[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę obiegrupy stały nieruchomo, obserwując się wzajemnie, po czym jeden zwojowników wystąpił i zawołał coś w swoim języku.Zabrzmiało to jak oświadczenie, ale atak, który nastąpił w chwilępotem, świadczył, że był to okrzyk wojenny.Deak i inni nie-Jedi otwo-rzyli ogień z miotaczy, powalając dziesięciu lub nawet więcej wojow-ników bez pancerzy, zanim zdążyli dotrzeć do środka pomieszczenia.Kyp i Ganner wśliznęli się pomiędzy pozostałych, prawie nie odrywającnóg od pokładu i za pomocą telekinezy rozbroili kilku przeciwników,parując jednocześnie ciosy amphistaffów i sztychy ostrzy coufee orazodbijając rzucane włócznie.Jeden po drugim, Yuzzhanie padali podciosami w głowę lub pchnięciami, nieomylnie trafiającymi w jedynewrażliwe miejsca żywej zbroi, tuż pod pachami.Wszędzie, gdzie to było możliwe, obaj Jedi pracowali zespołowo,plecy w plecy lub ramię w ramię.Zażarcie bronili każdego centymetrazdobytej przestrzeni, choć ograniczali ruchy świetlnych ostrzy dominimum.Szybko się zorientowali, dlaczego tak łatwo im idzie: poprostu ci wojownicy należeli do całkiem innej rasy niż doskonale wy-szkoleni mordercy, z którymi mieli do czynienia na ithoriańskim statku Tafanda Bay".Ale nie wszyscy nie-Jedi radzili sobie tak dobrze. Dwóch z Tuzina Kypa zginęło -jeden ścięty ciosem coufee, drugiprzebity rzuconym amphistaffem.Gdy Kyp i Ganner wreszcie przerzedzili nieprzyjaciół, rozdzielilisię, aby dobić pozostałych.Kyp wdał się w zażartą walkę zprzeciwnikiemwyższym od niego o głowę i tak zręcznym we władaniu amphistaffem,jak on sam mieczem świetlnym.Ganner użył Mocy, aby wezwać napomoc telekinetyczną eksplozję; cisnęła jego przeciwnika w trójkęYuzzhan, którzy otoczyli Deaka.Dwóch z nich upadło na pokład, dającDeakowi czas na wyciągnięcie miotacza i zastrzelenie trzeciegonapastnika, a także tego, którym rzucił Ganner.Kyp obserwował rozwój wydarzeń ułamkiem świadomości.Wy-sunął do przodu prawą stopę, a miecz trzymał na wysokości pasa, zostrzem wzniesionym niemal pionowo.Drobnymi ruchami przegubówparował szerokie cięcia i górne ciosy sztywnego amphistaffu Yuzzhan-nina.Jego niewzruszona postawa jeszcze bardziej rozwścieczyła prze-ciwnika.Wychylił się do przodu i pchnął żywą bronią w brzuch Kypa,jednocześnie rozkazując amphistaffowi wydłużyć się i ukąsić.Nagłaprzemiana miecza w węża zaskoczyła Kypa, ale tylko na chwilę.Okrą-żył mieczem świetlnym giętką włócznię i nagle poderwał strumieńenergii w górę, wytracając broń przeciwnikowi i odcinając mu dłońdokładnie w tym miejscu, gdzie naramiennik stykał się z rękawicą.Odcięta pięść upadła na pokład, ciemna krew trysnęła z rany.Yuzzhanin spojrzał na Kypa z niedowierzaniem; opuścił głowę i rzuciłsię do przodu, najwyrazniej zamierzając zwalić Kypa z nóg.Jeden krokw bok zniweczył jego wysiłki.Osłabiony wojownik przeleciał obok Jedi,który uniósł miecz świetlny na wysokość ramienia i wbił go pod pachęwroga, zabijając go na miejscu.Kyp stał przez chwilę nad powalonym Yuzzhaninem, po czym ro-zejrzał się po pomieszczeniu i jatce, jaką wspólnie urządzili.Deak iGanner klęczeli przy martwych towarzyszach.- Pózniej uczcimy ich pamięć - rzekł Kyp, wskazując ostrzemmiecza, aby ruszali dalej.Szli dalej w stronę środka.Minęli wejście do kolejnej kuli, nie na-potykając oporu.Kyp był zdumiony, ponieważ od chwili, kiedy znalezlisię na pokładzie, Moc milczała.Nic jej nie tłumiło, ale milczała.Jegozdolności Jedi nie zostały w najmniejszym stopniu naruszone ani ogra-niczone, ale czuł się tak, jakby znalazł się pośrodku białej plamy namapie.I nagle poczuł coś poprzez Moc, słabo i za zamkniętymportalem, do którego dotarli - portalem na pozór nie różniącym się odinnych.Kyp obejrzał się na Gannera, który skinął twierdząco głową, poczym wbił ostrze miecza świetlnego w środek portalu.Kiedy cofnąłklingę, powietrze wpadło ze świstem przez powstały otwór i portalrozsunął się przed nimi.Wewnątrz, na miękkiej, zanieczyszczonejpodłodze siedziałstłoczony, wielorasowy tłum jeńców.Wszyscy byli ubrani w postrzę-pione szaty i tuniki, wychudzeni, ale żywi.Kyp podszedł do jednego z nich - siwowłosego mężczyzny, któryprawdopodobnie na początku był znacznie potężniejszy niż pozostali.Obok niego spoczywała jedna samica i dwóch samców Rynów.Zaropiałe oczy mężczyzny przylgnęły do twarzy Kypa, by zarazprzenieść się na wyłączony miecz w jego dłoni.- Trzymają go na pokładzie tuż pod nami - powiedział człowieksłabym głosem.- Następny moduł w kierunku rufy.Ale bądz ostrożny,Jedi.To już może nie być ten sam Wurth Skidder, którego znałeś. Pośród oszukanych i porzuconych bez ratunku ruańskichuchodzców znalazł kilku uzdolnionych technicznie; zdołali uruchomićniektóre systemy stacji orbitalnej, tak że ci, którzy mieli na to ochotę,mogli oglądać klęskę Fondoru w pełnym kolorze.Większość floty yuzzhańskiej wciąż była rozproszona szerokimłukiem daleko poza ostatnim księżycem Fondoru, ale mniej więcejtuzin transportowców, pod szczelną ochroną statków eskortowych,ruszył w kierunku Jądra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki