[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nostradamus wzdycha, jego oddech przypadkiem marszczy taflęwody.Teraz wizja się zmienia, a na jej widok stary człowiek wciąga głę-boko powietrze, jakby miał zaszlochać.Dym bije w niebo ponad murami miasta.Ich zarys zdaje sięznajomy.Trochę bliżej.tak, to Orlean, książęce miasto, pełnewszelakich skarbów.Nad dachami widać sylwetkę wielkiej kate-dry.Katedra płonie, fundament wysokiej dzwonnicy został pod-minowany.Uzbrojeni mężczyzni w prostych, ciemnych strojachkłębią się wokół jak mrówki; złodzieje pierzchają z wnętrza kościo-ła, nim sięgną ich płomienie. Zburzyć te wieżę Szatana! Zemsta! Zetrzemy z powierzchni ziemi czcicieli bożków.Dziś runie ich bezbożna katedra, a jutro wielki Antychryst z Rzy-mu!Rozlega się przeciągły, jękliwy trzask, łamią się belki, prochypodłożone pod fundament wybuchają.Olbrzymia stara iglica walisię.Zgromadzony wokół katedry tłum wiwatuje. Wojna domowa  mówi drżącym głosem Nostradamus.Krwawa wojna religijna.I to niedługo.Anaelu, zawsze przynosisz miwięcej pytań niż odpowiedzi.Kto zwycięży w tej wojnie? Czy praw-dziwa wiara? Hm.Właśnie ta część musiała chyba zostać pod stertą po-łudniowoamerykańskich prezydentów  mruczy Anael znikając odpasa w górę. Ty złośliwy diable-kusicielu! Wypraszam sobie.Jestem aniołem. Upadłym. Tylko trochę.Poza tym to był twój pomysł, by mnie wezwać.Jasię nie prosiłem.Chciałeś poznać tajemnice wieków, no to je masz.Wam, ludziom, nie sposób dogodzić. Anael ziewa i rozprostowujekruczoczarne skrzydła.Iskierki w jego ciele przestają wirować i stop-niowo układają się w spiralny wzór. Znikam.Jestem zmęczony i niemam już ochoty odpowiadać na żadne pytania.59  Jeszcze tylko jedno  mówi pospiesznie Nostradamus. Co tojest południowoarmorykański precedens?Ale duch już zniknął.W zamku Fontainebleau wciąż jeszcze panował rozgardiasz prze-prowadzki.Ciężkie wozy wyładowane meblami utknęły na rozmiękłychod deszczu drogach i dopiero przed chwilą wjechały na dziedziniec, gdzierozpakowywano je wśród pośpiechu i zamieszania.Służebne biegały w tęi nazad z naręczami płócien, grupki pachołków taszczyły ciężkie skrzy-nie, słudzy rozwijali ostatnie dywany i wieszali arrasy w sali audiencyjnejkróla.Dwór składał się z licznych odrębnych gospodarstw  króla, kró-lowej, stałych dam i kawalerów dworu, dowódców armii, wielkich pa-nów, którzy bawili przy królu, jeśli nie siedzieli w swoich włościach, kró-lewskich dzieci, jeśli nie wysłano ich do Blois z obawy przed zarazą.Na-wet karły królowej miały własnych nauczycieli, praczki, służbę i zwierzę-ta domowe.Przez cały ten chaos kroczyła nie patrząc w lewo ani w pra-wo Katarzyna Medycejska, a za nią  tylko dwie damy dworu.Towarzyszyły jej dziś najbardziej zaufane powiernice, Włoszki zesprzymierzonych florentyńskich rodów, wydane za mąż za francuskichszlachciców.Trzy damy weszły na szerokie schody, potem na inne,węższe, następnie przedostały się przez labirynt skromniejszych po-mieszczeń, aż w końcu stanęły pod niskimi drzwiami.Królowa zastuka-ła w nie mocno, a gdy drzwi się otwarły, gestem nakazała towarzyszkompozostać na zewnątrz.Sama weszła do ciemnej, zakurzonej komnaty,której sprzęty po części leżały jeszcze w kufrach.Stół był pusty; w kąciestał zimny alchemiczny palnik.W głębi, wśród beczek i skrzyń pełnychdziwnych naczyń, krzątała się postać odziana w czarną skórę, podobnado jadowitego kraba. Odeślij chłopca, Kosmo.Chcę z tobą pomówić sam na sam rzuciła ostro królowa, patrząc na obdartego wyrostka, któryotworzył jej drzwi.Chłopak nie czekał na polecenie swego pana; zniknął natychmiast.Kosma Ruggieri, czarnoksiężnik z dziada pradziada na usługach Medy-ceuszy, skłonił się przed swą protektorką. Najpiękniejsza, najłaskawsza królowo. Dość, Kosmo.Chcę, byś użył swej mocy i odkrył, jaką magią po-sługuje się diuszesa Valentinois, by zachować miłość króla. Nareszcie przyszłaś do mnie, biednego wiernego Kosmy, za-miast dawać posłuch szarlatanom, którzy obsiedli cię jak pijawki.60  Mag przeszedł na włoski w nadziei, że ojczysta mowa kró-lowej zmiękczy jej serce. Czyżbym nie była tu wcześniej? Czego mi nie obiecywałeś!Obsypywałam cię złotem, dawałam posady twoim krewnym i godziłamsię na intrygi, których wstydziłaby się nawet żmija! Kosma ciężko pracował, by uczynić cię królową, by dać cipotomków. Wciąż gniewasz się o to, co król zapłacił doktorowi Fernelowi?Nic na to nie mogłam poradzić. Gdyby król przekonał się o mych umiejętnościach. Król nie wierzy w twoją moc, zdradziecka kanalio.Powinno ciwystarczyć, że ja w nią wierzę.I wierzę, że diuszesa ma magicznypierścień.Co więcej, tylko ty mogłeś go dla niej zrobić. Moja królowo, znając twe pragnienia, robiłem go dla ciebie. Kłamco! Od początku był przeznaczony dla niej.Twój ojciecnie przeżyłby następnego dnia, gdyby w ten sposób potraktował megoojca. Mój ojciec był darzony dużo większym szacunkiem, zapraszanogo na dwór przy wielkich uroczystościach.A ja żyję odtrącony, ukryty wtej norze i tak ubogi, choć mam tylu krewnych w potrzebie. Przysięgam, że tym razem każę cię stracić.%7ływcem rozszarpaćna strzępy, a potem zgarnąć je na stos i spalić ku przestrodze innychzdradzieckich wróżbitów. Och, wasza wysokość, to szkoda! Jak wiesz, w gwiazdachzapisane jest, że przeżyjesz mnie tylko o trzy dni. Ty podły, przebiegły łgarzu. Rzuć wyzwanie przeznaczeniu, pani.Rzecz jasna boleję w ob-liczu własnej śmierci, jednakże o wiele większym uszczerbkiem dlaFrancji będzie zgon takiej królowej. Odeślę cię do Włoch. Niestety, z dala od twego królewskiego majestatu otruję sięz żalu. Jesteś diabłem wcielonym, wiesz o tym? Tylko Florentyńczykiem, pani, nie innym niż ty. Pośród wszystkich pamiątek, które przywiozłam z domu, je-steś tą, której najchętniej bym się pozbyła. O królowo, tylko przelotna gorycz każe ci tak mówić do swegonajwierniejszego sługi.Serce mi krwawi z powodu twego smutku.Jakże żałuję, że dałem się wziąć na lep przebiegłych i uwodzicielskichkłamstw diuszesy! Ale by dowieść mego przywiązania do ciebie, dam ci61 pewną radę: dokładnie za trzy tygodnie gwiazda króla znajdzie się podwpływem Saturna i odezwie się dawna choroba stawów, a z nią go-rączka, która zwali go z nóg.Skorzystaj z zamieszania w komnacie cho-rego i gdy diuszesa Valentinois odejdzie od jego łoża, każ zdjąć mu pier-ścień. Jeśli odzyskam ten pierścień, wrócisz do łask. Tylko do łask? A prezent z okazji chrztu mojego najmłodszegobratanka? Uroczystość także będzie bardzo kosztowna.Ale królowa Francji już z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki