiałe, trochę obolałe piersi wbijają się wma¬teriał sukni.Wysiłek, z jakim Damien zachowywał opanowanie, wyrył na jegotwarzy głębokie, pełne cierpienia rysy.- Powinnaś była zostać Ŝoną Petera, a nie moją - powiedział.- Ten jeden raz w Ŝyciumoja matka miała rację.- Nigdy nie naleŜałam do Petera.NaleŜę do ciebie.Uczyń mnie swoją Ŝoną.Pokręcił głową.- Wracaj do domu.- Proszę cię, nie rób tego.- Powiedziałem: Wracaj do domu!Z trudem tłumiąc cisnące się do oczu łzy, unio¬sła nieco suknię i puściła się biegiemw stronę ma¬jaczącego w oddali wielkiego zamku.Jednym szarpnięciem otworzyładrzwi, popędziła przez hol, po schodach i wreszcie wpadła do sypialni, gdzie rzuciłasię do okna.Oparła się o chłodną ka¬mienną.ścianę, Ŝeby nie stracić równowagi,jedno¬cześnie z trudem łapiąc powietiŜe i starając się zi¬gnorować ogień, jaki wciąŜobejmował jej ciało.Spojrzała w stronę klifów, szukając wysokiej syl¬wetki męŜa, lecznigdzie nie było go widać.Nie powinna była tam iść.Nie chciał jej - dał to wyraźnie do zrozumienia.Niepowinna była dać się tak upokorzyć.Albo teŜ nie powinna była pozwolić, Ŝeby ją od¬prawił.Usiadła cięŜko w fotelu stojącym przy oknie.Po jej policzkach popłynęły gorące łzy, czuła ogromny cięŜar w Ŝołądku, lecz nie byław stanie zapomnieć smaku ust Damiena ani fali poŜądania, jaka na nią spłynęła, gdydotknął jej piersi.Wiedziała, Ŝe on czuł podobnie.Było to wyraź¬nie widoczne w kaŜdym calu jegopięknej twarzy.Ogarnęła go Ŝądza, nabrzmiała męskość pulsowa¬ła poŜądaniem,wywołując w niej poczucie strachu.MoŜe dlatego pozwoliła, Ŝeby ją odegnał?Gdzie jest teraz?, pomyślała, ocierając resztkę łez.Jak mógł ją odrzucić? PrzecieŜ znałaodpo¬wiedź na to pytanie.Myślał o Peterze, walczył z wyrzutami sumienia.Onapotrzebowała lat, by pogodzić się z tym, jaką rolę odegrała w śmierci przyjaciela, leczw końcu odniosła sukces.Czy Damienowi równieŜ się to uda?- Jest juŜ pani gotowa do snu? - Do pokoju zaj¬rzała zatroskana Sarah.Gdy Aleksaskinęła głową, słuŜąca w milczeniu pomogła jej zdjąć suknię.- Niech się pani prześpi - powiedziała Sarah, gdy skończyły i Aleksa stanęła obokłóŜka w zapię¬tej pod szyję białej bawełnianej nocnej koszuli z długimi rękawami.Skinęła głową, lecz nie ruszyła się z miejsca.Do¬myślając się, Ŝe jej pani potrzebujesamotności, Sa¬rah szybko wyszła, zaś Aleksa wróciła do okna.Nie miała pojęcia, jakdługo tam siedziała.Czuła, Ŝe mijają kolejne godziny.Kominek dawno juŜ wy¬gasł, aDamien nie wrócił do swego pokoju, bo z pewnością usłyszałaby jego kroki, cozapewne oznaczało, Ŝe przebywa na dole, w swoim gabine¬cie.Sam.Wiedziała, Ŝe nie powinna, lecz, o dziwo, nie by¬ła w stanie się powstrzymać.Wstała i- przywraca¬jąc krązenie w zziębniętych i zesztywniałych koń¬czynach - ruszyłazdecydowanym krokiem przez pokój.Rozdzia19Zatrzymała się w nogach łóŜka, Ŝeby nałoŜyć gruby szlafrok.O tej porze salę na doleziębiły przeciągi, zaś we wszystkich kominkach ogień juŜ dawno wygasł.Wsunęła stopy w miękkie kapcie, sięgnęła po stojącą obok łóŜka lampę oliwną iruszyła na dół.Tak jak oczekiwała, spod drzwi gabinetu sączyła się smuga Ŝółtegoświatła.Nacisnęła cięŜką Ŝelazną klamkę i bez pukania weszła do środka.Damien leŜał z rozrzuconymi szeroko nogami na obitej brązową skórą sofie przedpłonącym le¬niwie ogniem.Czarne włosy nadal miał potargane wiatrem, rozpięta dopasa biała koszula odsłaniała muskularną pierś.Aleksa oblizała nagle wyschnię¬tewargi.Przypomniała sobie noc, kiedy wyglądał tak samo.Obronił ją wtedy przedintruzem, pija¬nym handlarzem, który zakradł się do jej pokoju.Wspomniała tegładkie, twarde mięśnie, zapragnꬳa znowu poczuć je pod swoimi dłońmi.Podeszła bliŜej, a wtedy Damien, słysząc odgłos jej kroków po grubym wschodnimdywanie, odwrócił się i usiadł.- Powinnaś juŜ spać.- Musimy porozmawiać.- Postawiła lampę tuŜ przed nim na małym stoliku.- Nie mamy o czym rozmawiać.Wracaj do swo¬jego pokoju.- Nie tym razem, Damien.Nie wyjdę stąd.Przez chwilę milczał, tylko patrzył na niątakim wzrokiem, jakby nie mógł uwierzyć w jej zuchwa¬łość.- Niech cię diabli! - Rzucił jej gniewne spojrzenie, wstał, podszedł do kominka i zacząłprzechadzać się nerwowo tam i z powrotem.Wreszcie zatrzymał się i odwrócił.- JuŜpo północy.Czego chcesz?- Powiedz mi, co jest nie tak, o co chodzi.- Sama wiesz.- Powiedz - nalegała.- Chcę to usłyszeć z twoich ust.- Chodzi o to, Ŝe cię poŜądam, to chciałaś usły¬szeć?- Jeśli taka jest prawda.- Prawda? Prawda jest taka, Ŝe prawie nie mogę oderwać od ciebie rąk.- Przebiegł poniej wzro¬kiem, zatrzymując się dłuŜej na piersiach.- Z tru¬dem powstrzymuję się,by nie zedrzeć z ciebie ubra¬nia, nie połoŜyć cię na podłodze i nie wejść w ciebie.- Dlaczego tego nie zrobisz?Zamurowało go.Pokręcił głową; aŜ kilka ciem¬nych kosmyków opadło mu na czoło.- Oboje wiemy dlaczego.Ze względu na Petera.Gdybym to zrobił, nigdy bym sobietego nie wybaczył.- Myślałam, Ŝe nie masz sumienia.- Być moŜe w nieznacznym stopniu, lecz ostatnio odkryłem, Ŝe jednak je posiadam.Uśmiechnęła się delikatnie.- Cieszę się.Lecz twoje sumienie popycha cię w niewłaściwym kierunku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki