[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Owszem, mówił.To by państwa bardzo zraniło, a on nie może do tego dopuścić, bobardzo państwa kocha, powtarzał to wiele razy.Vinga przytuliła ją do siebie.- Dzięki ci za te sława, moje dziecko, czasami naprawdę w to wątpiliśmy.I mówisz, żeon nie chciał powiedzieć, o co to chodzi? Nawet tobie? Nawet tobie , cóż ta za cudowne słowa dla kogoś takiego jak Belinda.Poczuła, żesłodkie ciepło przenika jej ciało.- Nie.Nie dostałby na to pozwolenia.Od tamtych ludzi.- Od jakach znowu tamtych?- Ja także o to pytałam - oświadczyła Belinda z przejęciem, zdziwiona tym, że potrafizadawać takie same pytania jak inni ludzie.- Ale on nie odpowiedział.Nie mógł.Vinga popatrzyła na Heikego.- A może on się wdał w coś niezgodnego z prawem?- Nie, absolutnie w to nie wierzę! - zawołała Belinda.- Sprawiał wrażenie bardzodumnego z tej swojej tajemnicy.Heike i Vinga kiwali bez słowa głowami.Belinda chciała ich za wszelką cenę przekonać o dobrych intencjach Viljara.- Sądzę, że powinniśmy poczekać, wszyscy troje.On sam nam powie, kiedy nadejdzieodpowiednia pora.Uśmiechali się, widząc jej zaangażowanie. - Nie powiemy Viljarowi ani słowa - zapewnił ją Heike.A po chwili dodał: - Alesprawę duchów musimy wyjaśnić.Bo to także jest problem.I na szczęście potrafimy sobie znim poradzić.Zmienili temat i rozmawiali teraz o tym i owym, nawet nie zauważyli, że zrobiło siępózno.Belinda była uszczęśliwiona.Jej gospodarze okazywali jej tyle sympatii, zachowywalisię tak naturalnie i pytali ją nawet o radę w różnych sprawach, czego dotychczas nikt nigdynie robił.Dodawało jej to poczucia własnej wartości, czegoś, co zawsze odnosiła do innychludzi, nigdy do siebie.Nagle usłyszeli trzask drzwi wejściowych i do salonu wszedł Viljar.Belinda spłonęła gwałtownym rumieńcem.- Och, powinnam była już dawno wrócić do domu! Strasznie się zasiedziałam!Zabrałam państwu tyle czasu!- Nie, nie, wprost przeciwnie - zapewniała ją Vinga.- Już dawno nie spędziliśmy takmałego wieczoru jak dzisiaj.Belinda jest bardzo miła i bezpośrednia, wiesz, Viljarze!Głos wnuka zabrzmiał chłodno i jakoś matowo:- Ach, tak?Belinda rozpaczliwie pragnęła, by te straszne rumieńce spełzły z jej policzków.Po razpierwszy widziała Viljara w świetle i niemal nie była w stanie na niego patrzeć, tak potworniebyła skrępowana.Heike odetchnął głęboko i powiedział:- Viljar, nie myśl, że Belinda jest roztrzepaną gadułą, bo to nieprawda.Ona wolałabyumrzeć, niż zdradzić twoją tajemnicę, ale to my, stare lisy, wydobyliśmy z niej wiadomości, zktórych wynika, że ty, nasz wnuk, nie masz do nas ani krzty zaufania.Nie chciałeś nampowiedzieć, że widziałeś w domu ducha.Nie, Belinda niczego takiego nam nie powiedziała,my tylko złożyliśmy razem różne fakty i wyszło nam, że tu musi chodzić o ducha.Usiądzmyteraz, wszyscy czworo, i porozmawiajmy.Viljar stał odwrócony plecami do Belindy, a ona miała wrażenie, że chce jej w tensposób okazać pogardę.Poczucie winy wprost ją przytłaczało.Młody człowiek zwrócił się do Vingi i rzekł lodowatym tonem:- Może babcia zwolnić stangreta.Ja sam odwiozę naszego gościa.Potem spojrzał na Belindę.Wtedy ona z przerażeniem odkryła, że oczy Viljara sązielononiebieskie, ale jest to kolor tak zimny, że mimo woli zaczęła myśleć o zamarzniętymwodospadzie, takim, jakie się czasami widuje zimą w górach.A mimo to, jakież to niezwykłe,te lodowate oczy wzniecały w niej gorący płomień.Lód, który może rozniecać ogień? Chyba tylko ona mogła wpaść na taki zdumiewający pomysł!- Ja naprawdę nie chciałam niczego wypaplać - szepnęła zrozpaczona.- Nie o tym myślałem - uciął.- Pomyślałem sobie tylko: aha, więc ty tak wyglądasz.Naprawdę nic ponadto.Odwrócił się i Belinda już się nie dowiedziała, czy podoba mu się jej wygląd, czy teżnie.Viljar zamierzał usiąść na kanapie, ale powstrzymał go krótki, ostrzegawczy krzyk.- O mój Boże - bąknął, kiedy zobaczył uśpione dziecko.- To się mogło zle skończyć.Ale na widok dziecka jakby trochę odtajał.Vinga wyszła, żeby zwolnić stangreta iprzynieść Viljarowi coś do zjedzenia.Potem wszyscy usiedli przy niewielkim salonowymstoliku.Mimo wszystko nastrój był pełen napięcia, przynajmniej jeśli chodzi o Viljara, którywyraznie starał się tłumić agresję.Nawet Belinda zdawała sobie z tego sprawę.Może zresztąprzede wszystkim ona? Może była szczególnie wyczulana na jego zachowanie?- Czyli że ty widziałeś tylko jednego ducha? - zapytał Heike wnuka bez zbędnychwstępów.Ręka Viljara krojąca kawałek pieczeni zastygła.- Nie rozumiem?Vinga wtrąciła pospiesznie w imieniu męża i swoim:- My bardzo dobrze wiemy, że w Grastensholm są duchy.Chcieliśmy jednakzachować to przed tobą w tajemnicy.Do głowy by nam nie przyszło, że o czymkolwiekwiesz.Viljar odłożył sztućce i opuścił ręce:- Więc wy także ją widzieliście?- Czy była tylko jedna  ona ? - przerwała mu Vinga.Viljar posłał Belindzie spojrzenie, które zdawało się mówić: Aha, to znaczy, żewygadałaś tylko tyle.Bardzo dobrze.Owo ciche uznanie podziałało niczym balsam na udręczone serce Belindy.- Teraz musicie mi wyjaśnić - zwrócił się do dziadków.- Czy to znaczy, że w domujest więcej duchów?Heike uśmiechnął się z goryczą:- Tu się od nich aż roi, ale dotychczas oprócz mnie i Vingi widywała je tylko Tula.One nie robią nam nic złego, przeciwnie, pomagają nam.To bardzo długa i skomplikowanahistoria, której ci na razie oszczędzę.- Ale ja chcę ją poznać! To wszystko mnie przecież w najwyższym stopniu dotyczy,skoro mam w przyszłości przejąć dwór. - O, po mojej śmierci one się stąd wyniosą - uspokoił go Heike.Taką mam przynajmniej nadzieję, pomyślał z bolesnym skurczem w sercu.Viljar pociągnął solidny łyk złocistego wina.- Powiedz mi.to nie jest ten szary ludek, o którym jest mowa w księgach LudziLodu? Ten szary ludek Ingrid i Ulvhedina?- Niestety, to jest szary ludek.Wezwaliśmy ich tu wszystkich, Vinga i ja.Sprowadziliśmy ich ze świata cieni, ponieważ rozpaczliwie potrzebowaliśmy ich pomocy.- Ale w księgach nic o tym nie napisaliście!- Wszystko zostało opisane w jednym tomie.Chcieliśmy, żebyście się o tymdowiedzieli po naszej śmierci, kiedy i szarego ludku też w Grastensholm już nie będzie.Niechcieliśmy was niepotrzebnie straszyć.- Tymczasem, jak widać, jedno z nich przestraszyło Viljara - westchnęła Vinga.-Kiedy to się zaczęło?- Jeszcze w dzieciństwie.- Biedny chłopiec! - Vinga spoglądała na niego z czułością.- Nic dziwnego, że niechciałeś tutaj nocować.- Czy to ze względu na.szary ludek nigdy nie wolno mi było chodzić na strych? -zapytał Viljar.- To prawda - odparł Heike.- Szary ludek tam ma swoje miejsce.Prawdopodobniemogłeś tam chodzić najzupełniej bezpiecznie, ale myśmy się bali.Tula weszła kiedyś nastrych i o mało nie skończyło się to katastrofą.Chociaż ona też jest istotą wyjątkową.Porozmawiajmy jednak o twojej osobistej, że tak powiem, znajomej.Muszę wiedziećwszystko dokładnie, bo one nie miały prawa pokazywać się innym ludziom i nie wolno imwchodzić da naszych sypialni.Pod żadnym warunkiem.No? Powiadasz, że to kobieta?Belinda siedziała bez ruchu i przysłuchiwała się rozmowie.Tak była tym pochłonięta,że czasami zapominała zamknąć usta, ale kiedy się spostrzegła, bardzo się zawstydziła.Akurat w tym domu nie chciała się wydawać głupsza, niż jest.Poza tym trochę się bałapowrotu do Elistrand [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki