[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obszedłszy znaczniejsze ulice w obrębie sobie wyznaczonym,Malwina zeszła ku Wiśle do zupełnie jej nieznajomego przedmieścia.Lecz widząc niskie klitki, szczupłe zagrody, ubogim pospólstwem za-mieszkane, gdzie raczej dać niż zbierać jałmużnę należało, wracać sięjuż chciała, gdy postrzegłszy między tymi mizernymi domostwami je-den porządny domeczek śpiesznie do niego weszła.Wąskie przejściedzieliło kuchenkę i komorę od dwóch izb wybielonych starannie i gdziełóżka, szafa z cynowymi talerzami, stół, stołki, obrazki, firanki najpo-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG65rządniej zdawały się utrzymywane.Nie widząc nikogo w domu, Mal-wina weszła do sadu, który z boków wysokimi stroiszami oparkanionydo samej Wisły dochodził; środkiem ubita ścieżka do rzeki prowadziła.Malwina nią idąc następujący obraz ujrzała: pod rozłożystą gruszką,nad samą wodą, siedział człowiek sędziwy, ciemnej twarzy, który nadługiej żerdzi podrywką ryby łowił; przy nim kobieta młoda, z płciątakoż śniadawą i czarnymi oczami, zawieszone na drzwiach siecie na-prawiała, u nóg ich kadz stała z wodą pełna rybek, w której maładziewczynka, także z włosami i oczami czarnymi, grzebała drażniąc sięz kotem, co na rybki czatował.Długi zakręt Wisły widać było z tegomiejsca, łódka wartem płynęła, most i Praga horyzont kończyły i za-chodzące słońce właśnie w porę oświecając ten obraz czyniło go god-nym pędzla Verneta.Niewiasta najpierwsza Malwinę postrzegła i do-wiedziawszy się.z czym przyszła, wnet ojcu doniosła: Mówisz, że dla ubogich to ta pani zbiera rzekł do córki pod-rywkę z wody wyciągając o! kiedy dla ubogich, to jakem Cygan,Dżęga chętnie się do tego przyłoży!I to mówiąc skórzaną dobywszy sakiewkę parę talarów w worekMalwiny wrzucił. I jam był kiedyś ubogi, nędza mi była dobrze dokuczyła.Dlatego,żem czarny, nikt mnie w służbę przyjąć nie chciał, jednak i Cygan cza-sem może być poczciwy.Ni służby, ni roboty nie mogąc nigdzie do-stać, w największą wpadłem był mizerią.Zięć mój i moja Jewa z głodui nędzy zamarli i stary Dżęga wkrótce by był za nimi poszedł i zostawiłte dwoje, co widzisz tu, w pani, dzieci sierotami na ziemi, ale Bóg do-bry, który i o Cyganach pamięta, pozwolił, że i Dżęga anioła spotkał.Ach, anioł prawdziwy ten kniaz Melsztyński.(Na te słowa pilniej jakkiedy Malwina słuchać zaczęła.) Trafem, co długo gadać by trzeba, doniegom się udał, on mnie wysłuchał, dał sobie pracę dochodzić, czyDżęga nie kłamie, przekonał się o naszej nędzy i na zawsze nędzę odnas odpędził.On ten plac kupił, ten domek kazał wystawić, zadatek midał, bym mógł rybactwem (co jest moje rzemiosło) uczciwie na życiezarabiać; i już kilka lat minęło, jak Dżęga znów jesiotry i węgorze po-ławia i nigdy podrywki nie zarzuci, niewodu nie wyciągnie, żeby ty-siącznych błogosławieństw kniaziowi z Melsztyna nie posyłał.Niechżyje kniaz z Melsztyna! czerwoną rzucając w górę czapeczkę wy-krzyknął stary Dżęga, a Malwina, zapominając o wieczorze księżnejW*** i o płochości obyczajów Ludomira, przejęta jedynie dobrym ser-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG66cem jego, tysiączne swoje życzenia łączyła z duszy do błogosławieństwCygana. A te korale czy także od księcia Melsztyńskiego? rzekła Mal-wina postrzegłszy sznurek dużych korali, których szkarłatna farbamocno się świeciła, na czarnej szyi dziewczynki zawieszony. Och, nie odpowiedział Dżęga to znów inna historia, to ten po-czciwy nasz wariat Rózi podarował.Te słowa ciekawość Malwiny wzbudziły i Dżęga, który chętnierozprawiał, tak zaczął o tym znowu mówić: Pełnia trwa już od kilku dni.wieczory jasne i ciche, wtedy węgo-rze najlepiej się poławiają.Toteż.widzi jejmość, co wieczór tu przy-chodziłem i podrywkęm zarzucał.Zarzuciwszy czekałem spokojnie itymczasem oglądałem się tu i ówdzie, dla rozrywki tylko, moja imośćkochana.Aż jednego razu, po miesięcznym promieniu, który na niegouderzał, postrzegłem z drugiej strony płotu człowieka, który nad brze-giem Wisły po piasku i kamyczkach chodził.Szeroki surdut miał nasobie i kapelusz spuszczony, żem twarzy nie mógł poznać; w przód i wzad chodząc czasem na miesiąc patrzał potem zza pazuchy coś białego,na kształt cienkiej chusteczki, wyciągał i patrząc na to wzdychał i samdo siebie gadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Indeks
- Chojnacka Malwina Syndrom starszej siostry(2)
- Psychoterapia [Lidia Grzesiuk]
- Wolski Marcin Z przymruzeniem ucha
- § Kwiat diabelskiej góry Enerlich Katarzyna
- R Merkle Riley J. Tajemnica Nostradamusa
- Langan Ruth Korsarskie dziedzictwo
- Chris Philbrook [Adrian's Und The Failed Coward (epub)
- keller heelen TheStoryofMyLife
- Vrilology The Secret Science of the Ancient Aryans by Robert Blumetti (2006)
- Warren Murphy Destroyer 067 Look Into My Eyes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- policzgwiazdy.htw.pl