[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- zdobyłem zwycięskiego gola wMeczu z Blackhills, proszę pana - powiedział z dumą.Hannant uśmiechnął się do siebie.Jamieson, dyrektor szkoły, miał bzika na punkciefootbolu i całego sportu.Chłopcy zebrali się przy drzwiach w oczekiwaniu na nauczyciela.- No? - zapytał Hannant.- Czekam na pana - powiedział Collins.- Chcę zamknąć.- Już? A okna zostawisz zamknięte?Collins wrócił do klasy.Hannant ponownie uśmiechnął się, spakował swoją teczkę ipoprawił krawat.Wyszedł przed chłopcem.Collins przekręcił klucz w zamku i ruszyłbiegiem, ostrożnie mijając nauczyciela.Podążył za grupą oddalających się kolegów. Matematyka? - pomyślał Hannant, obserwując jak chłopcy znikają w głębiprzestronnego korytarza.Zakurzone, słoneczne smugi przedzierały się przez okna. Poco im, do diabła, matematyka? Telewizja i nowe komiksy Marvela! A ja chcę ichzaciekawić liczbami.Boże! Jeszcze rok, a zaczną się interesować krągłymiwypukłościami u dziewcząt.Może już zaczęli? Matematyka? Beznadziejne! Zaśmiał sięsmutno.Szkoła dla chłopców w Harden była położona na północno-zachodnim wybrzeżu Anglii.Kształtowała umysły synów górników.Trzeba przyznać, że na niewiele się to zdawało.Większość chłopców zaczynała potem pracę w kopalniach, idąc w ślady ojców istarszych braci.Ale kilku, niewielki procent, przechodziło egzaminy do technicznych iakademickich college ów w sąsiednich miastach.Pierwotnie były to budynki Biur Rady Węgla.Szkoła została odnowiona przed okołotrzydziestu laty, gdy ludność miasteczka zwiększyła się dzięki ogromnemuzapotrzebowaniu na węgiel.Otaczał ją niski mur, a od morza dzielił jedynie kilometrdrogi.Jeszcze bliżej na północ znajdowały się kopalnie.Stara czerwona cegła,kwadratowe okna sprawiały surowe wrażenie.Dookoła ogródki, starannie utrzymane napotrzeby lekcji biologii.Za to personel nie odzwierciedlał powagi budynku.Była to jednakgrupa rzetelnych nauczycieli.Dyrektor szkoły, Howard Jamieson, zagorzałytradycjonalista pilnował starego porządku.Wtorkowe wycieczki w poszukiwaniu kamieni służyły trzem celom: po pierwsze, dzieciakizażywały świeżego powietrza, a nauczyciele lubiący wędrówki mieli szansę podziwianiaprzyrody.Po drugie, za darmo pozyskiwano materiał na szkolny mur, który stopniowozastępował stary płot.Po trzecie, raz na miesiąc trzy czwarte personelu mogło się urwać z zajęć zostawiając obowiązki zapalonym wędrowcom.Harry nie przepadał28 specjalnie za wyprawami na plażę, ale były one lepsze niż monotonne, gorącepopołudnia w dusznej klasie.- Słuchaj - powiedział Jimmy Collins do Harry ego - powinieneś naprawdę uważać nastarego Hannanta.Nie myślę o tych  świadectwach.To i tak zależy od ciebie.Chodzi mio lekcje.Stary George nie jest zły, a mógłby się zezlić, jeśli stwierdzi, te nic sobie z niegonie robisz.Harry wzruszył ramionami.- Zamyśliłem się.To taka zabawa.Zrozum, gdy zaczynam marzyć, to nie mogę przestać.Tylko krzyk Hannanta i twoje szturchanie wyciągnęły mnie z tego.- Zauważyłem to.Wiele razy.Twoja twarz się wtedy zmieniała.- Przez chwilę patrzyłpoważnie, po czym zaśmiał się i przyjacielsko klepnął Harry ego po ramieniu.Nie martwsię, twoja twarz jest zawsze zabawna!- O co ci chodzi? Ja? Zabawny? Jak to wygląda, gdy jestem zabawny?- Siedzisz z wytrzeszczonymi gałami.Jakbyś się bał.Ale nie zawsze.Czasamiwyglądasz jak we śnie.Tak jak powiedział stary George - jakby cię w ogóle nie było.Czymasz przyjaciół?- Mam ciebie - słabo odpowiedział Harry.Domyślał się, że Jimmy próbuje wyjaśnić jegozachowanie.Ale on nie był kujonem.Gdyby był dobry w nauce, to by go w jakiś sposóbtłumaczyło.Był zdolny, ale miał problemy z koncentracją.Jego myśli nie należały doniego - skomplikowane marzenia, fantazje, fantasmagorie.Jazń wymyślała historie - czychciał tego czy nie.Historie zadziwiająco dokładne, szczegółowe.Jakby odtwarzane zpamięci innych ludzi.Ludzi, których nie było.- Tak, jestem twoim przyjacielem - Jimmy przerwał rozmyślania Harry ego.- A ktojeszcze?Harry drgnął, głos jego przybrał obronny ton.- Jest jeszcze Brenda - powiedział.- Czy wszyscy muszą mieć wielu przyjaciół? Ja nie.Jeśli ktoś ma przyjaciół to ma.Jeśli nie - to nie.Jimmy zignorował wzmiankę o Brendzie Cowell, wielkiej sympatii Harry ego.Mieszkali natej samej ulicy.Jimmy interesował się sportem.Dziewczyny nie obchodziły go.- No dobra - powiedział Jimmy.- Udało ci się.Starczy.Sam nie wiem, dlaczego cię lubię -zażartował.- Bo nie wchodzimy sobie w drogę - odpowiedział mądrze Harry.- Nie znam się nasporcie, a ty lubisz o tym opowiadać.Wiesz, że nie będę się sprzeczał.I tak z nami jest.- Nie chciałbyś mieć więcej przyjaciół?Harry westchnął.- Posłuchaj, wygląda na to, że mam przyjaciół w głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki