[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zorganizowani? – spytałem zdumiony, – to.wy już macie organizację?– A jakże – odparł urażony rzemieślnik – organizację socjalistyczną.Coraz bardziej zdziwiony zacząłem rozpytywać o tę organizację.Okazało się, że pod wpływem bibuły, która do mego miasta Bóg wic jakimi drogami zawędrowała, u kilku rzemieślników powstała myśl zawiązania organizacji, a raczej kółka.Członkowie tej samorzutnej organizacyjki zbierali się regularnie, obgadywali różne sprawy lokalne, czytali wspólnie legalne i nielegalne książki, jakie im trafiały do rąk.Mój nowy znajomy obiecał mi przynieść spis bibuły, będącej u nich na składzie, który zarazem był wypożyczalnią, obsługującą, jak się okaza-ło, dosyć szerokie grono ludzi poza ścisłym kołem początkowym.Wieczorem zebraliśmy się.Było nas niewielu – siedmiu czy ośmiu zaledwie.Rozpocząłem przygotowane już elementarne przemówienie.Słuchacze moi kiwali, co prawda, potwierdzająco głowami, lecz odczuwałem, że ich nie wzruszam.Zrozumiałem, że mówię im o rzeczach, dawno przez nich przetrawionych, i że widocznie oczekują oni ode mnie czegoś innego.Spróbowałem z innej beczki.Zacząłem mówić o historii ruchu socjalistycznego w Polsce.Gdym doszedł do Proletariatu i zaczął mówić o bohaterskiej śmierci czterech powieszonych na stokach cytadeli towarzyszów, przerwano mi opo-wiadaniem, że kółko, z którym miałem do czynienia, urządzało u siebie obchód rocznicy śmierci proletariatczyków.Jak się okazało, trafił do nich numer „Robotnika” z odpowiednim artykułem i ta nieznana, nie-związana z całością ruchu grupka wbrew swemu odosobnieniu stanęła do apelu w tym wypadku.Byłem tym nieco wzruszony, mówiłem wice prawdopodobnie cieplej i serdeczniej, tak, że w końcu zaprzyjaźniliśmy się na dobre.W końcu zaczęto mię zasypywać pytaniami, żądaniami wyjaśnień w tej lub owej kwestii.Widocznym było, że przy czytaniu bibuły partyjnej powstawały w głowach członków organizacyjki wątpliwości, spory i teraz korzystano z mojej obecności, by lepiej rzecz wyjaśnić czy nawet ją rozstrzygnąć.Bawiło mię osobliwie, gdy mię pytano o NASK IFPUG146Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGsprawy, dawno przebrzmiałe, o których w Warszawie zupełnie zapo-mniano, a które tutaj żyły w umysłach pod wpływem „gorącego odde-chu świeżo przeczytanego słowa drukowanego.Wyjechałem z mego rodzinnego miasta szczerze wzruszony i uradowany, a szacunek dla potęgi „bibuły”, którą zakuć w kajdany nie potrafili nasi wrogowie, wzrósł ogromnie.Z takim wpływem bibuły – ciągnął dalej ów towarzysz – bibuły, która wyszła spod kontroli partii i wędruje po kraju niezbadanymi drogami, spotkałem się i na wsi.gdym rozpoczął tam robotę partyjną.Razu pewnego udałem się na wieś w dosyć głuchym, oddalonym od naszych ognisk partyjnych zakątku, by nawiązać organizacyjny stosunek z paru chłopami, wskazywanymi mi przez wieśniaków podmiejskich, z którymi byłem już dawniej ustosunkowany.Zabrałem z sobą, jak i w poprzednim wypadku, odpowiedni asortyment bibuły.Gdym po wstępnych rozmowach w onej wsi pokazał bibułę chłopom, ci okazali się obznajomieni z większością broszurek przywiezionych.Ba, wyma-gano ode mnie, bym przywiózł inne broszury i nawet pisma, wymawia-jąc tytuły z pewną chełpliwością.Zacząłem rozpytywać, skąd pochodzi ta nieoczekiwana przeze mnie znajomość z naszą literaturą partyjną.Dopytałem się wreszcie do źródła.Okazał się nim włościanin z sąsiedniej wsi, który – jak się dowiedziałem potem – miał brata w Łodzi, pracującego w przędzalni.Naturalnie, złożyłem wizytę temu gospodarzowi.Był to chłop mądry.Rozprawiał z pewnym namaszczeniem o róż-nych rzeczach i sprawach, które przeważnie są obce nie tylko chłopom, lecz i przeciętnym robotnikom miejskim.Był abonentem jednej z legalnych gazet ludowych, a oprócz tego posiadał biblioteczkę.Zajrza-łem do niej.Czego tam nie było? Trylogia Sienkiewicza obok tandent-nych utworów Rodziewiczówny, parę tomików Orzeszkowej, Mickiewicza, masa książeczek ludowych, podręcznik fizyki i chemii, gruby rocznik „Gazety Rolniczej” obok „Biesiady Literackiej – a wszystko to razem pomieszane z mnóstwem wydawnictw nielegalnych.Z tych ostatnich były i broszurki socjalistyczne, parę numerów„Robotnika”, „Przedświtu” i „Przeglądu Wszechpolskiego” z różnych lat i miesięcy.Widocznym było, że właściciel księgozbioru brałwszystko, co mu trafiło wypadkiem do ręki, i lalami całymi układał tę pstrą biblioteczkę.Z rozmowy dowiedziałem się, że biblioteczka była zarazem i wypożyczalnią, gdyż właściciel książek chętnie dawał do czytania swym sąsiadom tę lub ową książkę czy broszurę.NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG147Ale w tym księgozbiorze było swego rodzaju sanctuarium, stanowiące niepodzielną własność gospodarza.Był w nim ciekawy zbiór odezw różnych organizacji nielegalnych w Polsce.Widocznie nieco napuszony, agitacyjny styl odezwowy trafiał do gustu i przekonania mego gospodarza, gdy tak umiłował i tak skrzętnie zbierał tego rodzaju literaturę.Były w tym zbiorze odezwy rozmaitego gatunku – socjalistyczne i patriotyczne, traktujące o strejkach i o wypadkach politycznych, drukowane i hektografowane.Niektóre z nich były widocznie przepisane z drukowanych egzemplarzy.Były to, jak mi wytłumaczyłgospodarz, takie, które brat jego w Łodzi miał w ręku na czas pewien, nie na własność.Najzabawniejszym było, że gospodarz swe amatorstwo do odezw posunął do tego stopnia, że miał w swym zbiorze jedną odezwę rosyjską i dwie żydowskie, których, naturalnie, nie był w stanie przeczytać.Rosyjską przetłumaczyłem mu, za co serdecznie mi dziękował, a co do żydowskich, obiecałem mu również dostarczyć tłumaczenie i zanoto-wałem daty odezw, by wiedzieć, o które mianowicie w tym wypadku chodzi.Mówiąc o kolportażu, niepodobna pominąć finansowej jego strony.Znaną jest rzeczą, że nawet w normalnych – nie rosyjskich – stosunkach wydawcy mają duże kłopoty z wydobyciem monety przy kolportażu wydawnictwa i zawsze liczyć muszą na pewien procent straty w tym interesie.Naturalnie, że w warunkach politycznych zaboru rosyjskiego straty te muszą być znacznie poważniejsze.Jak już wykazywałem, prześladowania rządowe wytwarzają z konieczności złożony system pośrednictwa przy rozpowszechnianiu bibu-ły.Pieniądze za nią idą drogą odwrotną, również z ręki do ręki, przechodząc nieraz przez kilka ogniw pośrednich, nim dojdą do ludzi, prowadzących interes wydawniczy.Przede wszystkim więc kontrola i rachunki muszą być ogromnie utrudnione, a zagmatwanie interesu zwiększa się jeszcze bardziej z powodu niemożliwości prowadzenia ani porządnych ksiąg rachunkowych, ani listy kolporterów.Rachunki są zapisywane na kartkach, mogących być łatwo znisz-czonymi, w sposób zawiły i niezrozumiały, by w wypadku wpadnięcia ich w ręce żandarmów nic z nich nie można było wywnioskować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki