[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magazynek z nabojami powedrowal dokolby, a zapasowy do kieszeni.Mial tam równiez nóz z osmiocalowym ostrzem, cienki jak srubokret igarote skladajaca sie z dwóch raczek i osiemnastocalowej struny pomiedzy nimi.Kazda z tych metod wystarczylaby, ale Zarów musial miec pewnosc, ze kiedy nadejdzie pora, uwinie sieszybko ze swoja robota.Keoghowi nie wolno dac najmniejszej sposobnosci skontaktowania sie zkimkolwiek lub czymkolwiek.I znowu pojawil mu sie przed oczami obraz tych dwu ludzi obserwowanych nad rzeka nie opodalBonnyrigg, wychodzacych z domu Keogha.Pamietal, jak sie poruszali, kazdy krok byl wysilkiemnadnaturalnej woli, i jak jeden z nich wydawal sie gubic po drodze wlasne szczatki, które pózniej owlasnych silach przemieszczaly sie za nim w noc.Bylo jeszcze dosc wczesnie.Rosjanin wlozyl plaszcz i udal sie do baru hotelowego, by zamówic drinka.A wlasciwie kilka drinków.Tak jak Harry na jawie rozmawial ze swoimi nowymi przyjaciólmi w miejscu spoczynku, tak i terazrozmawial z nimi we snie.Kontakt jednak stal sie daleko mniej spójny.Nekroskop nie spal az tak gleboko, by nie czuc umyslu Kena Layarda przeslizgujacego sie po nim.Niebyl tak odlegly od swiata na jawie, by nie odróznic banalnej plotki od trafiajacych sie tu i ówdzie kaskówo rzeczywiscie duzej wadze.Kiedy wiec jego mowa zmarlych wychwycila nowy glos, instynktowniewiedzial, ze to powazna sprawa.Stosownie do tego przeprowadzil wywiad.- Kim jestes? Czy mnie szukasz? - zapytal.- Harry Keogh? - Nowy glos nasilil sie.- Dzieki Bogu, znalazlem cie!- Czy ja ciebie znam? - Harry zachowal ostroznosc.- W pewnym sensie - odpowiedzial tamten - spotkalismy sie.A wlasciwie, próbowalem cie zabic!Teraz Harry rozpoznal go i wiedzial, dlaczego nie skojarzyl tego wczesniej.Rzecz byla prosta, ten gloslaczyl mu sie z zyciem, az do teraz.- Wellesley? - zapytal.-Ale.co sie stalo? - Pytasz, dlaczego jestem martwy? Dali mi niezly wycisk, Harry.Nie w sensie fizycznym, ale mnóstwo wypytywania, wiesz? Im bardziej sie we mnie zaglebiali, tym lepiejrozumialem, jakim bylem gównem.Nie moglem tego zniesc.Dluga odsiadka, brak zawodu, do któregomóglbym wrócic, brak realnych perspektyw.To brzmi jak wytarte banaly, wiem, ale bylem "strzepemczlowieka ".Wiec.powiesilem sie.Uzylem pary skórzanych sznurówek.Balem sie, ze sie zerwa, alewytrzymaly.Harry nie potrafil sie zmusic, zeby go zalowac.Jednak ten czlowiek okazal sie zdrajca.- Czego wiec ode mnie chcesz? Zebym ci powiedzial, jak mi przykro ? Zaofiarowal ci ramie, na którymmóglbys sie wyplakac ? Mam miedzy zmarlymi mnóstwo przyjaciól, którzy nie próbowali mnie zabic!- To nie dlatego tu jestem, Harry - odparl Wellesley.- Ostatecznie przeciez mam to, na co zasluzylem.Tak jest ze wszystkimi.Przyszedlem by powiedziec, ze zaluje.To wszystko.Przeprosic cie, ze nie bylemsilniejszy.Przepraszam, ze zawracalem ci glowe.Po prostu, kiedy odbieralem sobie zycie, nie wiedzialem, ze mójciezki czas dopiero sie rozpoczyna.Zaczal sie wycofywac.- Co takiego? Twój ciezki czas? - Nekroskop zrozumial, co tamten ma na mysli.- Zmarli nie chca sie ztoba komunikowac, tak? - zapytal.Wellesley wzruszyl ramionami.Byl kompletnie przybity.- Cos w tym stylu.Ale jak powiedzialem: mamy to, na co zaslugujemy.Przepraszam, ze zawracalem ciglowe, Harry.- Nie, czekaj.- Harry wpadl na pomysl.- Sluchaj, co bys powiedzial na mozliwosc wyrównania zemna rachunków? I ze zmarlymi w ogólnosci?- Czy jest na to sposób? - zapytal Wellesley z nadzieja.- Mozliwe.- Powiedz.- Masz ten negatywny rodzaj talentu, prawda? - zaczal Keogh.- Prawda.Nikt nie moze wejrzec w mój mózg.Ale.jak sam rozumiesz, on umarl razem ze mna -odparl Wellesley.- Byc moze nie.- Harry potrzasnal glowa.- Widzisz, t, co teraz robisz, to nie jest telepatia, ale mowazmarlych.Mozesz ja sam kontrolowac.Nie musisz ze mna rozmawiac, jesli nie chcesz.A tamta zdolnoscbyla nie kontrolowana.Nawet nie wiedziales, ze taka posiadasz.Gdyby ktos inny tego nie zauwazyl, nieodkryl, ze twój umysl jest kamienna sciana, nigdy bys sie o tym nie dowiedzial, Czy tak?- Chyba tak.Ale do czego zmierzasz? - Nie jestem pewien - odrzekl Harry.-Nie jestem nawet pewien, czy to jest w ogóle mozliwe.Ale tobyloby cholernie korzystne, gdybym mial ten twój talent!- Z pewnoscia - odpowiedzial Wellesley.- Ale, jak wlasnie zaznaczyles, to nie byl talent, a rodzajladunku negatywnego.Pracowal sam, bez mojej wiedzy i wspóluczestnictwa.- Moze i tak, ale gdzies w twoim mózgu znajduje sie mechanizm, który tym rzadzil.Chcialbym po prostuzobaczyc, jak on dziala, nic wiecej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki