[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były to ozdobne ślimacznice przyklejone do czte-rech rogów kominka, połączone serią mniejszych ornamentów.Powietrze przeciął przerazliwy świst, ozdoby na rogach kominka odpadłyi rozsypały się, a w powietrze coś wyskoczyło.Karal nie przyglądał się, co oczy bolały od patrzenia, wydawało się, że powietrze wokół dziwnych przedmio-tów drży.Miał wrażenie, że to małe, kwadratowe ostrza, przerażające i śmiercio-nośne.Nie zastanawiał się, działał instynktownie.Rzucił się w kierunku Talii, zasła-niając ją przed morderczym ciosem.Jeśli komuś zagrażało niebezpieczeństwo, toz pewnością jej!W następnej chwili Altra wskoczył przed Karala i ze zjeżonym włosem wydałbojowy ryk, który zagłuszył nawet świst nadlatujących ostrzy.Dwa z nich zmierzały ku Karalowi jak para migoczących ważek, sekretarzrzucił się do tyłu, usiłując przewrócić Talię na podłogę.W każdej chwili oczekiwałciosu w serce.Rozległ się ostry szczęk i dwa ostrza znikły w strumieniu ognia wystrzelonymz pazurów Altry.Trzecie leciało naprzód, na spotkanie czwartego, mogło zmienićjego tor.Ale nie wystarczająco mocno.Zwist ustał, zapadła cisza, w której rozległ się odgłos ciężkich, nierównychoddechów. Ulrich!  zawołał Karal, podnosząc się na nogi i rzucając w kierunkukapłana.Talia zbliżyła się również i zatrzymała go, zanim zdążył wyjąć tkwiącew piersi mistrza ostrze.Ulrich oddychał, ale był nieprzytomny, z kącika jego ustsączyła się strużka krwi. Nie dotykaj go  nakazała Talia. Wezwałam pomoc.Znam się trochęna uzdrawianiu, pozwól.Posłusznie odsunął się i pozwolił jej wyjąć sztylet.Szarpnęła, z otwartej ranywydobyły się pęcherzyki powietrza.Talia szybko zakryła ranę dłonią. Niedobrze, przebite płuco  zamruczała zatroskana. Gdzie jest tenprzeklęty uzdrowiciel?224 Karal klęczał obok, wijąc się w męce bezradności, pragnął zrobić coś, cokol-wiek  ale nie potrafił pomóc Talii. Ulrichu, mistrzu  wyszeptał, kładąc jedną rękę na czole kapłana, a dru-gą na zdrowym ramieniu. Proszę, pomoc już nadchodzi, nie opuszczaj mnie,potrzebuję cię, nie odchodz.Czas wlókł się nieznośnie. To nie powinno się zdarzyć  pomyślał tępoKaral.Głosy ich dwojga brzmiały głucho, jakby ze studni, a odgłos ciężkiegooddechu Ulricha wydawał się zbyt głośny.Wreszcie drzwi otworzyły się gwałtownie i do komnaty wpadło z pół tuzi-na ludzi.Przynajmniej dwóch z nich miało na sobie zielone szaty uzdrowicieli.Zaroili się wokół Ulricha, odsuwając Talię i Karala.Po chwili wynieśli kapłanaz komnaty, zostawiając Talię i Karala z kimś jeszcze.Karal zerwał się, by pobiecza nimi, lecz zatrzymała go czyjaś ręka na ramieniu. Pozwól mi iść  wyrzucił z siebie, chwytając dłoń intruza, by się od niejuwolnić.Jednakże druga ręka chwyciła go i zmusiła, by się odwrócił  i spojrzałprosto w surowe oczy Kerowyn. Nie pomożesz Ulrichowi, a będziesz tylko przeszkadzał uzdrowicielom rzekła.Była to prawda, której nie chciał przyjąć do wiadomości. Ale. Spojrzał na nią i niespodziewanie wybuchnął płaczem.Talia otoczyła go ramionami  i, co dziwne, to samo uczyniła Kero.Obietrzymały go mocno, kiedy zaczął histerycznie szlochać. Dlaczego?  pytał. Dlaczego? On nigdy nikogo nie skrzywdził! Tostary człowiek! Dlaczego?!%7ładna z kobiet nie odezwała się  słusznie, gdyż i tak nie usłyszałby ichsłów ani nie mógłby odpowiedzieć.Po prostu go trzymały.Po chwili  czy teżpo upływie marki na świecy  Kerowyn odsunęła się i pozwoliła Karalowi oprzećgłowę na ramieniu Talii, która głaskała go uspokajająco i kołysała jak dziecko.Teraz ogarnął go bezbrzeżny żal, Karal nie widział, nie słyszał, nawet niemyślał.W jego pamięci ciągle tkwił straszliwy dzwięk sztyletów uderzającychw pierś Ulricha i widok kapłana padającego na podłogę.W końcu pokonało go zmęczenie, łzy przestały płynąć z obolałych oczu.Karalpozwolił Talii doprowadzić się do krzesła i posadzić na nim.Kerowyn uklękłaprzed nim z dwoma ostrzami w dłoniach. Nie tylko Ulrich został zaatakowany  powiedziała łagodnie. Wysłan-niczka Shin a in zginęła na miejscu, to był łut szczęścia, że reszta magów prze-bywała z gryfami, kiedy wystrzelono te ostrza, razem zdołali je pokonać, chociażTreyvan i Mroczny Wiatr zostali ranni.Wygląda na to, że ktoś ukrył je w gipso-wych ozdobach w komnatach zajmowanych przez zagranicznych magów.Karal wpatrywał się w nią spuchniętymi oczami. Dlaczego?  zapytał głupio.Wzruszyła ramionami.225  Albo ktoś chciał się pozbyć wszystkich posłów, albo chciał usunąć magówi skupił się na cudzoziemcach, gdyż valdemarscy magowie mieszkają w skrzy-dle heroldów, do którego może ów ktoś nie miał dostępu  przekrzywiła głowęi zmarszczyła czoło. Właściwie nie miałby również dostępu do kwatery ZpiewuOgnia.Może dlatego w waszej komnacie umieszczono cztery ostrza, dwa pozo-stałe miały zabić Zpiew Ognia i An deshę.Karal potrząsnął głową. Dlaczego?  pytał ciągle. Dlaczego ktoś chciałby ich zabić? I kto?Kerowyn zacięła usta. Wyobraz sobie, że to Imperium, a prawdopodobnie będziesz miał odpo-wiedz.Nie widziałam wcześniej takich ostrzy, a ponieważ myślałam, że znam sięna wszystkich rodzajach broni, wskazałabym natychmiast na Imperium.Jej słowa pobudziły umysł Karala do myślenia, prawie mimowolnie zacząłsnuć domysły. Gdybym chciał rozbić sojusz, zabiłbym ambasadorów  rzekł niechętnie. Skoro Valdemar nie potrafił ich ochronić nawet w samym pałacu, sojusznicymogą uznać, iż niebezpiecznie jest sprzymierzać się z nim przeciwko Imperium.Niektórzy, jak Kars, mogliby nawet obarczyć Valdemar winą za ten wypadek.Byćmoże magowie tylko przypadkowo stali się celem ataku.Oczy Talii otworzyły się szerzej, Kero zaś  zwężyły w zamyśleniu. To mi nie przyszło na myśl  przyznała. To nawet lepszy powód, niżtylko pozbawienie nas pomocy magów.Umysł Karala wciąż pracował  rezultat długiego przebywania z Ulrichem. Ulrichu, straciłem cię, wszyscy cię straciliśmy. Imperium mogło sądzić, że to tylko zwykłe przymierze, zwłaszcza międzyKarsem i Valdemarem  ciągnął, teraz już nie mógł zatrzymać biegu swych my-śli, mógł tylko podążać za nimi. Jego przywódcy pewnie nie wiedzą, że Solarisdziała z rozkazu boga, zakładają, że śmierć jej posła spowoduje powrót do trady-cyjnej wizji Valdemaru jako kraju białych demonów.To dlatego w komnacie byłotakże ostrze dla mnie, choć nie jestem magiem  nie chcieli zostawiać świadka.Kero zacisnęła usta i pokiwała głową. To brzmi bardzo sensownie.Dobra robota, Karalu.Powiem to Elspethi Mrocznemu Wiatrowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki