[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała idealnie owalną twarz, za młodu całkiem ładną, choć nie piękną.Moja twarz była taka jak jej, kiedy była w moim wieku, i obiecałam sobie, że nie dopuszczę do tego, żeby obwisła i nabrzmiała jak z czasem twarz matki.Ja budziłam się kilka razy w ciągu nocy, matka spała jak zabita.Łatwo wzruszała się do łez.Nienawidziła prowadzenia samochodu, zawsze trzymała obie ręce na kierownicy i nawet po południu na pustych, wiejskich drogach jechała z prędkością o dziesięć kilometrów na godzinę niższą od dozwolonej.Ja z kolei mogłam siedzieć za kółkiem całymi godzinami.Rodzice dali jej na imię Audrey, po jej babce.Dla mnie ojciec wybrał imię Helen; dlaczego, sam później nie pamiętał.To były tylko powierzchowne różnice między nami.Matka była ostrożną kobietą; do tej chwili to samo można było powiedzieć o mnie.*W mieszkaniu Isaaka paliły się światła.Dostrzegłam go, jak chodził po salonie tam i z powrotem, łapiąc się za głowę.Odwrócił się w stronę okna, lecz z mojego miejsca w samochodzie trudno było dojrzeć jego twarz.Powiedziałam sama sobie, że gdybym była swoją matką, odjechałabym stąd czym prędzej.Opuściłam szybę, żeby przyjrzeć się Isaakowi dokładniej.Nie miałam pewności, ale chyba poruszałustami, tak to przynajmniej wyglądało.Może coś mówił, śmiał się albo płakał.W każdym razie nie byłsam.Wystawiłam głowę za okno samochodu.Na ścianę salonu padał cień i nie był to cień Isaaka –krótki, pękaty, zwieńczony okrągłą, prawdopodobnie łysą głową.Znów odezwał się w mojej głowie głos matki.Tym razem kazał mi uciekać – zamknąć oczy i odjechać.Lecz co by to dało? Nawet gdybym ruszyła i nie zatrzymywała się wcześniej, niż zobaczę przed sobą ocean, Atlantycki czy Spokojny, nadal tkwiłabym przed domem Isaaka, obserwując cienie w jego oknie.Wyjęłam kluczyk ze stacyjki i wrzuciłam do schowka.Przyszło mi na myśl, żeby przedziurawić opony, odłączyć świece w silniku.Nie miałam do siebie zaufania, nie wierzyłam, że w końcu nie ucieknę.Po chwili przymknęłam oczy.Lecz David miał rację – w tej dzielnicy nie było wskazane przysypianie w samochodzie.Kiedy poczułam, że zaczynam odpływać, otworzyłam oczy i spojrzałam na okno pokoju Isaaka.Czekały mnie drobne niespodzianki.Przez chwilę wyglądało na to, że cienie w salonie nie tylko rozmawiają, lecz się sprzeczają, podnoszą ręce, pokazują coś palcami.Potem zapanował niczym niezmącony spokój.Przez bite dwadzieścia minut Isaak siedział na sofie niemal bez ruchu, a jego gość dotrzymywał mu towarzystwa.Uświadomiłam sobie, że wolałam, kiedy się kłócili.Starałam się nie odrywać oczu od okna, lecz w którymś momencie przysnęłam.Kiedy się ocknęłam, salon wyglądał na pusty.Już zaczęłam się niepokoić, że przegapiłam coś ważnego, gdy z kamienicy wyszedł mężczyzna, którego postać przypominała cień widziany wcześniej na ścianie.Miałam tylko kilka sekund, żeby mu się przyjrzeć, gdy stał w świetle przed drzwiami, rozglądając się za swoim samochodem.Był znacznie starszy, niż zakładałam, łysy, lecz nie taki gruby, jak mi się zdawało.Zaraz po wyjściu zapalił papierosa i wyjął z kieszeni kluczyki.Ruszył w moją stronę.Zsunęłam się na siedzeniu.Przez opuszczoną szybę słyszałam, jak otwiera i zamyka drzwi samochodu stojącego niedaleko, po przeciwnej stronie ulicy.Chwilę potem uruchomił silnik i włączył reflektory.Chciałmieć pewność, że go nie przeoczę; mijając mnie, opuścił szybę i rzucił: „Dobranoc, Helen!”.ISAAKIsaak i ja przysypialiśmy na krzesłach, kiedy otworzyły się drzwi i pozwolono nam wejść do środka.Dziewczyny i strażnicy wynieśli się już na tył domu, do kwater przeznaczonych dla służby.Lampy wabiące pasikoniki zgasły, tak jak światła w całym mieście.Od dwóch tygodni w ramach oszczędności rząd nakazał wyłączać latarnie uliczne, lecz do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, jak głębokie ciemności wtedy zapadają.Gdy z naszego ustronnego zakątka patrzyłem na stolicę, przypomniała mi się zasłyszana w dzieciństwie opowieść o mieście, które znikało co noc, kiedy zasypiał ostatni mieszkaniec.Opowiadał mi ją ojciec, który był urodzonym gawędziarzem, choć nie tak znakomitym jak wujowie czy dziadkowie, lubujący się wręcz w dodawaniu do swych opowieści rozmaitych efektów dramatycznych.Mimo że jego spokojny, monotonny głos wypadał na ich tle nader poważnie, historie ojca wywierały na słuchaczach długotrwałe wrażenie.O znikającym w nocy mieście zaczął mi opowiadać, kiedy w wieku dziesięciu czy jedenastu lat zawładnął mną nagły irracjonalny strach przed ciemnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki