[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy?- W tamtym życiu albo w innym - odparł i z roztargnieniem podałRebecce ramię.A gdy wsparła się na nim, mówił dalej, sprowadzając jąze schodków: - Ta tragedia może być tylko krzykiem nędzy Whitechapel,niczym więcej.A my nie zajmujemy się ludzkimi zbrodniami, obojętniejak upiornymi.Jeśli się okaże, że to nasza sprawa.jeśli siłynadprzyrodzone objawią się w sposób widoczny, zaczniemy działać.- Cierpliwość, co? Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać swoimi radami,profesorze.W jego oczach mignął gniewny błysk.- Czy nie o tym właśnie dyskutowaliśmy, moja droga? Gdybym nie miałcierpliwości, już dawno bym zwariował.Wchodząc w zimny, wilgotny półmrok pobliskiego zaułka, Rebeccawestchnęła. - Pięćdziesiąty numer przy Berkeley Square znowu sprawia kłopoty.- Jaksię to często zdarzało, pierwsza odczuwała ogień w żyłach.- To co zwykle? Hałasy?- Tak.I ruszające się światła.Książki wyrzucane z okien drugiego piętra,krew kapiąca z okładek.Będzie niezły bałagan.Teraz Alexi westchnął.- No to bierzemy się do sprzątania? Pokręciła głową.- Pozwól mi się tym zająć.- Rebecco, Krwawy Kościej jest uciążliwy.To robota nie dla jednejosoby.- Alexi, proszę.Ty masz dosyć na głowie.- Kiedy uniósł pytająco brwi,dodała: - Naprawdę uważasz, że nie poradzę sobie sama?Milczenie.- Może się założymy?Wargi Alexiego wygięły się w uśmiechu.- Ależ, panno Thompson, zdumiewa mnie pani.Nie wiedziałem, że jestpani hazardzistką.- Przywodzi mnie pan do najdziwniejszych czynów, profesorze.- Faktycznie.Więc dobrze: zakład o butelkę mojej ulubionej sherry.Potwojej przegranej niech czeka na mnie w La Belle et La Bete.Jestemabsolutnie pewien, że Josephine trzyma kilka na szczególną okazję.Możewłaśnie na taką.Rebecca się skrzywiła.- Ponieważ wierzę głęboko w swój sukces, wolałabym, żeby twoje gustabyły mniej kosztowne.Ale butelka sherry, proszę bardzo.A teraz lepiejwracajmy już do Aten.- A musimy?- Dzisiaj jest pierwszy dzień zajęć, profesorze.Ma pan studentów donastraszenia.- Ach tak.I właśnie to zrobię. Studenci hałasowali na korytarzach Akademii.Jednak panna Parkerszykowała się w ciszy.Płócienna suknia w jej ulubionym jasnoniebieskim kolorze była prosta,ale elegancka.Srebrnego Feniksa Percy schowała z czułością międzyhalkę a sukienkę.Czując na szyi łańcuszek, a na piersi wisiorek dodającyjej odwagi, jak zwykle nabrała otuchy.Osłaniała się dalej, jakbywypełniała niezbędny rytuał.Wokół twarzy udrapowała niebieski szal,owinęła miękką tkaniną szyję i wetknęła luzne końce w dekolt.Potemzapięła guziczki atłasowych rękawiczek, które skrywały jej widmowobiałe dłonie.Ale kiedy włożyła przyciemnione okulary, swoją ostatniąochronną barierę, dostała ataku lęku.Nawet odrobina różu na policzkach iwargach nie mogła ukryć tej straszliwej bladości.Zerknąwszy raz jeszcze na plan zajęć, zebrała książki i otworzyła drzwina gwarny korytarz.Miała nadzieję możliwie najmniej rzucać się w oczy.Jednak, kiedy tylko się pokazała, od razu się zaczęło.I chociaż wielebnamatka ją ostrzegała, Percy dotychczas nie znała szokującego uczuciabycia obserwowaną tak bacznie i przez tak wielu.Szepty i zaciekawionespojrzenia tworzyły kakofonię dzwięków i wrażeń, raniły ją jak ukłucia.Pokonanie korytarza było wyzwaniem -Percy słyszała śmiech i zdumionekomentarze.Poszturchiwano ją i wytykano palcami.Jakaś dziewczyna zapytała przyjaciółkę, odkąd to pozwala się w Atenachna karnawałowe przebieranki.Percy miała już dosyć.Naparła nafrontowe drzwi i z ulgą wyślizgnęła się na dziedziniec.Widokuśmiechniętej Marianny, która czekała na nią na schodach, złagodziłtrochę uczucie, że jest cyrkową atrakcją.Dziewczęta ruszyły spacerem do Gmachu Prometeusza, gdzie miaływspólne zajęcia z literatury.- Teraz widzę - powiedziała cicho Niemka.- Widzę, jak ludzie na ciebiepatrzą.- Muszę przyznać, Marianno, że nie sądziłam, że będzie aż tak zle. - Jesteś, jak to powiedzieć.? Pociągająca.Przyciągasz wiele spojrzeń.Percy posłała jej znużony uśmiech.- Przyjmijmy, że to prawda.- Minie trochę czasu i przestaniesz ich zadziwiać -stwierdziła zprzekonaniem Marianna.- Mam nadzieję.Czy poznałaś już inne dziewczęta z naszego budynku? Jajeszcze z nikim nie rozmawiałam.- Kilka minęło mnie po drodze i przedstawiły się.Byłydość uprzejme.W wypełnionej książkami i zastawionej rzędami ławek sali dziewczętaskierowały się do miejsc w rogu.Kiedy przechodziły, kilkoro studentówskinęło Mariannie głową, a jeden grzeczny młody człowiek zechciałuśmiechnąć się również do Percy.Marianna szturchnęła przyjaciółkę.- Ten wygląda miło.- Hm?- Chłopak, który właśnie się do nas uśmiechnął.Jest.przystojny.- Przezchwilę przypatrywała mu się uważnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki