[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.umilkł na chwilę, tak jak i Czarny spoglądając przed siebie, wreszcie dorzucił nie odwracając głowy: Wielcem go poważał.To był człowiek godzien miłości. To wiem i bez was  mruknął Czarny. Gdzie spotykaliście się? Zwykle w oberży  Po Dwoma Krzyżami. Mówicie: zwykle.Czy było i inne miejsce? Bardzo rzadko, wówczas w porcie.Wtedy znak na furcie był inny. Z tego, co usłyszałem, należy więc sądzić, że równie dobrze mógł dostać się w ręce krzyżackie, jak i zostaćpojmany przez straż miejską? Tak. Langer skinął głową. Z jakiej jednak przyczyny?Pojmanie przez brodaczy jeszcze bym zrozumiał, bo być może zechciał przedostać się na zamek.Ale nie pojmuję,czym mógłby narazić się Miejskiej Radzie?32  Tak nazywano potocznie Krzyżaków. Powód teraz mnie nie ciekawi.Najpierw trzeba dowiedzieć się, co się z nim stało, i jeśli, daj Boże, żywy,uwolnić.  Wszakże poznanie przyczyny może dopomóc w poszukiwaniu. Zapewne, ale to ostawimy sposobności.Nie wydaje mi się słuszne szukać odpowiedzi od razu na oba pytania,przede wszystkim musimy dojść, gdzie się znajduje? Jeśli nie pogrzeban lub nie wrzucony do morza. mruknął ponuro Langer.Czarny spojrzał na niego ze złością, wzruszając ramionami.Nie podjął jednak tego wątku, a indagował dalej: Czy podczas waszych spotkań, zwłaszcza w ostatnim okresie, nie padły jakieś słowa czy pytania, które bywskazywały, co czy też kto interesował brata Erazma?Langer uśmiechnął się. Wasza wielmożność pytasz jakbyś nie znał czcigodnego brata.On nie zwykł mówić choćby jednego słowa zadużo. Ale przecież czegoś od waści żądał? Chyba bywałeś mu pomocny, skoro spotykaliście się? Jego zlecenia były różne.Wyszukanie kwatery, i to raczej nie dla niego samego, zasięganie wiadomości oludziach, których mi wskazywał; kiedyś pytał o straż portową  jak rozstawiona i jak często obchodzi teren.Nietak dawno chciał wiedzieć, czy komtur gdański przebywa na zamku, bo Krzyżacy nie zawsze wciągają wówczasna wieżę chorągiew, a także był ciekaw, czy sprzedają zboże, czy też je zakupują.Ostatnio zaś nie wiedziećczemu pytał o karawelę  Santa Julia.Kto jest kapitanem, jaki port macierzysty oraz dlaczego jeszcze niewychodzi w morze, skoro rozładowana? I zebraliście te wiadomości? Nie wszystkie. Langer znowu się zająknął, toteż Czarny, zniecierpliwiony czekaniem na dokończeniezdania, zadał kolejne pytanie: Zatem mimo wyznaczonego spotkania nie byliście gotowi do udzielenia odpowiedzi? No, nie. Czy z tego powodu brat Erazm okazał gniew? On nigdy się nie gniewał.Tym bardziej że przedkładał ostrożność nad pośpiech.Dni podróży mijały bez przygód i mijały pokonane mile.Aby jak najmniej drogi pozostawić do przebycia wobrębie zakonnego państwa, granicę minęli dopiero pod Brodnicą i ruszyli na Grudziądz, by stamtąd obrócić sięjuż wprost na Gdańsk.Jeszcze przed dotarciem do miasta Czarny zagadnął Langera: W zajezdzie nie chcę stawać, tym bardziej jako kupiec Morzelec, gdyż wiem, że Krzyżacy wymagają odwłaścicieli zgłaszania wszystkich przybyszy, nawet z innego zakonnego miasta.Czy będziesz, łaskawco, miał dlanas jakąś kwaterę, której właściciel tego obowiązku gotów nie wypełnić? Już o tym pomyślałem, i to jeszcze przed wyjazdem, bom spodziewał się, że sam nie wrócę. Toś okazał chwalebną przezorność! Rad jestem, że tę troskę zdejmujesz mi z głowy! Nie zamierzam pytać,gdzie nas umieścisz, bo zbyt mało znam miasto!  Mam dwie kwatery.Jedna na Długich Ogrodach, zatem oddalona od Głównego Miasta.Druga, bliższa, przezco sposobniejsza, na Starym Przedmieściu, w pobliżu kościoła Zw.Piotra i Pawła, a także portu.Sądzę, że będzielepsza choć droższa, mimo że nie tak obszerna. Zapewne ta odleglejsza będzie bardziej bezpieczna?Langer wzruszył ramionami. Obie są jednako niebezpieczne, choć gospodarze pewni.Zresztą u nas mało kto jest przychylny Zakonowi.Wrogi on nam jako i wam. Pamiętam, że w czterysta szesnastym powstaliście nawet zbrojnie. Dużo od tamtego czasu się zmieniło.Już w latach dwudziestych nasza Rada potrafiła uwolnić się spodzakonnej kontroli.Sama teraz wybiera swych rajców i ławników.Po otrzymaniu dokładniejszych wyjaśnień Czarny zdecydował się zatrzymać na Starym Przedmieściu.Właścicielem posesji leżącej przy ulicy %7łabi Kruk był także pomocnik palowego, do którego obowiązków należałnadzór nad statkami, by nie wyrzucały za burtę odpadków czy nieczystości, za co groziła kapitanowi nawet karaśmierci, jeśli winnego złapano nocą.Chodziło wszakże nie tyle o względy zdrowotne, ile o zanieczyszczanie dnaMotławy, bo z utrzymaniem jej należytej głębokości były nieustanne kłopoty.Wreszcie dotarli na miejsce.Kwatera okazała się bardziej wygodna niż Czarny się spodziewał; izba, choćwspólna dla trzech, była dostatecznie obszerna, a i stajnia zapewniała koniom należyte schronienie.Hubert postanowił następny dzień poświęcić na odpoczynek, opo- rządzanie koni i rynsztunku orazprzysposobienie kwatery.Toteż ustalił spotkanie z Langerem z odpowiednim opóznieniem, od razu w owejoberży  Pod Dwoma Krzyżami , by stamtąd rozpocząć poszukiwania.Miał czas do południa, więc już z rana, zabrawszy ze sobą Rocha i Waśkę, ciekawych zwłaszcza portu, wyruszyłobejrzeć miasto.Objaśniony uprzednio przez Langera, skierował się ku %7łabiej Bramie, przez którą dostali się naGłówne Miasto otoczone murami.Potem skręcili w ulicę Ogarną i wkrótce ujrzeli skrawek mętnej wodyMotławy.Mimo póznej jesieni ruch był tu jeszcze znaczny.Uwijali się dokerzy i tragarze, wrzeszczeli dozorcy, kręcili sięróżni pracownicy i funkcjonariusze portowi, których jako maklerów, brakarzy czy mierniczych Czarny poznałdopiero z czasem.Nieliczne już o tej porze statki wyciągały ku niebu maszty z rejami pozbawionymi żagli.Jednak stały tu jeszczejeden za drugim karaki, karawelę o wysokich kasztelach na rufie i dziobie, barki, a także rzeczne szkuty, komiegi,dubasy czy mniejsze galarki i lichtany.Nie wszystkie potrafili rozeznać, ale mimo to budziły ciekawość zwłaszczaRocha i Waśki, którzy oglądali je po raz pierwszy.Wzdłuż przeciwległego nadbrzeża, gdzie również stały statki, wznosiły się szeregiem paropiętrowej wysokościwielkie magazyny zbożowe, miały swoje nazwy wypisane bądz na murach, bądz kolorowych tarczach, jak: Modra Gęś ,  Tańczący Niedzwiedz czy  Jego Wielmożność.Czarny opuścił wkrótce towarzyszy i ruszył na poszukiwanie wskazanej gospody.Wiedział, że stoi blisko BramyZw.Ducha, przy i ulicy o tejże nazwie, toteż kierował się ku widocznej z dala, wysokiej, ciemnej sylwetceżurawia, podobnego ogromnej postaci schylającej ciężki łeb nad wodę Motławy.Daleko za nim szarzałyzamglonym zarysem zręby wież krzyżackiego zamku, niby grozna pięść zawieszona nad miastem.Nie dochodząc do żurawia odnalazł Bramę Zw.Ducha, a kiedy ją minął, dostrzegł blaszany szyld wiszący nad ulicą, zwymalowanymi na czerwonym tle dwoma krótkoramiennymi, białymi krzyżami.Pchnął drzwi wejściowe i znalazł się w niedużej, ale dostatnio wyposażonej sali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki