[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.  Panie władzo, ja naprawdę nie wiem, co tu się wyprawia!  zaprotestował chłopakostrym tonem. Za to ja wiem!  odparł policjant. Przyszedłeś zabić Dagmarę, ale dziewczyna naszczęście spała w innym pokoju. Adam. Kinga miała łzy w oczach, co wyraznie nie spodobało się Jaśkowi. Jakmogłeś?! Przecież mówiłeś. Jasne, pewnie, że mówiłem, wszystko, co chciałaś usłyszeć.To proste.Tak, tak,kocham, tak, tak, uwielbiam, tak, oczywiście, jesteś całym moim.O cholera!Adam zatoczył się i uderzył o ścianę. Tak nie wolno! Nie można bić więznia! I co pan z tym zrobi?  Wskazał głowąrozcierającego sobie pięść Jaśka. No co? Nic? A co miałbym zrobić? Przecież nic się nie stało! Jak to! Mój nos! Zgłoszę to na polic.Do prokuratury. jęczał Adam. Oczywiście.Bardzo proszę.Możesz zgłaszać, ale nie rozumiem, jakim cudem maszpretensje do psa. Co? No tak, dzgnąłeś nożem tę puchatą, niewinną kulkę miękkiego futerka, a ona zamiastprzegryzć ci gardło, tylko walnęła cię łbem w nos.Wszyscy to potwierdzą, ale skoro chceszzawracać głowę prokuratorowi, droga wolna.Wyprowadzili Adama do radiowozu.Dagmara z wrażenia słaniała się na nogach, na szczęście zawsze w pobliżu znajdował sięMichał.Na podwórku Adam jeszcze dwa razy prawie doznał uszczerbku na zdrowiu i tylko dziękiszybkiej reakcji aspiranta nie zarył nosem w żwir.W końcu policjant naprawdę się zdenerwował. Pani Kusiakowa!  No co?!  ostro postawiła się kobieta. Jeszcze raz podstawicie mu nogę, to zamknę i was! I ani słowa więcej! Mam dość! burknął, siadając obok kierowcy. Panie aspirancie. jęknęła Dagmara. Proszę nam powiedzieć, o co tu chodzi! Powiem, powiem! Muszę tylko coś sobie przemyśleć.Wrócili do kuchni, żeby coś zjeść. No to ruiny szlag trafił  zawyrokowała Kusiakowa. Nic w tym strasznego  odparła Dagmara z pewną ulgą. Ale co ja biedna teraz pocznę? Przecie gmina nie pozwoli bimbru tu pędzić.Wszyscy popatrzyli na kobietę ze współczuciem.Chwilę pózniej szalone popiskiwania Bestii zapowiedziały wejście dziadka.Wyglądałdziwnie, idąc pod ramię z panią Stasią. On chciał mnie zabić!  mruknęła Dagmara. Słyszysz, dziadku? Chcieć chciał, ale byłaś przecież pod dobrą opieką. Mogłam tam spać  odburknęła. Nie mogłaś!  odpowiedziała Andżelika. Pilnowałam cię. Tak? A skąd wiedziałaś, że ktoś.Chodzi o Krychę? Tak? Nie, nie o nią.Raczej o to, co kilka dni temu powiedziała Kinga.Wiesz, o tejlukrecji. Czyli?  Dagmara szukała w pamięci jakiejś prawdy objawionej na temat lukrecji,którą ostatnio wygłosiła Kinga, ale była tak przejęta, że niczego nie potrafiła sobie przypomnieć. A tak przy okazji, dziadku, dlaczego nie zabraliście Precla? Wciąż siedzi w ogródku naplebanii? To nie ma go tutaj?  zdziwił się starszy pan. No trudno, jak narozrabia, trzebabędzie zapłacić. Co prawda Precel był łagodny i bardzo rzadko kogoś gryzł, ale często tratował.Kochałzwierzęta jedyną w swoim rodzaju miłością.Uwielbiał kury, koty i króliczki.Oczywiście bezwzajemności.Kury mdlały, koty wrzeszczały jak opętane, a króliczki były bardzo bliskie zawału,kiedy delikatnie brał je w pysk i usiłował się z nimi zaprzyjazniać.Potem oślinione i przerażonezwierzaki nie za bardzo dochodziły do siebie.Ich właściciele żądali odszkodowań za stratymoralne swoich pupili.Dziadek płacił. Zaraz, zaraz, dajcie spokój z Preclem, znajdzie się.Mówcie lepiej, o co chodzi z tymczymś, co powiedziała Kinga.Ale wszyscy milczeli.Przed domem zatrzymał się radiowóz i wysiadł z niego biedny Francuz.Byłposiniaczony, skulony i bardzo niepewnie się poruszał.Z powodu bandaży znów świecił łysiną. Przywiozłem go, bo chciał się z panem zobaczyć  zwrócił się do dziadka aspirant.Ksiądz nas tu skierował, choć ten biedak dostał drgawek, jak mu powiedziałem, dokąd jedziemy. Boże kochany  jęknął Generał. Ryszardzie! Mam twoją fajkę.Kusiakowa, co panizrobiła? Chciała go pani zabić?Francuz się skulił i schował głowę w ramiona, widząc przed sobą kobietę. A tak! Po co udawał pana Tytusa jako demona? Włosy sobie założył! O!  Kobietawskazała palcem w kierunku obandażowanej głowy przybysza. O! Boże! Biedaku, co ona ci zrobiła?!  lamentował dziadek. A co żeś pan taki litosierny? Nic mu nie jest!Francuz skulił się jeszcze bardziej, kiedy Kusiakowa wyraznie niezadowolona rzuciłajakimś garnkiem. O Boże! Mamunia!  krzyknęła, patrząc w okno. Mamunia!Z daleka dostrzegli biegnącą w kierunku domu małą staruszkę.Ręce miała rozłożone, jakby usiłowała wzbić się w powietrze, i wrzeszczała wniebogłosy.Jej wielkie gumiaki pędziły przed nią i tylko cudem udawało się kobiecinie nad nimizapanować. Upiór! Upiór!  wołała, ale w jej głosie słychać było więcej radości niż przerażenia.Upiór przyszedł zeżreć Walczaków! Za krzywdy przyszedł ich zeżreć! Za krzywdy!Wszyscy, nie wyłączając Francuza, wybiegli przed dom. Dużo upiór  skwitował obcokrajowiec. Dużo, dużo. A tam zaraz, pan im nie wierzy  skwitował policjant. Te durne baby wszędzieupiora znajdą.Kusiakowa, co wasza matka znów wymyśliła? Kiedy nie wiem. Kobieta wzruszyła ramionami. Co żeście wymyślili, mamuniu?Pan policjant pytają. Kiedy nic! Idę sobie lasem, a tu widzę, wielkie biegnie, strasznie wielkie, po chwilipod ziemię się zapadło, mgła była, to i nie bardzom widziała, ale wyło tak jakoś nieludzkoi wielkie, wielkie ponad miarę było, i coś strasznie syczało, a potem ciach i z tej podziemiwyskoczyło, i do Walczaków wpadło, a zielone było i trupem cuchnęło, i oczy miało straszne,takie jakby ogniste.To za tym upiorem lecę, a tam patrzę, Walczaki poklękali i się modlą.Ratunku, krzyczą, coby ich nie zżerał.Ale może już ich zeżarł, całą wieś obleciałam, zanim tuprzybiegłam. No wiecie co, mamuniu?! Jak już ich zeżarł, to wam nie daruję  warknęłaKusiakowa. Jak tylko co ciekawego, to cała wieś ważniejsza niż ja.Wstydziłaby się mamunia! Trzeba tam iść natychmiast!  stwierdził aspirant i ruszył w kierunku domuWalczaków.Z doświadczenia wiedział, że demony nie istnieją, upiory to babski wymysł, alezawsze tam, gdzie nazbiera się zbyt dużo gapiów, z których większość nawet o tej porzez pewnością będzie pod wpływem albo co gorsza przed wpływem, może dojść do rękoczynów,a to już było nie tylko bardzo realne, lecz także niebezpieczne. Ci na kacu zdenerwują podpitych i odwrotnie, zazdrość rzecz ludzka, a chryja gotowa.Do tego dojdą baby.Wszystkie mniej lub bardziej nawiedzone. Zamiast latać z ozorem po wsi, trzeba było im pomóc!  zawołał policjant dostaruszki, jakimś cudem pędzącej przed nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl
  • Linki