[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zabili go pewnie przezchciwość!Maciejowa jakoś chłodno to brała bardzo. Ależ to nie może być  rzekła  w biały dzień.nie byłby takgłupi, żeby się dać tak wyprowadzić.I gdzieżby zbójcy czas mielidowiedzieć się, zasadzić.  A cóż się z nim stało? Któż to może wiedzieć  westchnęła Maciejowa  Jejmość sięmódl do św.Antoniego Padewskiego.daj na mszę.chłopiec, choćgo głupim nazywali, wcale był roztropny.nie dałby on się tak wziąć.Może się gdzie zawieruszył.może gdzie zapędził? kto to możewiedzieć.Przecieżby uchowaj Boże takiego nieszczęścia, jakiś śladsię znalazł.Hruzdzina jednak, mimo tych perswazyi i uwag płakała a zachodziłasię, ciągle powtarzając, że tego nie przeżyje.Słysząc te szlochywyszła do niej i pani Brzeska, uwiadomiona już znać o wszystkiem,starając się kobiecinę pocieszyć.mało to wszakże pomogło.Drugiego dnia wieczorem, już o swej sile nie mogąc się dowlec naPrądnik, Hruzdzina przysiadła się na wóz sąsiada, który ją złamanątem nieszczęściem do domu odwiózł.Gruchnęło tedy po całemmieście, w którem wczoraj o nadzwyczajnem szczęściu chłopcarozpowiadano, iż go już nie stało, i znać zli ludzie ułakomiwszy się nadukaty, których lik znacznie powiększono, gdzieś dzieckoniedoświadczone zawlekli i zabili.Szczególniej Materski głośno z tego powodu wykrzykiwał przeciwkoniedbalstwu i nieładowi panującemu w mieście, w którembezpieczeństwa nie było.Pani Salomonowa świadczyła, iż trzystaczerwonych złotych z łańcuchem zostawił u niej rano, że poszedł byłtylko na miasto mając wieczorem powrócić, a więcej go już nikt niewidział.Domyślali się niektórzy, iż mógł do Wisły się pójść kąpać iutonąć.Trafiały się często podobne wypadki.Do trzeciego dnia słabajeszcze jakaś była nadzieja, ale i ta znikła, gdy pomimo poszukiwań,które gorączkowo i zapalczywie robił Materski, nic odkryć niepotrafiono.Hruzdzina gorzko swe dziecię opłakiwała.Najgorliwiejpono jednak ze wszystkich krzątał się pan Podskarbic, mąż ex-wojewodzinej, z niewiadomych powodów, a jak sam mówił, dlatego,iż Jejmość to chłopię sobie upodobała.Wysłał on na zwiady swoichdworzan, Brzeskiego, naznaczył nawet nagrodę temu, ktoby poszlakęjaką znalazł, co się z chłopcem stało.Nic i to nie pomogło, zauważanotylko, iż w skutek tych niefortunnych poszukiwań, czy z innychniewiadomych powodów Brzeski, który był prawą ręką pana i od takdawna w skarbie tym służył, zażądał uwolnienia od obowiązków.Człowiek już podżyły, przytem kaleka na nogę, miał zupełne prawoodpocząć, tem bardziej, iż sobie grosza przysporzył, a i spadek po kanoniku coś znaczył.Ponieważ majętności, mimo zamążpójścia ex-wojewodzinej, do niej samej jezli nie w rzeczy to z imienia należały,Brzeski oznajmiwszy się samemu panu, który go zfukał i za drzwiwypędził, pojechał do rezydencyi dla zdania rachunków i pożegnaniapani, miał bowiem najmocniejsze postanowienie rzucenia tychciężkich obowiązków.Dnia tego, gdy wyruszył z Krakowa, trzy razypo niego Podskarbic przysyłał, ale go naprzód sługa nie zastał wdomu, potem już był wyjechał.Sama pani, która rzadko Brzeskiegowidywała, nie lubiła go też wcale, równie jak całe jej otoczenie.Znano go z niewolniczego posłuszeństwa panu i lekceważeniadziedziczki.Dwór dzielił się oddawna na dwa wybitne i prawienieprzyjacielskie obozy, pana i pani.Z każdym dniem walka międzyniemi rosła, Brzeski stawał zawsze jezli nie jawnie to skrycie zaPodskarbicem.a że był zręczny i wykrętny, równie się go obawiano,jak nienawidzono.Bronisz, który grał tu rolę marszałka dworu,rzadko do niego się odzywał, Aowczyna głową mu nigdy nie skinęła,a pani sama, choć dziwnie dobra i przebaczająca, instynktowo wstrętjakiś czuła ku niemu.Nie dziwiło nikogo przybycie Brzeskiego domajątku, lecz gdy nazajutrz, ubrawszy się od święta, zażądałposłuchania u dziedziczki, nie wiedząc do czego to zmierzało,Aowczyna się nastraszyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki