[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak tylko można było się upewnić, że istotnie jenerałowa żyłai więziona była przez męża, choć w największej tajemnicy,wojewodzina gorączkowo poczęła się troszczyć o wyrwaniejej z rąk nienawistnego jej męża. Wysłano na zwiadyszpiegów, a ci przynieśli szczegółowe o chorej wiadomości iprawdopodobną wskazówkę drogi, którą wieziona być miała. Natychmiast potem spostrzeżono, iż mieszkanie wojewodzinyzostało zamknięte i właścicielka jego  jak mówiono miała na wieś wyjechać.Ksawerowa jej towarzyszyła.V.Tabor więzniów na pograniczu już ziem polskich, wieczoremsmętnego dnia, póznej jesieni, zatrzymał się w małemmiasteczku, w którem zawczasu opatrzone dlań były kwatery.Nie dla więzniów zaprawdę, bo ci, obstawieni strażą, moglinoc spędzić w jakiem ogrodzonem podwórzu lub szopie i niktsię nie troszczył o to, że po zimnej lub słotnej nocy z posłaniana barłogu połowa się już nie podniosła.ale dla dworujenerała i kilku towarzyszących mu oficerów oczyszczonoporządniejsze domy, bez ceremonii precz z nich wyganiającmieszkańców.Miasteczko wołyńskie, wysunięte ku Podołowi już, w któremtabor się ów zatrzymał, nie leżało właściwie na drodzeoddziału, ale szło ich naówczas tyle wszystkimi gościńcami,były tak opustoszone stacye, tak niewygodne noclegi poprzejściu kilku partyi, iż jenerał dla wygody chorej umyślniesobie wybrał jak najmniej uczęszczaną drogę.Na dwa dni naprzód oczyszczono jedyną w miasteczkukamienicę, a na poblizkim cmentarzu, do którego przypierałyzabudowania gospodarskie proboszcza, mieli się mieścićwięzniowie.Liczba ich od wyjścia z pod Warszawyuszczupliła się znacznie  pomarło wielu, uciekło trochę,wykupili się niektórzy, obłożnie chorych pozostawiono przyróżnych komendach i lazaretach.Jednakże, gdy ta garśćnieszczęśliwych w półkożuszkach, danych im przez litość, lubpokupowanych za grosz ostatni, w siermięgach i łachmanach,z twarzami w płachty poobwijanemi, zjawiła się na rynkumiasteczka, ze wszystkich domów zbiegł się milczący tłum, który żołdacy rozpędzać gwałtem musieli.W najtwardszychludziach, nawykłych do walk z pierwszemi życia potrzebami,z głodem i mrozem, z chorobą i nędzą bez pomocy, widoktych jeńców obudzał uczucie zgrozy i litości.Dla jenerała oczyszczony dom żydowski był wcaleprzestronny i porządny.On jeden wznosił się o piętro wyżejnad inne, nizkie po większej części, nędzne zajazdy, wśródktórych ledwie kilka nieco szlachetniej wyglądało.'VI.Poza rynkiem, na małem wzgórzu, wznosił się stary zamek,który jenerał byłby zajął chętnie, ale książę dziedzic był takpołożony w Petersburgu, miał stosunki tak wielkie, że się najego własność nie śmiano targnąć. %7łołnierze tylko klęli, żeim się tam w pustych korytarzach i obmurowanychdziedzińcach nie dano swobodnie roztasować.Wiatr dął ostry od zachodu, skręcając się ku północy, niebozaczynało się nieco rozjaśniać, ale mróz widocznie groził, adla jeńców, ledwie odzianych, ten mróz był zapowiedziąśmierci.Nikt jednak się tem nie przestraszał: śmierć byłajeszcze jedną z najłagodniejszych ostateczności tego losu.Zaledwie powozy Puzonowa zatoczyły się w dziedziniecgospody, a chorą panią przeniesiono z wielkiemiostrożnościami do izb ogrzanych, nie dozwalając jej iść samej,chociaż na to dość miała siły  doktór Muller, zaleciwszyspoczynek i ciszę, wymknął się na ganek.Tu stanął w swojem ogromnem futrze, w czerwonawymblasku wieczora usiłując rozpoznać położenie miasteczka,które zapewne po raz pierwszy musiał oglądać.Przyłożył dłońdo czoła i długo na wszystkie strony rozpatrywał mieścinę,zamek, rynek, tłum naostatek, który, wystraszony najazdem, uspokoić się nie mógł, wciąż kupiąc się dokoła kamienicy icmentarza.Ale tłum ten bojazliwy był i milczący.Kozacy pozsiadali już zkoni i poczynali myśleć o żłobach dla nich.Gdzieniegdzie sołdat za ucho lub włosy grzecznie prowadziłpochwyconego człowieka dla informacyi do pana oficera [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki