[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.N., gdzie chowa się osoby o nieustalonej tożsamości.Kopnąłem w bokkolejną puszkę.Krzysztof Kamil Kobro imiona zawdzięczał matce, wielbicielce polskiej poezji.Zginąłnajgłupiej, jak można.Wyszedł wieczorem z bloku wyrzucić śmieci.I już nie wrócił.Jeden ciosnożem w okolice serca załatwił sprawę.Ciało leżało koło kontenera przysypane odpadkami.Dwiewersje zdarzeń konkurowały ze sobą.Według pierwszej zabójstwo miało związek z podpaleniamisamochodów na Zląsku.A aspirant zginął mniej więcej w tym samym czasie, w którym kilkaprzecznic od jego mieszkania płonął elegancki saab.Konkurencyjna hipoteza głosiła, że zabójstwo było wynikiem zemsty.Ktoś w końcu wysypał na ciało śmieci.Wiele wskazywało więc na osobiste porachunki.Ale kto mógłby chcieć śmierciKobry? Przecież nie złodzieje znaków drogowych.Płonące wozy łączono z porachunkami mafijnymi,sprawą zabójstwa zajęli się spece od przestępczości zorganizowanej.Specjalny nadzór nadśledztwem objął komendant śląskiej policji.Ci od mafii nie lubią, gdy zagląda się im w papiery, ipotrafią być naprawdę niemili.Więc tam nie zaglądałem.Ale mówiło się, że na razie błądzą jakdzieci we mgle.W sumie nieważne jak było.Niewłaściwy człowiek znalazł się w niewłaściwym miejscu oniewłaściwej porze.Przypomniałem sobie jedno z niewielu spotkań z B-16.Ksywa ta przylgnęła doniego nieodwołalnie jak wizerunek króla Jagiełły do banknotu stuzłotowego.Kobro narzekał na pracę w policji, chciał odejść.- Skończę z tym i założę firmę ochroniarską.Krzysztof Kamil Kobro.W skrócie: KKK.Prawie jak Ku-Klux-Klan.- Zaśmiał się.- Albo nie.Cobra.Pisana przez  C.- A nie B-16? - zawołał ktoś wesoło.Rozległ się śmiech.Kobro wzruszył ramionami, wstał od stołu i trzasnął drzwiami.Podobno nawet złożył wymówienie, po czym w ostatniej chwili je wycofał.Takich opowieścikrążyło wiele, więc nie bardzo w nie wierzyłem.W kaplicy ujrzałem trochę znajomych twarzy oraz kilka całkiem młodych i nieznanych, za to wmundurach.Mignęła mi nawet broda medyka sądowego Taranienki.Jego się nie spodziewałem.Wsumie przez dwadzieścia lat nazbierało się trochę pogrzebów.Kilka hucznych, z salwamihonorowymi.Kilka zaskakujących.Jak wtedy, gdy zmarły zażyczyłsobie Highway to Hell.Albo gdy trumnę podczas ostatniej drogi eskortowało czterechmotocyklistów na harleyach.Widziałem zalanych w trupa grabarzy i ekipy z firm pogrzebowych wgarniturach tak drogich, jakby właśnie wyszli z bankietu w  Ritzu.Ze wspomnień wyrwał mnie kobiecy trzęsący się głos.- Zmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością.Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.Spojrzałem na drobną kobietę w czarnej woalce.Najwyrazniej matka Kobry lubiła nie tylko polskichpoetów.Ksiądz odprawiający nabożeństwo nie pozostał dłużny.- Jesteśmy świadkami strasznych czasów, w których tragedia goni tragedię.A ich znakiemwulkaniczny pył z Islandii spowijający Europę niczym żałobny całun.Kulesza spojrzał na mnie i ciężko westchnął. - Podobno rodzina zabroniła robić zdjęcia i kręcić filmy podczas pogrzebu.By nie zepsuć tradycyjnejuroczystości - szepnął.- No to nie zobaczymy się na Facebooku.Nie obejrzymy też B-16 na lawecie.Ani nie usłyszymyksiężulka.Kulesza zaczął kasłać.Widziałem, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu.Każdy z nas w takichsytuacjach radzi sobie jak może.Byle nie zarazić się śmiercią.Najwyrazniej my potrafiliśmy uporaćsię z tym tylko w ten sposób.Pogrzeb przebiegał bez niespodzianek.Ciało złożono w grobie, obok krzyża ktoś położył policyjnączapkę.Komendant odczytał pożegnalny list.Opisując bogatą karierę zmarłego, nie zająknął się oschwytanych złodziejach znaków drogowych.Było uroczyście i podniośle.Podeszliśmy z Kuleszą do wdowy, by złożyć kondolencje.Kobieta otarła oczy chusteczką i przyjrzała mi się uważnie.- Pan się nazywa Heinz, prawda?- Tak.- Byłem zaskoczony.- Mąż wspominał o panu.Pokręciłem głową.- Musi mnie pani z kimś mylić.Nie znaliśmy się zbyt dobrze.Niezależnie od tego proszę przyjąćwyrazy najgłębszego współczucia.Widziałem tę kobietę po raz pierwszy.Chciałem jeszcze o coś zapytać, ale rozmyśliłem się.Gdy wracałem do samochodu, zaczęło padać.Spojrzałem w niebo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki