[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wesz, Saro, że propozycja mamy jest aktualna.Odkąd rozeszły się drogi jej i rodziców, pani Wilkes aspirowała do roli matki Sary.I chociażWilkesowie należeli do najbardziej hojnych ludzi, jakich znała, a wolny pokój w ich domu byłwiększy niż całe jej mieszkanie, nigdy nie czuła pokusy, by wejść do ich rodziny.Przede wszystkimobaj, Jamie i Brett, byli kiedyś jej kochankami, i myśl o tym, że zostaliby de facto jej braćmi,wydawała się koszmarna.Poza tym bardziej potrzebowała przestrzeni emocjonalnej niż fizycznej, aWilkesowie należeli do ludzi odbywających głębokie wzruszające rozmowy przy kolacji i mówili,że im  zależy.Wizja, że mogliby szturchać jej mózg, próbować zajrzeć w intymne zakamarkipsychiki, obrzydzała jej jedzenie, a gdyby nie jadła, wszyscy uznaliby, że jest anorektyczką, ichcieliby się wpieprzać w kwestię jej obrazu własnego ciała.I nie mogła powiedzieć tego Jamiemu,ponieważ chciałby porozmawiać z nią o tym, dlaczego czuła się zagrożona emocjonalną bliskością.- Dzięki, Jamie, ale mieszkanie z twoją rodziną zrujnowałoby mi życie seksualne. Jamie się uśmiechnął, ale sztucznie, w wymuszony sposób, który oznaczał, że jestsfrustrowany.- Zastanawiasz się czasem, że masz spierdoloną skalę wartości? Poważnie, Saro, to tylkoseks.Tego właśnie Jamie nie rozumiał: nigdy nie był to tylko seks.Nawet w najszybszym,najpaskudniejszym, najbardziej anonimowym pieprzeniu chodziło o coś więcej niż seks.Opołączenie.O spojrzenie na inną ludzką istotę i znalezienie odbicia własnej samotności i ubóstwa.Zwiadomość, że razem mieliście moc, by chwilowo pozbyć się wrażenia izolacji.O doznanie, coznaczy być człowiekiem na najbardziej podstawowym, najbardziej instynktownym poziomie.Jakmożna to określić słowem  tylko ?A oprócz wszystkiego istniała możliwość, że znajdzie innego mężczyznę takiego jak on.Drugą połowę bestii, która szarpała jej wnętrzności, kopiąc i rycząc.Sara dokończyła piwo i zdusiła papierosa.- Czy aby nie prowadziliśmy tej rozmowy już wcześniej?- Tak.Za każdym razem, kiedy musisz prosić mnie o pieniądze, bo nie stać cię na taki stylżycia.Sara szybkim ruchem strąciła pięćdziesiątkę na kolana Jamiego.- Możesz zatrzymać swoje pieniądze i swoje osądy, bardzo dziękuję.- Sara, przestań.Zerwała się z krzesła.- Idę do biblioteki.Wyciągnął rękę, jego mina wyrażała ubolewanie.- Wez te pieniądze, Saro, proszę.- Nie potrzebuję.Waśnie sobie przypomniałam, że mam gdzieś upchnięte trochę forsy.Jamie podszedł do niej, wymachując banknotem.- Gówno prawda.- Nie, poważnie.Serio - odparła, wybiegając z baru, i jeśli nawet nie była to prawda wtamtym momencie, to stanie się nią.Jamie podszedł do drzwi Sary właśnie w chwili, gdy się otworzyły.W progu stał siwowłosymężczyzna w garniturze w prążki.- Co jest? - Mężczyzna dotknął jego piersi.- Czemu tu się czaisz?- Nie czaję.Czy, eee, Sara.- Tak.Przepraszam - powiedział tamten, mijając Jamiego.- Spieszę się.- Sara? - Jamie wszedł, zamykając za sobą drzwi.- Jesteś ubrana?- Tak.Tutaj. Wszedł do sypialni i z miejsca zaczął się dławić wciągniętym w płuca odorem nasienia ipotu.Skupił się na płytkich oddechach, żeby zminimalizować ilość wdychanych produktówubocznych seksu.Sara leżała na boku, jej splątane cudowne włosy zakrywały połowę twarzy i całeramię, na którym się opierała.Owinięta była w prześcieradło w kolorze burgunda, które przylegałodo wystających kości biodrowych i raczej podkreślało, niż kryło małe, okrągłe piersi.Jamie odwrócił wzrok od zmęczonej seksem Sary tylko po to, by przeżyć konfrontację zczymś znacznie okropniejszym.Na podłodze obok jej łóżka leżała pomarszczona, zmętniałaprezerwatywa, kłąb zgniecionych chusteczek i - Jamie miał wrażenie, że płuca mu eksplodują -schludny stosik banknotów dwudziestodolarowych.Wpatrywał się w Sarę.- Czy to są te pieniądze, które miałaś gdzieś upchnięte?- Tak, upchnięte w spodniach Joego.- Roześmiała się, pokazując mu lśniące, wilgotnewnętrze ust.Jamie dawno temu przestał otwarcie reagować, kiedy Sara robiła coś podobnego.W duchuczuł maleńkie okruchy szkła dzgające go w serce.Tak małe, że właściwie wcale nie raniły, ale byłotych ułamków tak dużo, iż w pewnym sensie serce bolało go cały czas, a każdy nowy kawalątekczynił ból trochę gorszym.Zmusił się, by przywołać na twarz wyraz, jak miał nadzieję, przesadnego szoku.- Obrabowałaś tego biednego staruszka, który kuśtykając, opuszczał twoje mieszkanie?- Jesteś doprawdy zabawny.Tak się składa, że Joe jest prawdziwym dżentelmenem starejdaty.Z prawdziwą przyjemnością pomagającym finansowo młodej dziewczynie w potrzebie, nieprosząc o nic w zamian.- Cóż za święty.- Nie wiesz nawet połowy.Kochany staruszek nie tylko dał mi dość pieniędzy, żeby zapłacićwszystkie rachunki z tego miesiąca, ale potem pozwolił mi pieprzyć się przez jakieś trzy godziny.Czując bardzo gwałtowne mdłości, Jamie wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Cóż za bezinteresowność.- Wiem.- Ziewnęła.Wglądała na małą i dziecinną, taką, której przydałby się pocałunek nadobranoc od mamy.- Szczęściara ze mnie.4- Mam wielkie nowiny.- Jess owinęła warkocz wokół palca, uśmiechając się wstydliwie ipatrząc w stół.Shelley odstawiła dietetyczną colę i pochyliła się w przód.- No więc? Mów, mów. Sara obserwowała parę przy stoliku obok, próbując dokonać oceny ich związku.Mężczyznabył co najmniej trzydzieści lat starszy niż jego towarzyszka i podobne rude włosy oraz jasna skórawskazywały na wspólne geny, ale dziewczyna sprawiała wrażenie zahipnotyzowanej, uśmiechałasię i kręciła głową, jakby poza krainą marzeń nigdy nie spotkała kogoś takiego jak ten facet.- Sara? Słuchasz? To ważne.Sara skinęła głową w stronę Jess.- Tak.Oczywiście.Najwyższe skupienie.- Okej, cóż.- Jess uśmiechnęła się, przeniosła wzrok z Shelley na Sarę i z powrotem.-Wychodzę za mąż!Shelley krzyknęła, rzucając się przez stół i chwytając Jess w niezgrabny uścisk.- Gratulacje! Och, jakie to cudowne!- Wiem, wiem! Zapytał mnie wczoraj w nocy i oczywiście od razu powiedziałam  tak , i niemam jeszcze pierścionka, bo pójdziemy go wybrać razem dziś po południu, ale nie mogłam siędoczekać, żeby przekazać wam nowinę.Ach!- Ach! - pisnęła Shelley.Ludzie patrzyli na nie, ponieważ krzyczały, ściskały się i zrzuciły ze stołu sól oraz pieprz.Wmałej kawiarni tylko Panna Maj i Pan Grudzień pozostali obojętni na wrzaski Shelley i Jess.Mężczyzna dalej mówił coś o wiele za cicho, żeby Sara mogła usłyszeć, a dziewczyna nie przestaławpatrywać się niego, jakby nie był stary i brzydki i nie nosił okropnego krawatu ze Snoopym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki