[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy zginęli rok pózniej, w Jekaterynburgu.Córkicara umierały bardzo długo, bo w ich gorsety zaszyto klejnoty, od których odbijały się kule.%7łołnierze musieli w końcu dobić dziewczęta bagnetami.Jak umarły dzieci jego szczęśliwego poddanego, którego Bóg obsypał tyloma łaskami, carnigdy się nie dowiedział.Najprawdopodobniej Trofim chwytał chłopców za nóżki i rozbijał ichjasne główki o ścianę.Praskowii poderżnął gardło.Dlaczego to zrobił, nie wiadomo.Zwłokiprzykrył białym, lnianym płótnem, ułożył je porządnie na łóżku, żonę pośrodku, Paszkę z jednejstrony, Saszkę z drugiej.Zanim powiesił się na wierzbie przed domem, wygnał konie i świnie dolasu, a krowie i psu w akcie miłosierdzia rozbił łby obuchem siekiery.Nie poradziłyby sobie bezczłowieka.O wszystko zadbał po gospodarsku.Zledztwo ciągnęło się długo, ale niczego nie udało się wyjaśnić.Nie znaleziono żadnejprzyczyny, dla której tak szczodrze obdarowany przez los człowiek miałby unicestwić swojąrodzinę i samego siebie.Wszyscy przecież wiedzieli, jak dumny był Trofim z synków, a żonkętak miłował, że nie raz na zabawie harmonię pakował przed czasem, żeby pędzić do chałupyi zanurkować z Praskowią pod pierzynę.Nie dało się tego ogarnąć rozumem.Dlatego też ludzie uznali, że Złe opętało Trofimai kazało mu zniszczyć wszystko, co kochał.Innego wytłumaczenia nie było.Na drodze przedzagrodą postawili krzyż, ale nikt nie kwapił się, żeby kupić chałupę i przez wiele lat stała pusta.Krótko przed drugą wojną światową pojawił się w Trofimówce Litwin Jaskanis z dwomadorosłymi synami.W zaciekłym milczeniu zabrali się do szorowania podłóg, na których wciążwidniały różowe plamy, choć z czasem coraz bledsze.Wyglądało na to, że pochodzenie tychplam zupełnie ich nie interesuje.W Waniuszkach nikt do tej pory nie miał do czynienia z Litwinami.Jaskanisów przyjętouprzejmie, choć niezbyt wylewnie.W tamtych czasach nie bardzo było wiadomo, kto walczyo wolną Ukrainę, kto o zjednoczoną Rosję czy niepodległą Litwę, a komu chodzi tylko o to, żebymieć co włożyć do garnka.Jaskanisowie wyglądali na tych ostatnich.Z nikim się niezaprzyjaznili.Ludzie próbowali ich ostrzec, że zamieszkali w domu, który najprawdopodobniejjest nawiedzony, ale Litwini patrzyli tylko spode łba i z zawziętością obrabiali swój spłachetekziemi.Harowali ciężko.Wstawali o czwartej rano, obrządzali zwierzęta, orali, bronowali i siali,utrzymywali chałupę i obejście w nienagannym porządku, nie chwytali jednak ludzi za serce.Nieposiadali ani krztyny tego uroku, który Trofim miał w nadmiarze, nie grali na harmonii, nietańczyli, nie śpiewali i nigdy nie pokazywali się w kościele.Prowadzili życie odludkówi najwyrazniej im to odpowiadało.A jednak, kiedy któregoś dnia okazało się, że zniknęli, ludziebyli wstrząśnięci.Nic nie zapowiadało nieszczęścia.Z jakiegoś sobie tylko wiadomego powoduJaskanisowie po prostu wstali od śniadania, wyszli z domu i już nigdy do niego nie wrócili.Wszelki ślad po nich zaginął.Musieli opuścić chałupę w pośpiechu, bo na stole stały jeszczekubki z kawą, która w międzyczasie pokryła się szarawym, falującym kożuchem, i miska zespleśniałą jajecznicą, o którą oparte były pajdy zzieleniałego chleba.Tak jakby Jaskanisom coś się nagle przypomniało i pospieszyli w głąb bagien, żeby to coś niezwłocznie załatwić.Teraz już nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że w Trofimówce siedzi Złe i że to Złejest nienasycone.Nie wystarczyło mu, że Trofim poderżnął żonie gardło i rozbił czaszki synków,jakby to były łupiny orzecha.Wszystko to okazało się jeszcze za mało i dlatego trzech ponurychLitwinów musiało wstać od stołu, rzucić łyżki i szukać swojej zguby na trzęsawisku.Ponieważ nikt nie wiedział, jakiej wiary byli Jaskanisowie, najpierw ksiądz odprawił podkrzyżem mszę, a potem batiuszka obszedł zagrodę z cudowną ikoną Matki Boskiej na czeleniewielkiej procesji.W czasie mszy zerwał się silny wiatr i pogasił na polowym ołtarzu świece,a procesję zmoczył deszcz.Uznano to za kolejny zły znak.Kiedy po wojnie nowa władza przeprowadzała reformę rolną, pamięć o tychwydarzeniach wciąż jeszcze żyła i żaden chłop, nawet najbiedniejszy, nie kwapił się do wzięciaTrofimówki nawet za darmo. Nie to nie, wezmiemy sami  powiedziała władza i świadoma swojej roliwychowawczej w walce z zabobonami włączyła Trofimówkę do Wzorcowego PaństwowegoGospodarstwa Rolnego. My się tam duchów nie boimy.W ramach nowego ładu bagna wokół zagrody miały zostać osuszone, bagienniki, rusałki,kozytki i co tam jeszcze się po nich pałętało, przepędzone kombajnami, a Trofimówkaprzerobiona na domek myśliwski dla dostojników partyjnych z Warszawy.Dostojnicy mieliprzyjeżdżać, żeby wizytować Wzorcowe Gospodarstwo, rozdawać zasłużonym pracownikomordery i talony na samochody, jak również polować na dziki.Wychodzono z założenia, że nawetjeśli Złe istnieje, to ugnie się ono w obliczu potęgi zmian ustrojowych.W Kraju Rad towarzysze z powodzeniem odwracali kierunki biegu rzek, zamienialipustynie w kwitnące krajobrazy, choć także i kwitnące krajobrazy w pustynie, ale na naszychbagnach nic nie dało się zamienić albo odwrócić.Kombajny grzęzły w błocie, gzy doprowadzałybydło do szaleństwa, dachówki i okna rozkradziono.Kiedy dygnitarze partyjni z Warszawyzdecydowali się w końcu odwiedzić Wzorcowe Gospodarstwo, nie było co oglądać.Na łeb, naszyję trzeba było zwozić krowy z okolicznych PGR-ów, a rozlatujące się obory zasłaniaćtransparentami zapewniającymi o kierowniczej roli Partii i wiecznej przyjazni ze ZwiązkiemRadzieckim.Na szczęście towarzysze nie interesowali się ani krowami, ani rolnictwem, chcielisobie po prostu popukać do dzików i spokojnie wypić w Trofimówce, którą dziatwa szkolnaudekorowała pospiesznie na tę okazję łopatami łosi, porożami jeleni, girlandami ze świerkai skręconymi w świderki paskami krepiny w barwach narodowych.Na polowaniu gajowy Ciećkosprawnie podrzucił myśliwym uprzednio ustrzelonego dzika i towarzysze z Warszawy byliz wizytacji bardzo zadowoleni.Popili się na sztywno, najedli kartaczy, przyszpilili gajowemuMedal Zasługi Aowieckiej, a kierownikowi Wzorcowego Gospodarstwa Odznakę ZasłużonegoPracownika Przemysłu Spożywczego, zaśpiewali na głosy Szumi dokoła las i straciliprzytomność.Dlatego nie wiadomo było, czy w Trofimówce tej nocy straszyło, czy nie.Następnego dnia delegacja odjechała, z obór zdjęto transparenty, krowy rozwieziono poPGR-ach, a poroża zwrócono leśniczówkom, z których były wypożyczone.Trofimówkę znowuzamknięto na cztery spusty.Girlandami i krepiną nikt już sobie głowy nie zawracał, zarosłypajęczyną, wyblakły na słońcu, poszarpał je wiatr, który wdzierał się do wnętrza przez wybiteszyby.W ścianach i pod podłogą zagniezdziły się tabuny myszy, na poddasze wprowadziła sięrodzina kun, w spiżarni zamieszkały szerszenie.Krokwie zaczęły butwieć, bo jesienne burzezrzuciły parę dachówek i deszcz lał się do środka.Nikt jednak nie odważył się wynieść sprzętówi wciąż jeszcze w Zwiętym Kącie wisiały powieszone przez Praskowię ikony, przykrytestrzępami wyszywanego ręcznika, w którym myszy zrobiły sobie gniazdo.Na początku lat siedemdziesiątych gruchnęła po wsi wieść, że w Trofimówce ktoś mieszka.Ludziom wierzyć się nie chciało, żeby jacyś ludzie chcieli dobrowolnie osiedlić sięw tak przeklętym miejscu, wysłali więc sołtysa na rekonesans [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki